Reklama

Anna Popek: Nowy program, nowy dom

Dla Anny Popek to będzie wyjątkowa Wielkanoc. Po raz pierwszy dziennikarka zaprasza bliskich do nowego mieszkania, które właśnie kończy urządzać.

Wróciła pani ze spotkania w sprawie "Rodzinnego kucharzenia", które zobaczymy jesienią. Ponoć dostała pani program, bo jest ulubienicą prezesa...

Anna Popek: - (śmiech) Mamy naturalną skłonność do uproszczeń. Ale to nie całkiem tak. Rok temu zadzwoniła do mnie Małgosia Dawglis z Dwójki z pytaniem, czy poprowadzę teleturniej o kucharzeniu. W pierwszej chwili pomyślałam, że gotowanie jest sprawą dość prozaiczną, ale przecież to także wspólne posiłki, rodzina, przyjaciele, bliskość. Show, który w życzliwej atmosferze opowiada o jedzeniu, gotowaniu, biesiadowaniu, zawsze był moim marzeniem. W telewizji pracuję od 25 lat i nie miałam w dorobku własnego, rodzinnego programu. Cierpliwie czekałam na swoją kolej. Pilotażowy odcinek nagraliśmy w lipcu. Mam nadzieję, że już niedługo ruszymy ze zdjęciami.

Nie wiedziałam, że jest pani aż taką fanką gotowania.

Reklama

- Nie lubię przesiadywać w kuchni, ale kocham dobrze zjeść, więc gotuję sama. Jako matka dwóch córek, w dodatku urodzona na Śląsku, nie wyobrażam sobie, żeby nie gotować. Trzy lata temu z siostrą Magdą napisałyśmy książkę "Siostry gotują", która opowiada o podejściu do kuchni, jakie panowało w naszej rodzinie. Chciałyśmy przywrócić pochwałę prowadzenia domu; pokazać kobietom, że bycie gospodynią, troska o dzieci i męża to niezwykle wartościowa rzecz, scalająca bliskich. A rodzina to skarb i trzeba go pielęgnować, bez względu na to, jak skomplikowane relacje w niej panują. Moim zdaniem, wszystko zaczyna się od stołu. Tam, gdzie istnieje tradycja wspólnego jedzenia, łatwiej się dogadać. To niby bardzo proste, ale wszystkie wiemy, jak trudno wprowadzić taki zwyczaj, zwłaszcza gdy matka musi pracować.

Wielkanoc to doskonała okazja, żeby rodzina mogła pobyć razem. W tym roku święta urządza pani u siebie.

- Każdego roku jeździliśmy do siostry, do Podkowy Leśnej, ale powiedziałam: "dość!". Pierwszy raz zapraszam wszystkich do siebie. To znakomita okazja, bo od kilku miesięcy z córkami jesteśmy w nowym mieszkaniu. Urządzanie zaczęłam od kuchni. Potem była łazienka. Kilka dni temu zaczęłam rozglądać się za witrynką, która pomieściłaby całą zastawę. Żeby dobrze przeżyć święta, najpierw muszę uporać się z domowymi obowiązkami. Od połowy marca sprzątam, myję okna, żyrandole, porządkuję rzeczy, robię zakupy. Dzięki temu w Wielkim Tygodniu będę miała czas na przygotowania duchowe, uczestnictwo w nabożeństwach. Triduum Paschalne to dla mnie wyjątkowe dni...

Co jest dla pani najważniejsze w tych świętach?

- Nadzieja na to, że w każdym momencie można zacząć życie od nowa, zmienić się naprawdę. Może brzmi to jak slogan, ale głęboko wierzę, że tak właśnie jest. Wielkanoc to dobry czas, by zastanowić się nad sobą, nad relacjami z bliskimi, nad tym, czy jesteśmy szczęśliwi. A jeśli nie, to co możemy zrobić, by to zmienić. Aspekt duchowy jest potrzebny jak tlen. Człowiek nie jest tylko osobą fizyczną. Nie dajmy się wkręcić w pęd za dobrami doczesnymi, bo to droga donikąd.

Kiedy pani uświadomiła sobie, że warto zwolnić?

- Po rozwodzie. To był dla mnie bardzo trudny czas. Musiałam przeorganizować życie swoje i córek. Dużo pracowałam, ale znalazłam chwilę i pojechałam na rekolekcje do benedyktynów do Tyńca, a potem do Falenicy. Zrozumiałam, że to, jak będzie wyglądało moje życie, zależy ode mnie, że można wszystko zmienić. Zaczęłam chodzić na taniec, zapisałam się na angielski, uważniej przyglądam się światu. Młodość to nauka i rozwój, a ja staram się czuć i wyglądać młodo.

Znajdzie pani czas, by coś samodzielnie ugotować i upiec?

- Moje specjalności to: sałatka jarzynowa, barszcz, kluski śląskie z wołowiną, pasztet i pieczona kaczka. Pomoże mi mama. Ciasta przywiezie siostra, która jest rewelacyjnym cukiernikiem. Nasza rodzina jest kresowo-śląska. Babcia Małgosia przekazała nam zwyczaje, które kultywujemy. Bożonarodzeniowy opłatek smarujemy miodem, a na Wielkanoc przygotujemy baranka z masła. Bez tego nie wyobrażam sobie świąt.

Jak wygląda u państwa śniadanie wielkanocne?


- Dbamy o to, by dom był świątecznie udekorowany. Musi być dużo kwiatów: żonkili, tulipanów. Wspólnie przygotowujemy posiłek. Składamy sobie życzenia i zasiadamy do stołu. Jest święconka, chrupiąca bułka z makiem (specjalność mamy), barszcz, wędliny z ćwikłą i chrzanem. Potem idziemy na spacer. Zachodzimy do kościołów i oglądamy puste groby. A w śmigus-dyngus nie żałujemy wody (śmiech).

Małgorzata Pyrko

Super TV
Dowiedz się więcej na temat: Anna Popek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy