"Film robi się dla widzów"
Marek Brodzki przez wiele lat współpracował na planie filmowym jako drugi reżyser z tak wybitnymi twórcami, jak: Andrzej Wajda ("Pan Tadeusz"), Krzysztof Zanussi ("Dotknięcie ręki"), Costa-Gavras ("Mała Apokalipsa"), Steven Spielberg ("Lista Schindlera"). Zadebiutował, wywołującym wiele kontrowersji, filmem "Wiedźmin" zrealizowanym na podstawie opowiadań Andrzeja Sapkowskiego. W przygotowaniu jest 13-odcinkowy serial telewizyjny opowiadający o przygodach wiedźmina.
Magdalena Voigt rozmawiała z Markiem Brodzkim o twórczości Andrzeja Sapkowskiego, przeznaczeniu, współpracy ze słynnymi reżyserami, krytyce, z jaką spotkał się filmowy "Wiedźmin" i planach nakręcenia jego kontynuacji. Publikujemy także zapis konferencji prasowej z reżyserem.
Dlaczego na debiut fabularny wybrał pan - wywołującą wiele kontrowersji, adaptację opowiadań Andrzeja Sapkowskiego?
Marek Brodzki: Mam honor uważać się za człowieka odważnego, nie boję się wyzwań. Od początku mojej pracy w filmie miałem szczęście do mistrzów, pracowałem przy bardzo wielu trudnych realizacjach, jak chociażby "Lista Schindlera" czy "Pan Tadeusz". Kiedy przeczytałem książki pana Andrzeja Sapkowskiego - to było ładnych parę lat temu, pomyślałem, że to jest świetny materiał na film, że trzeba się postarać zrobić wszystko, by przenieść to na ekran. Nie było to oczywiści łatwe, koledzy na początku śmiali się ze mnie, ale jakoś się udało. Dzisiaj, kiedy widzę jakie emocję budzi ten film, to myślę sobie: "Może trzeba było zrealizować coś prostszego, coś normalniejszego?". Ale biorę pełną odpowiedzialność za to, co robię i co pokazuję. Wydaje mi się, że film jest uczciwie i rzetelnie zrobiony - są świetnie grający aktorzy i naprawdę nie ma się czego wstydzić. A to, że jest to zupełnie nowy gatunek w polskim kinie, i to, że film budzi tyle emocji, że się o nim rozmaicie pisze, to trudno. Dla mnie jedynymi ludźmi, którzy film ocenią, są widzowie. Jeśli chodzą do kina, jeśli chcą zobaczyć film, to jest najważniejsze. Film robi się dla widzów.
Czy biorąc pod uwagę, że jest to debiut gatunku fantasy w polskim kinie, wzorował się pan na jakiś zachodnich filmach z tego nurtu?
MB: Nie. Bardzo mi zależało na tym, aby ten świat był nasz. Pan Andrzej Sapkowski jest nasz. To, że Szewczyk Dratewka podrzucił smokowi owieczkę, to, że pan Andrzej napisał o tym, a mnie bardzo zależało, by to się znalazło w filmie, to jest nasze, polskie. Śmiechy z legend, baśni, to jest coś szalenie ważnego i bardzo chciałem, by było to widać na ekranie. Podglądanie innych, zagranicznych reżyserów, w tym momencie niespecjalnie miało sens, gdyż film opiera się na twórczości pana Andrzeja Sapkowskiego, a on - jak mówię - jest bardzo nasz, polski. Ja też myślę po polsku.
Czy w realizacji debiutu pomogły panu doświadczenia wyniesione z pracy na planie filmów prawdziwych mistrzów kina: Wajdy, Costy-Gavrasa, Spielberga?
MB: Tak. Tylko bardzo żałuję, że nie miałem czasu na to, żeby podsłuchiwać, co mówią do aktorów, by podsłuchiwać, jakie uwagi daje aktorom Andrzej Wajda, jak z nimi rozmawia o roli, jak to się wszystko buduje. Bo miałem wtedy inne obowiązki - musiałem biegać po planie i dowodzić czołgami albo tysiącami statystów.
A współpraca z pionami scenograficznym, operatorskim, charakteryzatorskim? Pierwszy reżyser musi także koordynować takie działania?
MB: To było zupełnie coś innego. Dzięki wykształceniu czuję się malarzem. Dla mnie wrażliwość na obraz, na kolor, jest bardzo ważna. W związku z tym było mi o tyle łatwiej pracować z tymi pionami, że dokładnie wiedziałem, jakie mają być obrazy, scenografia, charakteryzacja. Zresztą całą broń sam zaprojektowałem - miecz wiedźmina, topory, łuki. Spotkałem się z operatorem Bogusiem Stachurskim, który jest wielkim artystą, który znakomicie myśli o obrazie filmowym, i tak jakoś nam to "wyszło". Wydaje mi się, że efekt jest fajny, że zobaczyliśmy kawałek ładnego świata i że na ekranie to widać. Plenery to wszystko nasza Polska i wydaje mi się, że są bardzo piękne i że możemy z dumą powiedzieć: "Spójrzcie, jaki mamy piękny kraj".
W filmie bardzo mocno wyeksponowany jest wątek przeznaczenia. Czy w serialu również będzie to dominujący wątek, czy odnajdziemy w nim również tak ważne u Sapkowskiego współczesne problemy - ekologii, współistnienia ras?
MB: Oczywiście, że tak. Serial ma trzynaście odcinków. Jestem więc w luksusowej sytuacji, ponieważ mam czas na szersze opowiedzenie niektórych wątków - miłości i tych historii, które znają czytelnicy Sapkowskiego, a teraz poznają je widzowie.
Dlaczego więc film tak mocno wyeksponował wątek przeznaczenia?
MB: Pomyślałem sobie, że w przeznaczeniu jest coś bardzo istotnego. Pomyślałem, że w czasie, który nas teraz otacza - okropne wojny, zamachy, trzeba mówić o tym, że nie wolno lekceważyć przeznaczenia, siły sprawczej - jakkolwiek by ją nazwać. Bóg, los, przeznaczenie, czuwają nad nami i myślę, że się nami po trosze opiekują, że nie dadzą nam zginąć.
Jakie jest przeznaczenie wiedźmina? Jaki jest pana wiedźmin, nieco odmienny od powieściowego bohatera?
MB: Bardzo mi zależało na tym, aby wiedźmin był ludzki, od początku miałem takie założenie. Chciałem zrobić film, który nie będzie bajką, moje krasnoludy to nie są bajkowe krasnoludki, to są faceci z krwi i kości, mają ciężkie topory w rękach. Bardzo chciałem, żeby ten film był prawdziwy, żebyśmy zobaczyli na ekranie coś, o czym pomyślimy, że mogło się zdarzyć naprawdę, że ten świat naprawdę taki kiedyś był. Bo ja wierzę, że gdzieś tam były, a może nawet są, smoki - może w innym wymiarze?
Podobno, jeśli "Wiedźmin" odniesie sukces komercyjny, planuje pan realizację kontynuacji opowieści. Czy skupi się pan wtedy na postaci wiedźmina, czy rozwinie wątek Ciri, zapoczątkowany w filmie?
MB: Ciri jest bardzo interesującą postacią w książkach pana Andrzeja Sapkowskiego. Ale na razie nie chcę o tym mówić, ani myśleć, bo zbyt mocno emocjonalnie jestem zaangażowany teraz w to, co powstało. Przy ogromnych burzach, które wywołał "Wiedźmin" chciałbym, aby widzowie najpierw zweryfikowali ten film, to, co pokazujemy w tej chwili. A potem zobaczymy. Gdy skończę pracę nad serialem, to zobaczymy.
Czy w zderzeniu z falą krytyki "Wiedźmina", myślał pan o wprowadzeniu jakiś zmian w obrazie? Czy efekt, który powstał, zadawala pana w pełni, jest skończoną wypowiedzią?
MB: To nie jest ukochane dziecko, wszystko jest kwestią pewnych wyborów, kompromisów. Natomiast na pewno filmu już bym nie przemontował. Uważam, że to, co pokazuję, to jest coś, co chcę pokazać, pod czym się podpisuję, biorę za to pełną odpowiedzialność. A głosy krytyki... Jedna z ostatnich wielkich polskich superprodukcji w bardzo poczytnej gazecie dostała cztery gwiazdki, a mój film dostał jedną, tylko że na tamten film jakoś widzowie nie chodzą, a na "Wiedźmina" chodzą. Myślę, że inteligentnym ludziom daje to do myślenia.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Oto zapis konferencji prasowej Marka Brodzkiego:
Dlaczego film został kilkakrotnie przemontowany?
Marek Brodzki: Pierwotna montażowa wersja filmu trwała trzy godziny. Byłbym najszczęśliwszy, gdybym mógł pokazać film trzygodzinny. Ale prawa rynku są jasne i film musiał zostać skrócony. Pierwsza wersja była zupełnie inna, mówiła o miłości Geralta i Yennefer, to było bardzo pięknie zagrane i z dużym żalem musiałem niektóre wątki wyrzucić i zastąpić je czymś innym. Pomyślałem sobie, że w związku z tym, że ta literatura budzi tyle emocji, nie tylko u fanów Sapkowskiego, to będzie dobrze, jeśli w filmie znajdzie się więcej wątków z książek. Sam jestem fanem pana Andrzeja Sapkowskiego, to był powód, dla którego chciałem zrobić ten film. Dlatego ta ostateczna wersja jest taka, jaka jest. Wiem, że są tam być może mielizny, że niektóre wątki się nie dopełniają, ale pomyślałem sobie, że współcześni widzowie inaczej patrzą na film, że dzisiaj nie trzeba opowiadać wszystkiego od początku do końca, że wartością jest zostawienie marginesu dla własnych przemyśleń, własnych uczuć. Bo w końcu to jest film o uczuciach. Pomyślałem sobie, że nie ma się czego bać, że trzeba podjąć ryzyko i zrobić taki film, gdzie nawet jeśli nie wszystko jest do końca opowiedziane, to jest to celowe.
Dlaczego na debiut wybrał pan ten temat, z tym producentem, w tym aktorskim towarzystwie?
MB: Nie kończyłem szkoły filmowej, studiowałem w Krakowie, wychowanie plastyczne w Wyższej Szkole Pedagogicznej i kiedyś, na pierwszym roku, na zajęciach z malarstwa dla nauczycieli, pomyślałem, że kino jest taką sztuką, która łączy wszystko to, co mnie interesuje - fotografię, muzykę i malarstwo, które jest mi najbliższe. Wszystko to można połączyć w tym środku przekazu, to jest takie medium, które ma ogromne możliwości. Zrobiłem wszystko, mimo że nie kończyłem szkoły filmowej, by robić filmy. Pomyślałem sobie, że takie wyzwanie, jak adaptacja Sapkowskiego, która budzi tyle emocji, jest świetna na debiut - że trzeba się z tym zmierzyć. I mimo rozmaitej krytyki i zarzutów, że to świętość, że to ikona, postanowiłem to zrealizować. Pan Lew Rywin tak powiedział: "Jeśli nie my, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy?". Terminowałem długo w tym zawodzie, zrobiłem mnóstwo rozmaitych filmów. Również dzięki temu miałem szczęście, że mogłem obserwować aktorów, znałem ich wszystkich. Michała Żebrowskiego wypatrzyłem na planie "Ogniem i mieczem", zobaczyłem ponurego rycerza o głębokim wejrzeniu i pomyślałem sobie, że to będzie świetny wiedźmin. Wcześniej jakoś nie mogłem znaleźć wiedźmina. Panią Grażynę Wolszczak, która gra Yennefer, znałem wcześniej z wytwórni łódzkiej. Ewa Wiśniewska - od początku wiedziałem, że będzie znakomita jako Calanthe, podobnie jak Pavetta - Agata Buzek. Także oczywisty był wybór Zbyszka Zamachowskiego, Maćka Kozłowskiego. Przez to, że zrobiłem wcześniej mnóstwo filmów, znałem wielu aktorów, wiedziałem, co oni sobą reprezentują i udało mi się ich pozyskać do udziału w "Wiedźminie"..
Dialogi u Sapkowskiego są jędrne, soczyste. W filmie zostały złagodzone. Dlaczego?
MB: Ja nie pisałem z panem Szczerbicem scenariusza. Scenariusz powstał, potem został zatwierdzony przez producentów, a dopiero potem na podstawie tego najważniejszego w filmie dokumentu zaczęliśmy realizować film. Nie mogę więc tego komentować. Mogłem nie robić filmu, ale bardzo chciałem. Być może dialog jest czasami złagodzony, ale pan Andrzej Sapkowski zatwierdził ten scenariusz. Bardzo wiele czasu spędziliśmy na dyskusjach o kształcie filmu i to się zgadza z tym, co twórca wiedźmina wymyślił i wykreował.
Dialog czasami jest stylizowany, czasami bardzo współczesny? Dlaczego?
MB: To wynika z tego, jak pisze pan Andrzej Sapkowski. On tak "znalazł" wiedźmina, tak go określił, że bohater mówi zarówno językiem sienkiewiczowskim, stylizowanym na staropolszczyznę, a czasami wtrąca taki bardzo współczesny tekst: "Pies ci mordę lizał". Nie było sensu od tego uciekać. Pan Andrzej Sapkowski obejrzał film w Łodzi. Trzeba pamiętać, że nie wtrącał się w realizację filmu. Bardzo wiele rozmawialiśmy przed filmem o jego kształcie, ale później on już nie ingerował. Powiedział nawet coś takiego, że oddaje film tym, którzy będą teraz z nim robić co chcą. Zrobił swoje. Dzwoniłem do niego po projekcji, bo bardzo byłem ciekaw jego opinii. Jemu film się bardzo podobał. Ci, którzy nie rozumieją tego filmu, może niech nie chodzą do kina? Dla mnie wartość obrazu weryfikują widzowie, ci którzy przychodzą do kina, by zobaczyć film, którzy chcą zobaczyć wiedźmina, Yennefer. To jest dla mnie najważniejsze. Filmu nie robi się dla krytyków, film robi się dla widzów.
Do kogo kieruje pan swój film - do ludzi, którzy znają powieści Sapkowskiego, czy do tych, którzy jego książek nie czytali? Czy ci drudzy nie pogubią się w filmowej fabule?
MB: Parę razy zadawałem sobie to pytanie - dla kogo robić film?. Dla tych, którzy nie znają tej prozy, kompletnie zapomnieć o tych, którzy znają tę prozę i zrobić film jako film? Ale pomyślałem sobie, że to byłoby nieuczciwe, ponieważ sam jestem wielbicielem Sapkowskiego. Byłoby nieuczciwe, gdybym nie myślał o tych wszystkich, którzy lubią te opowiadania, którzy się z nimi utożsamiają, są bardzo zainteresowani losami wiedźmina. Dlatego tak długo trwała praca nad montażem filmu. Na ekranie jest zarówno myślenie o tych, którzy tę prozę znają, jak i tych, którzy jej nie znają. A to, że nie wszystko jest czasami zrozumiałe? Moim zdaniem trzeba dać widzowi margines dla siebie samego, na zastanowienie się, na dopowiedzenie pewnych nie do końca jasnych wątków. Bo najważniejszy w filmie jest ten świat, klimat.
Wiele osób nie wyczuwa jednak w filmie ani kszty magii świata fantasy. Gdzie to umknęło?
MB: Na początku pomyśleliśmy, że wiedźmin to jest bohater bardzo współczesny. Dla mnie to wszystko, co się stało w filmie, mogło zdarzyć się naprawdę. A zatem to, że jest tam smok - w porządku, bo smoki były, to że wiedźmin wysyła magiczny znak - też w porządku, jest wiedźminem, ale nie chciałem uciekać w bajkę. Chciałem, żeby to był film bardzo prawdziwy, oparty na pewnych realiach, żeby to wszystko było na serio.
Jakie obawy towarzyszyły panu przed rozpoczęciem realizacji filmu?
MB: Obawa była jedna - jak przyjmą film fani Sapkowskiego. Może to, że panu Andrzejowi film się podoba, da im coś do myślenia? To była jedyna obawa, ponieważ od początku byłem przekonany, że obsada aktorska jest taka, jaka powinna być i nigdy nie było innych specjalnych wątpliwości. Mogę się pod tym filmem podpisać i powiedzieć, że prezentuję go z dumą, ponieważ jest to pierwszy film fantasy w Polsce. Wreszcie ktoś zaryzykował i podjął się zrobić coś takiego. Myślę sobie, że nie ma się czego wstydzić. Jeśli są ludzie, którzy piszą źle o filmie, to znaczy, że nie umieją się w tym świecie znaleźć. Pewna rzetelność wykonanej pracy w moim mniemaniu została dokonana. Bałem się tylko, czy fani przyjmą ten film dobrze. Nie przyjęli go dobrze? Z tym się pogodziłem. Natomiast cała reszta - cała rzetelność, znakomita gra aktorów, zdjęcia, muzyka, jest taka, jak chciałem, żeby było, z tego jestem rad.
Film jest obecnie pokazywany w wielu miastach w Polsce. Jaki jest odbiór wśród widzów?
MB: To jest powód, dla którego nie rzuciłem się jeszcze z mostu. Dlatego, że ludzie wychodzą z kina i film im się podoba. Często nawet jest tak, że mają łzy w oczach i myślę, że to jest najważniejsze. Nie dbam o to, co piszą niektórzy dziennikarze, którzy nie rozumieją filmu. Jak powiedziałem - film robi się dla widzów, dla pewnych wzruszeń i to jest najważniejsze. Po filmie z kina wychodzą ludzie i mówią wiele ciepłych słów, nie tylko o grze aktorów, ale o tym klimacie, o tym świecie. To jest dla mnie największa nagroda. O filmach pisze się rozmaicie. Uczciwość zawodowa wymaga jednak, że jak się pisze, że coś jest białe, to jest białe, że jak jest czarne, to jest czarne. A dziennikarze piszą czasami o filmach w sposób bardzo osobliwy. W końcu jeśli widzowie nie pójdą do kina, nie zapłacą za bilety, nie będziemy mieli pieniędzy na to, żeby zrobić następne filmy. I co wtedy zrobi polskie kino? Wtedy kupimy następną telenowelę, w której będą mówić po hiszpańsku, i będziemy tym paść widzów. Byłoby dobrze, gdybyśmy bardziej zadbali o nasze, polskie kino - mamy znakomitych aktorów, dobrych realizatorów, piękne plenery, nie ma się czego wstydzić - róbmy filmy, dbajmy o siebie.
Pisze się też, iż ten film kosztował 19 czy 20 milionów złotych, że to kolejna polska superprodukcja. Zgoda, tylko że za te pieniądze powstało 14 godzin filmu o wiedźminie, to jest siedem filmów fabularnych. Gdybyśmy to chcieli porównywać do innych filmów, może daje to coś do zastanowienia?
Trzynaście odcinków serialu mniej więcej za rok pokaże telewizja. Myślę, że te odcinki będą się podobać, bo ci, którzy Sapkowskiego znają, zobaczą tam więcej, historie są pełniejsze - na przykład miłość Yennefer i Geralta. W serialu będzie więcej na przykład pana Jerzego Nowaka. Pani Ania Dymna i Marysia Peszek wykreowały nie tylko w filmie fantastyczne role. Jest coś takiego, jak miłość do grania i u tych wszystkich aktorów spotkałem się z czymś takim, jak miłość do grania, oni robili to z uczuciem. Film opowiada o uczuciach, ale to, jak do tego podchodzą ludzie, którzy to robią, nie jest bez znaczenia. Tutaj miałem szczęście pracować z ludźmi, którzy mają właśnie taki stosunek do swojej pracy, zawodu, który wykonują.
Czy serial jest już ukończony?
MB: Wszystko jest już "ułożone", odcinki trzeba tylko trochę skrócić. Gdy tylko wrócę do Warszawy, siądę w montażowni i będę pracować na tym, żeby to wszystko dokończyć.
Jak pan reaguje na ostre krytyki filmu?
MB: Mam pecha, że mój debiut, coś, co sobie na piersi ukołysałem, zderza się takim "pociągiem pospiesznym" krytyki. Nie rozumiem, dlaczego tak jest... Ale myślę sobie, że są też uczciwi ludzie, których stać na to, by odważnie powiedzieć, że film im się podoba albo nie podoba, a jeśli nie podoba - to dlaczego. A taka bezpodstawna krytyka to jest dla mnie coś zupełnie niezrozumiałego.
Czy serial rozwija wątki pojawiające się u Sapkowskiego, a w filmie jedynie zaznaczone? W filmie dominuje wątek przeznaczenia, co z miłością Geralta i Yennefer
MB: W serialu jest inaczej, ponieważ jest więcej czasu, żeby wszystko opowiedzieć. Pomyślałem, że jest tyle filmów o miłości... Ale miłość niejedno ma imię... Spotyka się dwóch przyjaciół - Geralt i Jaskier, między nimi też się coś buduje - przyjaźń, miłość? Podobnie coś bliskiego jest pomiędzy Geraltem i tą dziewczynką. Jeśli ona nagle mówi: "Geralt, lubię cię" i całuje go, a on jest kiler, wielki facet, który zabija mieczem, i nagle ta mała dziewczynka ma do niego taki ciepły stosunek, to jest w tym coś bardzo ludzkiego. Myślę, że trzeba robić filmy o uczuciach.
Czym różni się ostateczna wersja montażowa filmu od tej pierwotnej - czy została "przycięta" na życzenie producenta? Czy kiedyś powstanie wersja reżyserska?
MB: Ta wersja jest wersją reżyserską. To nie jest tak, że powstała jakaś wersja, a potem producenci zaczęli ingerować. Normalną praktyką jest, że film się montuje, że się go sprawdza, że się patrzy, że się ogląda, rozmawia. Ta trzygodzinna wersja była pierwszą. Bardzo chciałbym pokazać w kinach te trzy godziny - bo wtedy byłaby tam miłość Yennefer oraz to wszystko, co chciałem, żeby było na ekranie. Ale tak się nie da, bo takie są prawa rynku. Natomiast ta wersja jest tym filmem, który chciałem pokazać.
Z jakich wątków pan zrezygnował?
MB: Musiałem okroić przede wszystkim wątek miłości Yennefer i Geralta na korzyść motywu przeznaczenia. Pomyślałem sobie, że jest coś bardzo ważnego w tym, co nas otacza, w przeznaczeniu i w tej wieloznaczności miłości. Uczucia to jest coś ważnego, ale o miłości kobiety i mężczyzny wszyscy robią filmy. Pomyślałem sobie, że jeżeli mamy taką szansę, może zrobić film o miłości takiej trochę pełniejszej?
Czy powstanie sequel filmu?
MB: Kiedy osiem lat temu zacząłem myśleć o tym filmie, to wiedziałem, że mamy w Polsce pisarza, który pisze bardzo "filmowo". Oczywiście film jest sztuką kompromisu, to, co pojawia się na ekranie, to kompromis. Bo być może można było zrobić to inaczej, wtedy jeszcze nie było pięcioksiągu. Teraz na przykład postać Ciri jest niesamowicie ładnie wyrysowana, określona. Kto wie, co to będzie, zobaczymy... Jeśli "Wiedźmin" odniesie sukces, jeśli film będzie się ludziom podobał , na co bardzo liczę, to wówczas kto wie, kto wie...
Przez wiele lat pracował pan jako drugi reżyser. Czy przy swoim debiucie miał pan mocne wsparcie drugiego reżysera, produkcji?
MB: Miałem szczęście pracować z ludźmi, których znałem, a zatem miałem komfortową sytuację, że mój debiut zrobiłem opierając się na przyjaciołach. Gdybym dzisiaj miał okazję pracować ponownie przy filmach mistrzów, inaczej podglądałbym reżyserów. Z racji swojego zawodu organizowałem wtedy tysiące statystów, natomiast teraz stanąłem po drugiej stronie kamery w innej funkcji, i myślę, że gdybym mógł ponownie pracować z mistrzami (a będę miał okazję przy "Zemście" pana Andrzeja Wajdy), zupełnie inaczej będę obserwował i przede wszystkim patrzył na to, co mówią do aktorów.
A co z polityką w " Wiedźminie", tak ważną u Sapkowskiego? W filmie nie można znaleźć zbyt wielu takich wątków?
MB: To jest kwestia wyborów - o czym robi się film. Pomyślałem sobie, że polityka, zależności polityczne, powinny być tylko zarysowane. Pomyślałem, że jest wielu widzów, którzy chcieliby dociekać, że coś z czegoś wynika, ale też jest ogromna rzesza widzów, którzy naprawdę wolą film o uczuciach. Pomyślałem, że trzeba skłonić się ku tej większej rzeszy widzów i zrobić film, który będzie bardziej uniwersalny. Może dlatego nie ma w quot; Wiedźminie" zbyt wiele polityki. Liczyłem się z zarzutami, że niektóre kwestie mogą być nieczytelne, ale to było tak, jak z malowaniem obrazu - kładzie się plamy, jak sceny - jedne obok drugich i one tworzą klimat. Bardziej zależało mi na tym klimacie. Współczesnemu widzowi nie trzeba wszystkiego tłumaczyć, współcześni widzowie odbierają film jako całość, powstaje u nich pewne wrażenie. I to było dla mnie najważniejsze.
A rola poezji w filmie ?
MB: "Zapchniało powiewem jesieni" - to jest piosenka śpiewana przez Jaskra, którą napisał pan Andrzej Sapkowski. Pozostałe utwory zostały stworzone przez Grzegorza Ciechowskiego, a balladę napisałem ja.