Reklama

Aleksandra Grabowska: Moi rodzice dbali o to, żeby aktorstwo nie przyszło mi do głowy

Aleksandra Grabowska to córka Piotra Grabowskiego i Marty Konarskiej, którą widzowie pamiętają chociażby z takich seriali, jak "Bracia" czy "Belfer", a ostatnio wystąpiła w świątecznej komedii "Uwierz w Mikołaja". Aktorka wraz ze swoim bratem, Michałem dbają o rodzinne tradycje w krakowskim domu swojej mamy.

Aleksandra Grabowska to córka Piotra Grabowskiego i Marty Konarskiej, którą widzowie pamiętają chociażby z takich seriali, jak "Bracia" czy "Belfer", a ostatnio wystąpiła w świątecznej komedii "Uwierz w Mikołaja". Aktorka wraz ze swoim bratem, Michałem dbają o rodzinne tradycje w krakowskim domu swojej mamy.
Aleksandra Grabowska na premierze serialu "Bracia" /AKPA

Jak co roku, i tym razem polscy widzowie doczekali się nowej komedii świątecznej na podstawie książki Magdaleny Witkiewicz. Powiedz, w jakich okolicznościach przyrody kręciliście "Uwierz w Mikołaja" w reż. Anny Wieczur?

Aleksandra Grabowska: - Zdjęcia były kręcone w Bielsku-Białej i okolicach. Pierwsze sceny realizowaliśmy w grudniu, jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, m.in. na jarmarku bożonarodzeniowym, który był niezwykle klimatyczny, a potem wróciliśmy na plan po Nowym Roku. Dopisał nam śnieg, co pięknie widać na ekranie. Przyznam, że ledwo siebie rozpoznaję w filmowej Agnieszce, bo minęły już dwa lata, a po moich rudych włosach ani śladu.

Ta świąteczna, wielopokoleniowa opowieść ma wielu bohaterów. Opowiedz o Agnieszce?

Reklama

- Agnieszka ma bardzo bliską relację ze swoją babcią, którą gra Teresa Lipowska. Chce z nią spędzić Wigilię. W zasadzie przez cały film moja bohaterka próbuje się z nią połączyć. Babcia znika. Trwa misja ratunkowa. [uśmiech - przyp. red.] Historia tych dwóch kobiet bardzo mnie ujęła przy czytaniu scenariusza. Była napisana niezwykle ciepło i od początku rysowała się jako partnerska. To było też moje pierwsze spotkanie z panią Teresą, które wspominam niezwykle czule. Ale jak to bywa w filmie, musi wydarzyć się coś, co odmieni los bohaterów. Agnieszka przez śnieżycę utknęła sama w górskiej chatce, do której nieoczekiwanie trafił mężczyzna w stroju świętego Mikołaja. Okoliczności pchnęły ich w swoje ramiona. Uwięzieni, odcięci od świata, a wokół magia świąt!

Fajna przygoda?

- Tak, ale też wielka odpowiedzialność i test. Chciałoby się, żeby ta opowieść naprawdę spowodowała, że ludzie się uśmiechną. Znalezienie się w tych cudownych świątecznych wnętrzach i plenerach było prawdziwą przyjemnością.

Jesteś fanką filmowych opowieści świątecznych, które łączą w sobie tęsknotę, samotność, miłość, marzenia, grzeją serce i budzą uśmiech, ale też łzy.

- Przyznaję, że kocham film "To właśnie miłość". Należę do tych osób, które oglądają tę produkcję co roku w czasie świąt. To opowieść o miłości odmienianej przez wszystkie przypadki; spełnionej, utraconej, nieodnalezionej, wystawionej na próbę.

"Kiedy wierzyło się w Mikołaja świat był lepszy" - mówi jeden z bohaterów "Uwierz w Mikołaja". Wierzyłaś w Mikołaja, a raczej w Gwiazdora, będąc dzieckiem?

- Mikołaj rzeczywiście w Krakowie odwiedza dzieci w Mikołajki, a Gwiazdor w wigilię. Wierzyłam może nie tak długo, ale za to w stu procentach i bez żadnych wątpliwości, i to było wspaniałe. Co prawda nigdy nie widziałam go na własne oczy, bo też nikt w rodzinie nie pełnił tej funkcji, ale przychodził nocą i przez to był jeszcze bardziej tajemniczy. Zostawialiśmy z bratem listy do niego na parapecie, które w cudowny sposób znikały. Moi rodzice, co było wspaniałe, bardzo się starali żebyśmy dostawiali te wymarzone prezenty. Teraz ja przejęłam pałeczkę! Staram się nasłuchiwać przez cały rok co się komu marzy i sprawiam im świąteczne prezenty.

Czym dla ciebie jest magia świąt?

- Spotkaniami z rodziną.

Zawsze wracasz na święta do domu?

- Tak. Ta powtarzalność, pewność, że co roku spotkamy się w Krakowie, w tym samym gronie, w domu mojej mamy, ma dla mnie ogromne znaczenie. Przykładam dużą wagę do tego, by tej tradycji nie zmieniać. Nigdy nie wyjeżdżam w czasie świąt w stronę słońca. Przygotowuję święta, gotuję świąteczne potrawy.

Niezwykle odpowiedzialna i ważna funkcja.

- Na szczęście z moją mamą jesteśmy sąsiadkami, więc misja nie jest bardzo skomplikowana logistycznie. Wiele tradycji zbudowałam sama, ponieważ wspaniałe kobiety w mojej rodzinie nigdy nie były fankami gotowania. Od dziecka dążyłam do tego, żeby święta były piękne i takie były, ale jednak moja mama ani babcia nie lepiły pierogów. [uśmiech - przyp. red.] Po latach to ja wprowadziłam tę tradycję, a rodzina przyłącza się do mnie. Ja zajmuję się przygotowaniem barszczu, którego przepis pieczołowicie odtwarzam co roku.

Kolędujecie?

- O ile nasze święta tradycją kulinarną stoją, to tradycyjnie nie śpiewamy kolęd. Muzykowanie przyniósł do naszej rodziny dopiero mój narzeczony, który poza tym, że jest aktorem, jest również muzykiem.

Domyślam się, że od zawsze dbałaś też o świąteczne dekoracje w domu?

- Tak! Co roku wypiekałam również anioły z masy solnej i rozdawałam całej rodzinie. Natomiast mój brat jest strażnikiem choinki, która zawsze była żywa i najpiękniejsza z pięknych. Zapach choinki to jest coś, co natychmiast przywołuje we mnie wspomnienie Bożego Narodzenia. Mamy piękne, stare bombki, które przyjechały z moją rodziną ze Lwowa w czasie wojny i co roku wyjmujemy je z moją mamą. Mają szczególne miejsce w naszym domu. Bliskość, rodzinność towarzyszy nam przez cały świąteczny czas. Za co jestem bardzo wdzięczna.

Grabowscy to bardzo krakowskie nazwisko - Andrzej GrabowskiMikołaj GrabowskiUrszula GrabowskaZuzanna GrabowskaKatarzyna Grabowska... Zawsze się zastanawiam, jak to możliwe, że wszyscy jesteście aktorami?

- Prawda? I w dodatku nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni. [uśmiech - przyp. red.]

Masz jakąś anegdotę związaną ze swoim nazwiskiem?

- Kiedyś przydała mi się ta zbieżność nazwisk w teatrze. Pracowałam przy bardzo wymagającym projekcie, gdzie odpowiadałam za scenografię i reżyserię światła. Było mało czasu, a więc dużo nerwów. Wszyscy traktowali mnie z wielkim poważaniem i okazywali wsparcie, co było szalenie miłe. Okazało się, że przez cały czas byli przekonani, że jestem wnuczką Mikołaja Grabowskiego, który w tymże teatrze pracował. Później spotkaliśmy się z panem Mikołajem przy filmie Jacka Bromskiego "U Pana Boga w Królowym Moście".

Ciekawi mnie skąd pomysł, by studiować na Akademii Sztuk Pięknych?

- Kończyłam liceum plastyczne w Krakowie, więc przygotowywałam się do studiów na ASP od dwunastego roku życia. Moi rodzice dbali o to, żeby nie przyszło mi do głowy aktorstwo. Wychowałam się jednak w teatrze i nie wyobrażam sobie bez niego życia. Bardzo mi odpowiada łączenie aktorstwa filmowego i scenografii wyłącznie teatralnej. Pewnie by się to nie wydarzyło, gdyby nie zbieg okoliczności. Kiedy moi rodzice już odetchnęli z ulgą, dostałam zaproszenie na casting do pierwszego sezonu "Belfra". W jednej chwili okazało się, że jestem w tym zawodzie zakochana! Aktorstwo jest moją totalną miłością i nie umiem bez niego żyć. Przepadłam totalnie.

"Belfer", "Na dobre i na złe", "Bracia", "Bunt", "Kobiety mafii 2", "Broad Peak", "Uwierz w Mikołaja", "U Pana Boga w Królowym Moście", a ostatnio również "Infamia". Opowiedz o tej romskiej przygodzie?

- Ubiegły rok to była wielka przygoda. Spędziłam go właściwie całkowicie na planach. Przemieszczałam się między Zakopanem, Dolnym Śląskiem, Warszawą, Gdańskiem, a Podlasiem. Przebyłam niezliczone kilometry pociągami, samochodami i samolotami czując się zachwycona tym, co mnie spotyka. Projekt taki, jak "Infamia" pewnie zdarza się aktorowi raz w życiu. Niesamowite przeżycie emocjonalne, estetyczne, kulturowe, ale też bardzo intensywna praca. Kiedy podczas pokazu zamkniętego, zobaczyłam pierwsze dwa odcinki, oniemiałam z zachwytu. To wielkie szczęście być częścią serialu i jednocześnie czuć dumę z pracy jaką wszyscy wykonaliśmy.

- Dla mnie to było odświeżające doświadczenie. Wróciłam po sześciu latach do liceum. Przefarbowałam włosy, obcięłam grzywkę i wraz z tą metamorfozą fizyczną weszłam w buty kogoś o te kilkanaście lat młodszego ode mnie. Spędziłam też trochę czasu ze społecznością romską, z naszymi aktorami i to było niezwykłe, być dopuszczonym do ich kultury, do ich świata. W serialu jest scena snu Gity, która przygotowuje się do ślubu. Nasze romskie aktorki, a było ich dwanaście, poproszono, by zaśpiewały piosenki, które śpiewa się pannie młodej przed ślubem. Stałyśmy z Zosią Jastrzębską całe poruszone tą sceną. Odkąd usłyszałam o tym projekcie, a było to dużo wcześniej niż zostałam zaproszona na zdjęcia próbne, bardzo się nim interesowałam właśnie z uwagi na wątek romski. Społeczność romska jest największą mniejszością w Polsce.

Na premierę czeka kontynuacja, uwielbianej przez widzów, serii "U Pana Boga". Jak podobała ci się podróż na Podlasie?

- Nigdy wcześniej nie byłam na Podlasiu. Podlasie jest wspaniałe! Kulinarnie, krajobrazowo, kulturowo, językowo. Mieszkańcy Podlasia są cudowni. Potwierdzam. Miałam trzy lata, kiedy nakręcono pierwszą część - "U Pana Boga za piecem", a po dwudziestu czterech latach stałam się częścią tej filmowej rodziny. Jestem zachwycona.

Beata Banasiewicz / AKPA

AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Aleksandra Grabowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy