Reklama

Cara Delevingne: Ostra jak brzytwa

Do pokoju hotelowego, w którym spotykamy się w Londynie, Cara Delevingne wchodzi głośno nucąc. Świetnie ubrana, zrelaksowana, ostra jak brzytwa. Jej sposób bycia odsłania wielką pewność siebie. Nie ma w niej ani odrobiny zarozumiałości, jest mnóstwo wewnętrznej siły i odwagi. Cara wychodzi naprzeciw wyzwaniom. Jest ciekawa świata, nie potrafi usiedzieć w miejscu i ciągle błyszczą jej oczy. Najbardziej na świecie chciałaby się wyspać, ale nie ma na to czasu.

Do pokoju hotelowego, w którym spotykamy się w Londynie, Cara Delevingne wchodzi głośno nucąc. Świetnie ubrana, zrelaksowana, ostra jak brzytwa. Jej sposób bycia odsłania wielką pewność siebie. Nie ma w niej ani odrobiny zarozumiałości, jest mnóstwo wewnętrznej siły i odwagi. Cara wychodzi naprzeciw wyzwaniom. Jest ciekawa świata, nie potrafi usiedzieć w miejscu i ciągle błyszczą jej oczy. Najbardziej na świecie chciałaby się wyspać, ale nie ma na to czasu.
Cara Delevingne na nowojorskiej premierze filmu "Papierowe miasta" /Dimitrios Kambouris /Getty Images

Sława, którą cieszy się jako modelka (pojawiająca się m.in. na wybiegach marek takich jak Moschino, Jason Wu, Oscar de la Renta, Burberry, Dolce & Gabbana i Chanel) dorównuje dziś tej, jaką ma brytyjska rodzina. Ambitna Delevingne nie spoczywa jednak na laurach i robi zdecydowany zwrot w stronę kina. Jej aktorska kariera zaczęła się od epizodycznej roli w "Annie Kareninie" w 2012 roku. Dwa lata później Cara udowodniła, że jest w stanie unieść na swoich barkach jedną z głównych ról i zagrała Melanie w "Twarzy anioła" Michaela Winterbottoma. "To ważne, żeby dziewczyny oglądały filmy z silnymi kobiecymi bohaterkami w rolach głównych“ - podkreśla. Międzynarodowy Dzień Kobiet świętowała publikując na Instagramie różowy plakat z napisem: "Ja jestem kobietą. Jaka jest twoja super-moc?".

Reklama

31 lipca do polskich kin trafi kolejny świetny film z Delevingne w roli głównej. W "Papierowych miastach" - filmowej adaptacji najnowszej powieści Johna Greena ("Gwiazd naszych wina") - wschodząca gwiazda srebrnego ekranu wcieliła się w postać Margo Roth Spiegelman - łobuziary, która nie godzi się na granie ról, jakie oferuje jej życie w małym amerykańskim miasteczku. Jest piekielnie inteligentna, woli bawić się ze światem w kotka i myszkę, niż szukać dla siebie miejsca w systemie. Delevingne też przeczy stereotypom i wraz z każdym nowym projektem pokazuje, że stać ją na więcej. Jest w niej coś niebywale pociągającego. Bywa to szczerość. Z aktorką rozmawia Anna Bielak.

Anna Bielak: Jake Schreier, reżyser "Papierowych miast" powiedział, że obsadził cię w roli Margo Roth Spiegelman, bo zobaczył ją w tobie. Jesteście aż tak do siebie podobne?

Cara Delevingne: - Kiedyś byłam podobna do Margo bardziej, niż jestem dzisiaj. Niewątpliwie obie jesteśmy jednak poszukiwaczkami przygód i uwielbiamy ryzyko. Takie rzeczy się nie zmieniają. Gdybym to jednak ja mogła decydować, jak zachowa się Margo, podjęłaby ona zupełnie inne decyzje. Nigdy nie zemściłabym się na swoim chłopaku za zdradę robiąc mu okrutne dowcipy, jakie wymyślała. Wszystko, co robiła, żeby dać upuść swojej złości, było bardzo kreatywne, ale nie w moim stylu.

Jaki jest twój styl?

- Lubię żarty, ale lżejszego kalibru. Kiedyś w szkole przesypałam cukier do solniczek, a sól do cukierniczek. Malowałam też penisy na twarzach śpiących kolegów. Lubię się chować i straszyć ludzi wyskakując na nich [śmiech]. W porównaniu z tym, co robiła Margo, to słodkie i miłe żarty, nieprawdaż? Nie mszczę się na ludziach, których kocham. A to tylko początek różnic. Najchętniej wywróciłabym całą historię tej dziewczyny do góry nogami! Wtedy film byłby jednak zupełnie inny. Pewnie znacznie mniej fascynujący [śmiech].

A ty sama lubisz zmieniać się dla roli?

- Oczywiście! Dla dobrej roli zrobiłabym absolutnie wszystko.

Jesteś modelką. Przybrałabyś na wadze?

- Wierz mi - nie zajęłoby mi to dużo czasu! Fizyczna zmiana pomaga mi odnaleźć się w postaci, więc bez wahania poddałabym się każdej, także fizycznej transformacji. Uwielbiam też pracować nad akcentem, bo sposób mówienia jest bardzo ważną cechą charakterystyczną każdej postaci. Dorastałam oglądając amerykańską telewizję, więc nie miałam problemu, żeby będąc Margo posługiwać się południowoamerykańskim akcentem. Im zmiana jest większa, tym lepiej.

A co jest większym wyzwaniem? Przebicie się w show-biznesie w roli modelki czy aktorki?

-
Obie branże są piekielnie trudne. Udało mi się zostać wziętą modelką, bo w ogóle mi na tym nie zależało. Mocniej dotknął mnie fakt, że jako szesnastolatka nie dostałam roli w Alicji z Krainy Czarów w filmie Tima Burtona. Wydawało mi się, że jestem do niej stworzona, a nikt nawet nie brał mnie pod uwagę! To złamało mi serce. Nie obejrzałam filmu, kiedy trafił na ekrany, bo wciąż było mi tak smutno. Jako modelka zachowywałam się jakbym miała wszystko gdzieś i dlatego każdy chciał mnie zatrudniać. Mnóstwo dziewczyn niczego nie pragnie bardziej, niż postawienia stopy na wybiegu. Ta desperacja sprawia, że są znacznie mniej atrakcyjne. To wszystko jakiś absurd, nie sądzisz? Poza tym modelek jest mnóstwo. Możesz zostać zatrudniona, a potem wymieniona na nowszy model. Zawsze jest w kim przebierać. Możesz być olśniewającą modelką, ale to nie sprawi, że ludzie będą o tobie pamiętać. Pod tym względem w branży filmowej jest inaczej. Kiedy raz zaistnieje się na rynku łatwiej ci utrzymać się na nim na dłużej. Branża filmowa jest mocno selektywna, ale kiedy udowodnisz, że jesteś dobra, kolejne role zaczną się pojawiać.

 Pojawiają się w twoim życiu. Jesteś modelką, projektantką, flirtowałaś z muzyką, ale zdaje się, że aktorstwo to zajęcie, któremu chcesz się poświęcić na dłużej. To dowód na to, że znalazłaś siebie?

- Wcale nie chcę grać, cały czas mnie kusi, żeby sprawdzić jak to jest być magikiem w cyrku... [śmiech] Żartuję! Oczywiście, że pragnę grać więcej, ale nie powiedziałabym, że to dowód odnalezienia siebie. Cały czas się szukam i uważam, że właśnie dzięki temu z taką łatwością wcielam się w kolejne życiowe i filmowe role. Inspiracją są dla mnie wszystkie silne kobiety, które poznaję w życiu. Uwielbiam Meryl Streep - to niewiarygodna aktorka. Chciałabym ją spotkać i ukraść jej mózg [śmiech]. Przyglądam się starszym artystkom - Judi Dench i Helen Mirren. Obie mają niebywałe doświadczenie, wciąż są ikonami i mogą liczyć na ciekawe role. Chciałabym nadal grać, kiedy będę w ich wieku. Kiedy grałam Margo nie miałam problemu, żeby ją zrozumieć, bo ona też szuka swojego miejsca w świecie. Akceptuje fakt, że jeszcze nie wie, kim jest i ja robię dokładnie to samo. Zdanie sobie sprawy z tej niewiedzy było najbardziej wyzwalającym momentem w moim życiu.

A jak wyglądało twoje życie kiedy byłaś w liceum, w wieku filmowej Margo Roth Spiegelman?

- Kiedy byłam młodsza mnóstwo czasu spędzałam robiąc rzeczy, które nie interesowały innych. Całymi dniami przesiadywałam w szkole muzycznej. Ciągle montowałam też amatorskie filmy dla znajomych. I, ha, specjalizuję się w wypiekaniu domowego chleba! Byłam też klasowym klownem. Uwielbiałam rozśmieszać i rozpraszać ludzi wokół mnie. Sama nigdy nie pakowałam się w kłopoty, ale często inni mieli je przeze mnie. Cóż, byłam jednym z tych irytujących dzieciaków, które z każdej sytuacji wychodzą obronną ręką.... Był we mnie potencjał na rasową kryminalistką! [śmiech]

Miałaś przyjaciół?

- Przyjaźń to jedna z najważniejszych rzeczy w moim życiu. Relacja z przyjacielem musi być oparta na zaufaniu, bliskości i szacunku. Nie potrzebuję tłumu nieistotnych znajomych wokół siebie. Liczą się prawdziwe relacje; ludzie, których kocham i którzy mnie rozumieją. Wiele osób twierdzi, że jestem spontaniczna, ale ci, którzy dobrze mnie znają wiedzą, że bywam dosyć przewidywalna. Chociaż kto wie, jaka jest prawda? [śmiech]

Ty prawdę o sobie mocno kreujesz. Filmowa Margo mówi, że chce kultywować swój wizerunek. Dzięki temu może schować za nim swoją prawdziwą twarz. Powiedziałabyś to samo o sobie?


- Na pewno nie staram się pielęgnować fantazji. Chciałabym się zdystansować od splendoru, który wiele osób kojarzy z postacią modelki. Ludzie, którzy chcą być mną i uważają, że nie mam żadnych wad, mocno się mylą. Jestem tylko człowiekiem, jak każdy. Chciałabym, żeby to było dla ludzi oczywiste. Często udaje mi się też sprawiać wrażenie, że wszystko, co robię, jest szalenie proste. Ale to nieprawda. Nie jestem też aż taką dzikuską, za jaką niektórzy mnie mają. Jestem po prostu młoda i nie lubię być zamykana w klatce ani w szufladzie.

A nie masz ochoty od tego wszystkiego uciec? Co robiłabyś na wakacjach, gdybyś mogła je mieć od jutra?

- Spałabym! Chociaż miewam przedziwne sny... kiedy kręciliśmy "Papierowe miasta" śniłam o fioletowej pustyni i szarłatach [ang. tumbleweed, rośliny oderwane od podłoża i niesione przez wiatr - przyp. red.]. Wypadały mi też zęby. Straszny sen! Podobno typowo amerykański! Gdybym nie pracowała przez cały lipiec i sierpień, leżałabym na słońcu, pisała poezję, sztuki teatralne, scenariusze. Mam dużo pomysłów, ale nie zawsze je rozwijam. Jest też mnóstwo książek, które chciałabym przeczytać, lista ciągnie się w nieskończoność. Uwielbiam reportaże. Mam wrażenie, że żyję w wymyślonym świecie, więc sięgam do czegoś, co wydaje mi się realne. Czytam teraz fascynującą książkę Julii Serano "Excluded: Making Feminist and Queer Movements More Inclusive". I marzę o tym, żeby mieć więcej czasu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Cara Delevingne | Papierowe miasta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama