Reklama

Cezary Pazura: Leczę śmiechem

"Jestem lekarzem z natury, bo leczę śmiechem - całe życie to robiłem" - wyznaje w wywiadzie Cezary Pazura. Aktor dodaje, że w serialu "Aż po sufit!" nie musi się już popisywać, a dzięki swojemu komediowemu doświadczeniu może zagrać tę rolę głębiej.

"Jestem lekarzem z natury, bo leczę śmiechem - całe życie to robiłem" - wyznaje w wywiadzie Cezary Pazura. Aktor dodaje, że w serialu "Aż po sufit!" nie musi się już popisywać, a dzięki swojemu komediowemu doświadczeniu może zagrać tę rolę głębiej.
Ja już jestem "50+" - nie wypada mi się wygłupiać, tak jak kiedyś - przekonuje Cezary Pazura /Mieszko Pietka /AKPA

Dotąd głównie grał pan role, w których dominowały elementy komediowe, teraz musi pan stanąć przed zupełnie nowym zadaniem?

Cezary Pazura: - Wolę grać rolę, taką, jaką mam teraz w serialu, bo ona jest bliższe mojemu temperamentowi na dziś dzień. Ja już jestem "50+" - nie wypada mi się wygłupiać, tak jak kiedyś. Nie muszę się już popisywać. Mam takie przeczucie, że aktor musi być przypisany do postaci i do swojego wieku, bardzo ciężko jest przeskoczyć dwie dekady w dół i nagle udawać trzydziestolatka, który nie ma żadnych zmartwień. Rola Andrzeja Domirskiego spadła mi jak z nieba. Wydaje mi się, że mogę zagrać tę rolę szerzej, głębiej, bardziej kolorowo przez swoje doświadczenie, zwłaszcza komediowe.

Reklama

Czy w jakiś specjalny sposób musiał się pan przygotowywać do roli Domirskiego?

- Mieliśmy próby czytane, wielokrotnie spotykaliśmy się całym zespołem, żeby odpowiedzieć sobie na pytania, kto kim jest, jakie to są relacje i jak będziemy to realizować. Dopiero potem była rozmowa z reżyserem - pierwsze odcinki reżyserował Bartek Konopka, a teraz mamy zdjęcia z Julią Kolberger. Oboje powiedzieli, że trzeba pilnować Czarka z jego temperamentem, żeby gdzieś ten dawny Pazura, opatrzony przez widzów, nie wychynął się znienacka, bo byłby wbrew postaci, którą tworzę. Dlatego potrzebny jest reżyser, jego oko z zewnątrz, bo przez mój temperament ciągnie mnie do takich zagrywek. Aktorowi jest łatwiej jak gra swoimi wypróbowanymi numerami, zagraniami. Człowiek ucieka w te zagrania, bo podświadomie wie, że to już jest sprawdzone. A tu nagle trzeba sięgnąć gdzieś głębiej, po inne środki wyrazu...

Która postać jest łatwiejsza dla pana do zagrania Czarusia z "13 posterunku" czy Domirskiego z "Aż po sufit!"?

- Trudno określić... Rola Domirskiego jest zupełnie inna. Trzeba nagle tworzyć siebie od początku, to jest dla mnie taki powrót do źródeł. Profesorowie w szkole teatralnej powtarzali, że jak zaczynasz nową rolę to znowu czujesz, że masz za dużo rąk, za dużo nóg, wszystko ci przeszkadza i dopiero potem oswajasz się z tą postacią i zaczynasz ją tworzyć... Jak widziałem pierwszy odcinek, to zauważyłem, że ewidentnie Edyta Olszówka tworzy kreacje, nie wyobrażam sobie teraz innej Joanny Domirskiej. Nawet aktorzy, którzy dowiedzieli się, że gramy w takim tandemie, to się w głowy pukali - ale jak Pazura z Olszówką, przecież oni nie pasują do siebie. Właśnie wręcz przeciwnie, mamy podobne temperamenty, potrafimy oboje tupnąć nogą, nie musimy do końca zgadzać się ze sobą, ale jednocześnie jest taka chemia, że widać, że ci ludzie ekranowo są dla siebie stworzeni.

A na co dzień jest pan raczej wesołkiem czy stara się być jednak poważny?

- Od swojego temperamentu nie ucieknie się. Zawsze byłem człowiekiem towarzyskim, wesołym, zabawnym i chyba takim będę już do śmierci. Jednak nie jest to już w takim natężeniu, nasyceniu, żebym chciał się popisywać. W pewnym momencie z tego się wyrasta. Rzeczywiście jak się kręciło "13 posterunek", tak chciałem się tym popisać. To był taki popis jednego aktora. Na rzęsach się stawało, żeby to było zabawne, śmieszne, bystre, szybkie, żeby nikt nie mógł po człowieku powtórzyć.

Czyli jest pan optymistą?

- Zawsze byłem optymistą. Ja to chyba w głębi duszy, gdzieś tam jestem lekarzem. Mam nawet motto jak każdy lekarz - przede wszystkim nie szkodzić. Tyle że ja leczę śmiechem. Całe życie to robiłem. Okazało się, że jest coś takiego jak śmiechojoga, podobno jest to nowy, światowy trend, który podbija wszystkie kontynenty. Ludzie robią głupie miny, skaczą, po to żeby się śmiać. To jest normalne zajęcie terapeutyczne, więc sobie pomyślałem - Boże! Pazura! Tyle lat rozśmieszasz ludzi, to znaczy, że może uleczyłeś parę chorób!

Rozmawiała Dominika Czerniszewska (PAP Life).

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Cezary Pazura
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy