Reklama

"Smakowanie życia"

Film "Księga Diny" w reżyserii Ole Bornedala powstał w oparciu o bestsellerową powieść Herbjorg Wassmo.

Północna Norwegia, lata 60. XIX wieku. W pewnej posiadłości wraz z ojcem, matką i służbą, mieszka mała Dina. Niechcący powoduje straszliwy wypadek, w którym ginie jej matka. Zdruzgotany ojciec nie może znieść widoku córeczki i oddaje ją służbie. Dziewczynka, pozbawiona miłości i ciepła, zamyka się w sobie, przestaje mówić, bardzo szybko staje się krnąbrna i nieznośna. Po kilku latach Dina wyrasta na piękną kobietę. Nadal jest tak samo uparta i zawzięta jak w dzieciństwie.

Reklama

Główną rolę w "Księdze Diny" zagrała szwedzka aktorka Maria Bonnevie.

Film pojawił w polskich kinach 12 września 2003 roku, a 8 października 2003 roku premierowy pokaz w krakowskim kinie ARS uświetniła swą obecnością Maria Bonnevie, z którą rozmawiała Magdalena Voigt.

"Jam jest Dina. Oto moja historia". Jaka, pani zdaniem, jest ta historia?

Maria Bonnevie: Ten film porusza wiele problemów. Jednym, szczególnie ważnym dla mnie, jest problem dojrzewania. Co to znaczy dorosnąć, być dorosłym? Myślę, że ból, jaki nosi w sobie Dina, obecność duchów, które ją otaczają, wszystkie tragiczne zdarzenia w jej życiu powodują, że nie potrafi dorosnąć. Cały czas jest małą, zranioną dziewczynką. Wydaje mi się, że wielu z nas ma ten sam problem. Czujemy w sobie rozpaczliwie płaczące i przestraszone dziecko.

Najprawdopodobniej taka postawa bohaterki wpływa na to, że Dina nie potrafi zająć się własnym dzieckiem.

Maria Bonnevie: Tak. Ale moim zdaniem Dina nie jest złą matką. Słyszałam wiele opinii na temat jej podejścia do dziecka. Wiele osób twierdzi wręcz, że Dina jest złą matką. Rozmawiałam o tym z pewnym psychologiem, który powiedział, że Dina jest całkiem niezłą matką, ponieważ jest bardzo szczera wobec chłopca, traktuje go z szacunkiem. Kiedy w końcówce filmu Dinie udaje się uporać z własnymi demonami, może zająć się synem. Dla mnie więc jednym z przesłań tego filmu, dla rodziców, którzy przyjdą go obejrzeć, jest sugestia, by może czasami wracali trochę wcześniej z pracy do domu, wcześniej przychodzili po swe pociechy do przedszkoli, ponieważ pierwsze lata życia są dla nas niezwykle istotne, kształtują nas.

Dina nie miała w dzieciństwie oparcia w rodzicach.

Maria Bonnevie: Masz szansę stać się naprawdę wartościowym człowiekiem, kiedy wzrastasz otoczony miłością rodziców. A Dina traci oboje rodziców. Kiedy musisz przejść przez takie piekło, stawić mu czoła samotnie, stajesz się "ocalonym". Spotkałam ludzi, którzy stracili oboje rodziców i bardzo przypominali mi Dinę. Niczego się nie bali. Otarli się o takie koszmary, że nic nie było w stanie ich przestraszyć. To podejście pełne siły, lecz także niebezpieczne – tak bliski kontakt ze śmiercią. Jednak z drugiej strony takie myślenie powoduje także, że zaczynasz mocno doceniać życie. I tak postępuje Dina. Żyje bardzo intensywnie. I cieszy się życiem. Ponieważ ma tak silny kontakt ze śmiercią, jest tak blisko życia.

Ten film jest o czerpaniu z życia pełnymi garściami. Po zakończeniu pracy nad "Księgą Diny" poczułam, że życie jest krótkie, że muszę zacząć smakować swoje życie.

Wspomiała pani o postawie pełnej siły, w tym filmie pojęcie "siły" wydaje się bardzo istotne.

Maria Bonnevie: Siła w tym filmie to siła natury, siła człowieka. Właśnie to było dla mnie bardzo inspirujące podczas pracy nad Diną. Dina wsłuchuje się w swój instynkt. Ja czasami także coś "czuję", jednak wtedy włącza się mój mózg i podpowiada coś innego, szepce: "Nie powinnaś tak myśleć". I wycofuję się. Nie jestem do końca szczera. Nie obnażam się całkowicie. Dina, przez swe tragiczne dzieciństwo, na pewno staje się bardzo silną i wrażliwą kobietą, lecz także w podążaniu za impulsami płynącymi z głębi duszy jest bardzo szczera.

Dina dała pani wiele rzeczy, a co pani oddała swojej bohaterce? Czy miała pani wpływ na wykreowanie tej postaci, czy reżyser Ole Bornedal przedstawił pani gotową koncepcję roli?

Maria Bonnevie: Nie dyskutowaliśmy wiele. Ole ufał mi. Czasami omawialiśmy jakiś poszczególny problem. I to było bardzo ciekawe – spojrzenie kobiety i mężczyzny na ten sam problem. A dla mnie Dina to w połowie kobieta, w połowie mężczyzna. I dobrze było mieć podczas pracy u boku mężczyznę, z którym mogłam porozmawiać.

Nie wiem, czy dałam coś mojej bohaterce. Podczas pracy kierowałam się głównie informacjami zawartymi nawet nie tyle w scenariuszu, co w książce. Książka była dla mnie przez cały czas realizacji bardzo ważna. To był mój przewodnik, mój mentor.

W jakim stopniu utożsamia się pani z Diną?

Maria Bonnevie: Teraz jest mi bardzo bliska. Jednak kiedy zadzwoniono do mnie po raz pierwszy z propozycją zagrania bohaterki, byłam dość zdziwiona, dlaczego wybrano właśnie mnie. Jednak kiedy zaczęłam pracować nad rolą, zauważyłam wiele podobieństw pomiędzy Diną i mną, zauważyłam, że mamy wiele wspólnych cech.

Jak już wspomniałam, bardzo wiele nauczyłam się od tej postaci, była dla mnie bardzo inspirująca. Zwłaszcza to, w jaki sposób Dina potrafi działać instynktownie. Wydaje mi się, że teraz w swoim życiu korzystam z wielu umiejętności mojej bohaterki.

A nie bała się pani tego, że ta rola tak mocno związana była ze śmiercią?

Maria Bonnevie: Muszę się przyznać, że rzeczywiście bardzo się tego obawiałam. Bałam się przez rozpoczęciem zdjęć, bałam się się w trakcie realizacji i zauważyłam, że po zakończeniu pracy nad "Księgą Diny" bardzo zaczęłam bać się umierania.

Co było najtrudniejsze w pracy nad rolą Diny?

Maria Bonnevie: Wszystko! Bardzo trudno było poznać Dinę, także wymagania fizyczne niezbędne do tej roli były bardzo trudne. Na wielu poziomach była to więc bardzo wymagająca rola.

Podczas pracy nad "Księgą Diny" każdego ranka, kiedy się budziłam, byłam przerażona. Zwykle kiedy pracuję nad rolą szukam inspiracji w muzyce. Podczas prac nad tym obrazem pomagała mi piosenka "I'll Survive", czyli "Przetrwam".

"Księga Diny" była naprawdę bardzo wymagającym obrazem, każdego dnia czekało na mnie jakieś trudne zadanie do wykonania – albo realizacja scen, w których gram na wiolonczeli, albo sekwencje, kiedy dosiadam konia, albo bardzo skomplikowane psychologicznie sceny. Wszystko sprawiało mi duży problem, wszystkiego się bałam.

Postać Diny jest bardzo znana w Skandynawii i ważna dla tamtejszych odbiorców. Wiele osób miało własny wizerunek Diny stworzony w oparciu o powieść. Czy nie obawiała się pani zagrania postaci, która wzbudza takie emocje?

Maria Bonnevie: Chyba wszyscy w Norwegii czytali "Księgę Diny", pewnie wszyscy mieli własny wizerunek bohaterki. Dla mnie ta rola była więc wyzwaniem, ale bardzo chciałam zagrać Dinę, opowiedzieć tę historię. Chociaż wiedząc, jakie są oczekiwania, na pewno nie była to łatwa decyzja.

Na dodatek byłam pewnie jedną z niewielu osób, które nie czytały książki. Przeczytałam ją dopiero kiedy przygotowywałam się do roli. I za pierwszym razem nie zrozumiałam Diny, byłam bardzo zdezorientowana. Potem przeczytałam książkę raz jeszcze, potem po raz kolejny – czytałam ją wręcz "na okrągło". I polubiłam Dinę, uświadomiłam sobie wiele rzeczy, zaczęłam ją rozumieć.

Dlaczego na polską premierę filmu wybrała pani Kraków?

Maria Bonnevie: Ponieważ kocham Polskę. Mam wręcz obsesję na punkcie Polski. I Rosji. To sprawa specyficznego klimatu, atmosfery. Dlatego bardzo się cieszę, że mogłam przyjechać do Krakowa.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy