Reklama

Anna Dereszowska: Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?

Jest silną, inteligentną i zjawiskowo piękną kobietą. Ma pasję i bez trudu się w niej realizuje. Uwodzi jak najprawdziwsza femme fatale, ale romans z nią nie jest zapowiedzią serii katastrofalnych zdarzeń. Przy wróżce Jadwidze można się czuć w pełni bezpiecznie; można powiedzieć jej o wszystkim i o wszystko zapytać - tak jak Annę Dereszowską, która w postać urokliwej jasnowidzki wciela w najnowszym filmie Witolda Orzechowskiego pt. "Kobiety bez wstydu“.

Jest silną, inteligentną i zjawiskowo piękną kobietą. Ma pasję i bez trudu się w niej realizuje. Uwodzi jak najprawdziwsza femme fatale, ale romans z nią nie jest zapowiedzią serii katastrofalnych zdarzeń. Przy wróżce Jadwidze można się czuć w pełni bezpiecznie; można powiedzieć jej o wszystkim i o wszystko zapytać - tak jak Annę Dereszowską, która w postać urokliwej jasnowidzki wciela w najnowszym filmie Witolda Orzechowskiego pt. "Kobiety bez wstydu“.
Anna Dereszowska w filmie "Kobiety bez wstydu" /materiały dystrybutora

Anna Bielak: Jadwiga, jasnowidzka, którą gra pani w filmie "Kobiety bez wstydu“ Witolda Orzechowskiego zna odpowiedź na każde pytanie. Pani też?

Anna Dereszowska: - O nie! [śmiech] Należę do osób ciekawych świata. Cieszy mnie to, że wciąż coś mnie zaskakuje i że nie mam odpowiedzi na wszystko. I nie chcę jej mieć! Pielęgnuję w sobie radość podobną tej, którą odczuwają dzieci doświadczające pięknych rzeczy po raz pierwszy w życiu. Mnie nigdy nie przestali zaskakiwać ludzie. Przykład? Wychowywałam się między chłopakami - mam starszego brata i kuzynów - więc sądziłam, że zawsze najlepiej będę się dogadywać z mężczyznami. Tymczasem mam fantastyczne przyjaciółki też w zawodzie, m.in. Jolę Fraszyńską. Wielu ludzi się temu dziwi.

Reklama

Bo aktorki powinny ze sobą rywalizować?

- Bo generalnie kobiety ze sobą rywalizują, zwłaszcza na gruncie zawodowym. Często nawet stroimy się nie po to, żeby spodobać się mężczyźnie, ale żeby wyglądać lepiej, niż inne kobiety. I w pierwszej kolejności sprawdzamy, czy to one wodzą za nami wzrokiem! Poczucie, że mogę totalnie ufać drugiej kobiecie, że się wspieramy i sobie dopingujemy była więc i dla mnie sporym zaskoczeniem.

Bohaterki "Kobiet bez wstydu" trzymają się od siebie z daleka. Łączy je wyłącznie rywalizacja o względy ponętnego psychoterapeuty - dr Piotra Roli-Kossaka (Michał Lesień). A kim jest Jadwiga? Manipuluje całą gromadką?

- Jadwiga nie bierze udziału w żadnej grze ani rywalizacji, bo z racji daru, którym jest obdarzona od początku wie, jaki będzie finał tych damsko-męskiej potyczek [śmiech]. Umie czekać, bo mimo stosunkowo młodego wieku, jest kobietą bardzo mądrą i doświadczoną. Dzięki temu dobrze rozumie Piotra i fakt, że mężczyzna musi się wyszaleć, zanim na poważnie zajmie się życiem. Ale naturalnie posiadanie takiej wiedzy daje jej ogromną przewagę nad resztą kobiet. Cieszę się, że miałam okazję zagrać kogoś takiego, jak ona, choć przyznaję, że osobiście nie potrafiłabym znaleźć w sobie tyle cierpliwości i wyrozumiałości [śmiech]. Poza tym znacznie bardziej ekscytuje mnie w życiu wspomniana niewiedza.

Wróżba determinuje zachowanie człowieka?

- Często! Sprawdziłam to w praktyce! Usłyszawszy od astrologa, jak będzie wyglądała moja relacja z jedną z bliskich mi wówczas osób, podświadomie dążyłam do spełnienia tej wyroczni. Moje zachowanie wymuszało na niej reakcje, które odpowiadałyby przepowiedni. Świetnie reżyserowałam kolejne sytuacje! [śmiech] Ale nie było to ani fajne, ani potrzebne. Dziś wiem, że trzeba się otworzyć na ludzi. Pozwolić, by nas zaskakiwali. Zresztą niespodzianki, które mają negatywny wymiar, to też bardzo ważne lekcje. Jadwiga czerpie swoją mądrość z wiedzy tajemnej, ja z doświadczania życia, przeżywania rozmaitych sytuacji. Uważam, że każdy wiek ma swoje prawa. Niczego nie żałuję i nie zmieniłabym dziś żadnej z podjętych dawniej decyzji, choć na pewno przez pewne etapy przechodziłabym spokojniej i rozsądniej.

Jadwiga ma duże poczucie własnej wartości, to bardzo jej pomaga zachować spokój ducha i wewnętrzną równowagę.

- Powinna je mieć każda kobieta. Wszystkie namawiam do tego, żeby spojrzały na siebie z dozą obiektywizmu. I zobaczyły, jakie są fajne, jak ciężką i często niedocenianą pracę wykonują. Jeśli same siebie nie docenimy, nikt nas nie doceni. To brzmi jak frazes, ale to prawda. Cieszy mnie, że współczesne Polki o siebie dbają, są świadome swojej kobiecości i coraz bardziej przedsiębiorcze.

Jak znaleźć w sobie siłę, żeby manifestować swoją wyjątkowość?

- Można poprosić o pomoc trenera osobistego lub numerologa [śmiech] albo trochę zwolnić w życiu. Szukamy szybkich rozwiązań, bo brakuje nam czasu, żeby samodzielnie nad sobą popracować - zastanowić się, czego chcemy, a czego tak naprawdę potrzebujemy. Trzeba postawić sobie cele, do jakich tak naprawdę warto dążyć. Chaos i pośpiech to kiepscy sprzymierzeńcy w walce o siebie.

Ułożenie sobie życia w fajny sposób wymaga czasu i przestrzeni.

- Absolutnie! Współczesne kobiety chcą się realizować na wszystkich polach. Świat nie zmienił się jednak na tyle, by zdjąć z nas obowiązek bycia Matką Polką - zajmowania się domem, wychowywania dzieci, prania i gotowania. Staramy się pogodzić tę rolę z karierą i osobistym rozwojem. I stajemy na rzęsach zapominając, że nie da się być idealną we wszystkim. To nas frustruje, prowadzi do załamań nerwowych, kryzysów i depresji. Zakładamy, że damy radę, ale stajemy twarzą w twarz z bardzo trudnym zadaniem i okolicznościami, które nie zależą wyłącznie od nas, ale i od społecznych uwarunkowań. Pracujemy tyle, ile mężczyźni, choć nie jesteśmy jeszcze na równi z nimi wynagradzane.

Ale pasjonujemy się swoją pracą.


- I zajmujemy coraz wyższe i obciążające emocjonalnie stanowiska. A potem wracamy do domu i zamieniamy się w kury domowe. Często nie godzimy się na to, by ktoś nas wyręczał w obowiązkach, bo etos Matki Polki jest w nas zbyt głęboko zakorzeniony. A do tego dochodzi też poczucie winy, że nie spędzamy wystarczająco dużo czasu z dziećmi. Z drugiej strony fajnie jest mieć mamę, która jest pełna energii. Wraca z pracy spełniona, uśmiechnięta i mogłaby góry przenosić. Nie zapominajmy jednak też o tym, że to również trudny czas dla mężczyzn, którzy na nowo muszę zdefiniować swoją pozycję w społeczeństwie. Nie muszą już utrzymywać rodziny, ale i nie chcą poczuć, że zostali zdegradowani do roli koguta domowego. Wszystko wymaga równowagi, którą każdemu trudno dziś znaleźć.

Wszyscy jesteśmy jak bohaterowie dobrej intrygi - zapędzeni w kozi róg. Jak się z niego wydostać?

- Trzeba umieć powiedzieć sobie, że nie ważna jest ilość, ale jakość - zarówno czasu spędzanego w pracy, jak i tego, który poświęcamy rodzinie i dzieciom. Granica między jednym a drugim czasem się zaciera. W mojej rodzinie w weekendy [śmiech]! Bo pozwalam córce chodzić ze mną do teatru. Bieganie za kulisami i gubienie się w teatralnych korytarzach jest dla niej bardzo ekscytujące.

Pamięta pani swój pierwszy pobyt za kulisami?

- W liceum należałam do kółka teatralnego i raz nawet zdarzyło się nam wystąpić na deskach teatralnych, to był mój debiut za kulisami. Za nasze przedstawienia byliśmy nawet nagradzani!

Mówimy o teatrze, a pani kiedyś wspomniała, że brakuje jej kamery. Co jej obecność daje aktorce? Flirtuje pani z obiektywem?

- Flirt to bez wątpienia dobre słowo! Kamera skłania do zupełnie innego rodzaju skupienia, niż scena. Liczą się małe gesty, spojrzenia, mimika twarzy. Myślę teraz o jednej ze scen, którą kręciliśmy na planie "Pitbulla. Niebezpiecznych kobiet" Patryka Vegi [Dereszowska zagrała w filmie Jadźkę - przyp. red.]. Razem z Joanną Kulig [filmową Zuzą - przyp. red.] siedzimy w samochodzie. Kamera jest ustawiona na pozycji tylnego siedzenia. W pierwszym momencie pomyślałam, że nie będzie widać, co gramy! Ale przecież na ekranie samo drgnienie powieki znaczy tak dużo, że można w nim zamknąć duży fragment opowieści o człowieku! O tym, jaka to będzie opowieść, zdecyduje też dubel, który wspólnie z reżyserem wybierze montażysta. Takie wybory czasem determinują charakter całej postaci. W teatrze reżyser pracuje z aktorami dwa i pół miesiąca, ale kiedy aktorzy wychodzą na scenę przed publiczność, on nie ma już nic do powiedzenia [śmiech]. Nie dziwię się jednak, że wielu aktorów nie chce grać w teatrze, bo rządzi się on zupełnie innymi prawami, niż kino i stawia nacisk na inne środki wyrazu. Daje też całkowicie inny rodzaj satysfakcji.

Jaki?

- Bezpośredni kontakt z publicznością daje osobliwe poczucie rządu dusz. Na scenie liczą się okoliczności, bo bardzo wpływają na energię, którą się daje i otrzymuje w zamian. Czasem dużo zależy od tego, czy wypiło się kawę przed wyjściem na scenę? Czy publiczność jest po niedzielnym obiedzie czy po wtorkowej pracy? Kiedy gra się spektakl, liczy się też energia scenicznego partnera.

A kiedy jest się na estradzie samemu? I śpiewa? Jak pani podczas koncertów z zespołem Machina del Tango?

- Kapela siedzi z tyłu. Muzyka gra. Teoretycznie, jeśli zapomnę tekstu, nie mogę liczyć na to, że ktoś mi podpowie. Mam jednak ogromne szczęście, że gram z muzykami, których świetnie znam i którzy są uważni na to, co robię. Urszula Borkowska, która mi akompaniuje i pisze dla mnie piosenki, była moim profesorem na Akademii Teatralnej, więc zna mnie na wylot; wie, kiedy się denerwuję i kiedy coś jest nie w porządku. Zdarzyło mi się zaczynać piosenkę cztery razy, bo nie mogłam sobie przypomnieć słów, ale zespół był na tyle czujny, że zaczynał ze mną! A publiczność uznała, że to był zamierzony efekt! Pierwsze słowa tamtej piosenki brzmiały: Piąta czterdzieści, już palę peta, kto by pomyślał, że tak może żyć kobieta? Po koncercie podeszła do mnie jedna osoba i powiedziała, że powtarzanie tej zwrotki przyprawiło ją o dreszcze na plecach, było tak mocne. Świetny zabieg! [śmiech]

W filmie Witolda Orzechowskiego najlepsze wsparcie daje kobietom dr Piotr Rola-Kossak - bo jest otwarty na rozmowę. To wystarczy?

- Czasami kobietom nic więcej nie potrzeba! Zwłaszcza tym, które mają poczucie, że mężczyźni w ogóle ich nie słuchają. Dzięki Jadwidze Piotr zaczyna rozumieć kobiety bez słów i cieszyć się olbrzymim powodzeniem, bo takich mężczyzn nie ma!

Bywają!

- Bardzo rzadko [śmiech] Niewielu mężczyzn ma intuicję, która pozwala im wyczuwać nastroje i pragnienia kobiet. Jadwiga pomaga Piotrowi rozumieć jego pacjentki, on długo widzi w niej wyłącznie swoją powierniczkę, przyjaciółkę. Z drugiej strony trudno o przyjaźń między kobietą a mężczyzną, w której nie pojawia się element zaangażowania emocjonalnego wykraczającego poza kumpelską relację, prawda? Ale czy coś w tym złego? Uważam, że z takiego typu przyjaźni rodzą się zwykle fajne związki, bo są zbudowane na głębokich fundamentach. A kiedy mija chemia, miłość zwykle i tak sprowadza się do pięknej przyjaźni, czyż nie?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kobiety bez wstydu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy