Reklama

Cezary Pazura: Kocham grać drani

Ma poczucie humoru i dystans do samego siebie. W serialu "Żmijowisko" gra faceta bez skrupułów, który wierzy, że każdego da się kupić. Prywatnie Cezary Pazura to kochający ojciec, serdeczny człowiek i bardzo ciekawy rozmówca.

Ma poczucie humoru i dystans do samego siebie. W serialu "Żmijowisko" gra faceta bez skrupułów, który wierzy, że każdego da się kupić. Prywatnie Cezary Pazura to kochający ojciec, serdeczny człowiek i bardzo ciekawy rozmówca.
Cezary Pazura z Diamentowym Klapsem Filmowym 2019 /AKPA

Cezary Pazura urodził się 13 czerwca 1962 roku w Tomaszowie Mazowieckim. Dorastał w Niewiadowie. Grał w piłkę nożną w klubie Stal Niewiadów (do dziś pozostaje fanem futbolu). Ukończył Łódzką Szkołę Filmową (1986). Znamy go m.in. z seriali "13 posterunek" i "Faceci do wzięcia" oraz filmów "Kroll", "Psy" i "Kariera Nikosia Dyzmy". 25 grudnia na ekrany kin wchodzi komedia "Futro z misia" z jego udziałem. Ma młodszego brata, aktora Radosława, żonę Edytę - młodszą o 26 lat, trzy córki i syna.

Reklama

"Wyjaśniłem niedawno mojej 10-letniej córce, że sława to wypadkowa wielu czynników: w tym talentu i ciężkiej pracy" - mówi aktor, którego niebawem zobaczymy w filmie "Futro z misia" i serialu Canal+ "Żmijowisko".

Rolą celebryty narkomana w "Ślepnąc od świateł" udowodnił pan, że jest świetny jako "ten zły". Kajetan Rybak ze "Żmijowiska" to ktoś równie nieprzewidywalny?

Cezary Pazura: - Reżyser Łukasz Palkowski umie słuchać aktora i wie, jak nim kierować. W "Żmijowisku" szukał środków wyrazu, których wcześniej nie używałem. Być może więc obie te postaci pozwolą pomyśleć państwu o mnie w nieco inny sposób? Proszę pamiętać, że my aktorzy uwielbiamy czarne charaktery. Są dużo ciekawsze do grania niż porządni ludzie.

Czym zaintrygował pana Rybak?

- Kajetan jest kimś, kogo można nazwać koneserem zła. Lubi je sobie pokolorować, żeby było smaczne. To inteligentny gracz, który zna ludzkie wnętrze i wie, na co człowiek jest łasy. Dawno temu zrozumiał, że głównym motywem działania większości z nas jest chciwość. Gdy tylko przeprowadził się do Żmijowiska, owinął sobie władze miasteczka wokół palca. Stał się okolicznym bossem i czuje się w tej roli jak ryba w wodzie.

Wie, że każdego może kupić?

- Tak, wystarczy się zakręcić. Zanim tu trafił, mieszkał gdzie indziej. Narozrabiał, więc został skazany na banicję. W Żmijowisku zaczyna układać sobie życie od nowa. Aż trafia na ludzi, sytuacje i zdarzenia, które są poza jego jurysdykcją... Przestaje być bogiem. Musi sięgnąć po inne środki. Tym z państwa, którzy czytali książkę  Wojciecha Chmielarza, zdradzę, że postać została w serialu jeszcze ciekawiej potraktowana. Reżyser wychwycił, że najtrafniejsze sentencje na temat tego, co dzieje się na letnisku, wypowiada właśnie  Rybak. I wykorzystał to.


A co on takiego mówi?

- Na przykład to, że zło jest w ludziach i że każdy może w sobie znaleźć pokłady negatywnych emocji. Ma to odniesienie do tego, co nas obecnie otacza: nienawiści i braku zrozumienia. Tyle że w serialu zostało zamknięte w sensacyjnej oprawie historii o nastolatce, która zaginęła na letnisku, i ojcu, który chce ją odnaleźć.

Cofnijmy się w czasie do lat, gdy był pan dzieckiem i mieszkał w Niewiadowie. Myślał pan już wtedy, żeby zostać aktorem?

- Tata prowadził w naszej miejscowości teatrzyk amatorski. W 1963 roku wyreżyserował spektakl "Zegarek" Jerzego Szaniawskiego. Zagrał w nim z kolegą. Byli tak dobrzy, że zajęli czwarte miejsce w konkursie, a ojcu zaproponowano egzaminy eksternistyczne z aktorstwa w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi. Miałem zaledwie roczek, toteż mama postawiła sprawę jasno: "Syn i ja albo TEN świat". Wybrał nas. Ale miłość do teatru zawsze była w naszym domu obecna. Tata prenumerował miesięcznik "Dialog", w którym publikowano najciekawsze sztuki. Gdy podrosłem, postanowiliśmy czytać je razem - z podziałem na role. Zmienianie głosu i przepoczwarzanie się w kogoś, kim nie jestem, sprawiało mi ogromną radość! Zacząłem też grać epizody w teatrzyku taty i powoli zachłystywałem się "TYM światem".

Czyli rozmawiam z urodzonym aktorem?

- Lubiłem brylować. Byłem dzieckiem, któremu trema kazała biec na estradę i grać jeszcze lepiej, a nie chować się za kurtynę. Nie bałem się. Czułem też, że koleżanki będą na mnie łaskawiej patrzyły. W szkole robiłem wszystko, żeby to mnie wybrano do prowadzenia apelu albo deklamowania wiersza. A nie byłem w tym najlepszy! (śmiech) W konkursach recytatorskich dochodziłem co najwyżej do etapu eliminacji rejonowych. Bałem się, że przekreśli to moją szansę na wymarzone studia. Na szczęście myliłem się.

I to jak! W latach 90. stał się pan gwiazdą najbardziej kasowych filmów.

- A przecież nie marzyłem o sławie. Ciężko pracowałem.  To wszystko.

Wcześniej, w liceum, nie fantazjował pan o zdobyciu serc milionów widzów?

- Gdy decydowałem o swojej przyszłości, miałem inne marzenia. Proszę sobie wyobrazić, że pierwszy raz wybrałem się do teatru w wieku 18 lat. Spędzałem w Warszawie ferie i codziennie chodziłem na jakiś spektakl. Widziałem Jana Englerta w "Krawcu" i Romana Wilhelmiego w "Locie nad kukułczym gniazdem". To były takie sztuki, że teraz, kiedy o nich opowiadam, mam ciarki. Nie zgadnie pan, jaka myśl przyszła mi wtedy jako pierwsza do głowy. Nie o sławie, o nie. Pomyślałem: "Jak oni mają dobrze! Nie marzną, jest im ciepło, no i wstają o 10 rano". A ja, żeby na czas dojechać do szkoły, musiałem zrywać się o 5. Taka więc była moja fantazja - żeby się wyspać. Potem okazało się, że aktorzy filmowi aż tak dobrze nie mają. Też wstają o 5, ba, nawet o 4. Czasem zaś zarywają całe noce.

Po latach wraca pan do roli Waldka w "Psach 3". Będzie się działo?

- Pozwolę sobie zacytować żonę. Gdy zdarza nam się przyjechać do jakiegoś hoteliku i ja zaczynam marudzić: "Ale co, tutaj będziemy mieszkać?", ona mówi tylko dwa słowa. Jakie? "Będziesz zadowolony". Państwo także.

Rozmawiał Maciej Misiorny

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Cezary Pazura
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama