Barbara Kurdej-Szatan: W rytmie obowiązków
Chociaż ma zawsze wiele do załatwienia, Barbara Kurdej-Szatan nie zapomina o świątecznych tradycjach ani o zrobieniu postanowień na nadchodzący rok.
W "M jak miłość" miała ostatnio miejsce spora awantura. Joasia, całkiem słusznie, nawrzeszczała na Eryka. Jak to jest krzyczeć na swojego męża przed kamerą?
Barbara Kurdej-Szatan: - Na planie było to trochę zabawne i dla nas, i chyba dla całej ekipy, która obserwowała, jak się kłócimy. Wiadomo, że weszliśmy w role i trzeba było zagrać to, co mieliśmy do zagrania. Podchodzimy do tego profesjonalnie, to nie pierwszy duet, w którym wspólnie występujemy. Wcześniej graliśmy już razem w musicalu "Legalna blondynka". Rafał grał tam na zmianę dwie role męskie: raz wcielał się w Emmetta, czyli tego dobrego, raz grał Warrena, w którym moja postać się kochała i który ją potem porzucił... Mamy doświadczenie, jeżeli chodzi o pracę ze sobą, bo występowaliśmy razem nie tylko w teatrze, ale i na koncertach. Z tym że akurat na planie serialowym spotkaliśmy się po raz pierwszy. Było to dla nas nowe grać przed kamerą, a nie na scenie, ale myślę, że czuliśmy się oboje tak samo swobodnie, jak zawsze.
Bardzo pani kibicowała swojemu mężowi podczas "Twoja twarz brzmi znajomo". Nie chciałaby pani sama wystąpić w takim programie?
- Jeżeli chodzi o programy "Twoja twarz..." czy "Taniec z gwiazdami", to oczywiście chętnie wzięłabym udział. Według mnie, to jest wielkie wyzwanie, wielka przygoda i możliwość rozwoju. Tyle że ja mam teraz dwa seriale, spektakle w Krakowie i w Warszawie, za mną prowadzenie "The Voice of Poland", przede mną kolejna edycja "The Voice Kids" i premiera filmu "Pech to nie grzech".
- Musiałabym bardzo kombinować, prosić w obu serialach, by mnie najlepiej usunęli na tych kilka miesięcy ze scenariusza. Byłoby to dla mnie dużo zachodu, musiałabym o to bardzo zawalczyć. A w tej chwili mam już na tyle dużo pracy, że nie chcę jeszcze sobie dokładać. Podchodzę do tego na luzie. To jest praca, już teraz uczestniczę w wielu różnych projektach, w których się spełniam.
Mimo wielu zajęć znalazła pani czas jeszcze na kolejny serial, "W rytmie serca". Co panią do tego przekonało?
- To świetny i ciekawy serial. Ma bardzo dobry scenariusz, dużo się w nim dzieje. Mamy wspaniałą ekipę, z którą uwielbiam pracować. I przede wszystkim lubię moją bohaterkę, bo nie jest jednowymiarowa, jest skomplikowana i to mi się w niej podoba. Maria jest taką żywą postacią, ma jeszcze różne momenty przed sobą, a co za tym idzie, ja mam mnóstwo ciekawych scen do zagrania.
Maria w przeszłości musiała zrezygnować ze studiów medycznych. Pani też ma jakieś marzenia, które wciąż czekają na spełnienie?
- Wiadomo, że zawsze chciałoby się mieć wciąż więcej i więcej, i więcej... Gdybym nie miała dziecka i męża, to z tymi doświadczeniami zawodowymi, które do tej pory zdobyłam, może pojechałabym za granicę i próbowała tam swoich sił. Ale mam dziecko, chcę mieć drugie i brakuje mi już miejsca na to, żeby coś zmieniać, gdzieś wyjechać. Zawsze można uważać, że ma się wszystkiego za mało w życiu, ale to zależy od podejścia i od nastawienia. Cieszę się z tego, co mam, doceniam to. I czerpię z życia, ile tylko mogę. Dla mnie ważne jest, żeby się rozwijać. A mamy jeszcze z Rafałem różne zawodowe wspólne marzenia, które możemy spełnić tu, w Polsce.
Pani rodzina w dużej części składa się z artystów. Jak spędzają państwo Boże Narodzenie?
- U nas święta zawsze są tradycyjne, z rodziną. Przez ostatnich kilka lat większość świąt spędzaliśmy wspólnie - byli rodzice moi i Rafała. Tak rzadko możemy się wszyscy razem spotkać, że nigdy nie wpadliśmy na pomysł, by ich zostawić i wyjechać na urlop w Boże Narodzenie. Chcemy z nimi spędzić ten czas, który nam się tak dobrze kojarzy. Cieszymy się sobą nawzajem, delektujemy smakami z dzieciństwa i prowadzimy długie rozmowy do późna.
Wśród tylu zajęć znajduje pani jeszcze czas na lepienie pierogów albo pakowanie prezentów?
- Oczywiście, że tak (śmiech)! To jest tradycja, na to musi się znaleźć czas! Zawsze lepimy pierogi z kapustą i grzybami, zazwyczaj razem z moją siostrą, Kasią, albo ostatnio wspólnie z Hanią. Mamy w rodzinie taką tradycję, że do jednego pieroga wkładamy orzeszek. Osoba, która trafi na ten pieróg, będzie miała szczęście przez cały rok.
Tylu muzyków przy świątecznym stole, lubicie państwo śpiewać wspólnie kolędy?
- Tak. Kiedyś, na początku, gdy jeszcze dzieliliśmy święta, pamiętam, jak spędzałam je po raz pierwszy u rodziny męża i byłam zachwycona - Rafał wyciągał gitarę, oni wyciągali śpiewniki i wszyscy razem śpiewaliśmy. Myślę, że w tym roku pewnie to powtórzymy.
Na Sylwestra też zaśpiewają państwo razem?
- Tak, na koncercie w Zakopanem. Będę prowadzić Sylwestra z Tomkiem Kammelem, Rafał zaśpiewa i solo, i w duecie ze mną. Rok temu podobnie spędziliśmy noworoczny czas, przy okazji wyjazdu w góry pojeździliśmy na nartach, byliśmy na kuligu i wypoczęliśmy.
Sylwester to okazja, by wprowadzić zmiany w życiu. Ma pani jakieś postanowienia noworoczne?
- Ja mam zawsze problem z systematycznością i to na wielu różnych polach. Co roku chciałabym być bardziej systematyczna, jeżeli chodzi o treningi, o dietę i o różne przyjemności. Na przykład kompletnie nie myślę o odpoczynku, o chwilach wyłącznie dla siebie. Zawsze tylko skupiam się na obowiązkach - praca, dom, dziecko... Myślę o tym, jak wszystko zorganizować, jak odebrać Hanię, o tym, kto ją zawiezie, o której mam iść do pracy itd. I kompletnie zapominam, że czasem mogę iść na masaż albo po prostu zrobić sobie chwilę oddechu. Chciałabym w nadchodzącym roku pamiętać o tym częściej. Zachować równowagę, bo jak jest równowaga, to jest to również spokój w głowie.
Rozmawiała Joanna Kołakowska