Agnieszka Więdłocha: To koniec ważnego etapu
"Pozostaje mi wspominanie tego czasu ze wzruszeniem. Z Maćkiem Stuhrem spędziłam na planie więcej czasu niż niejedna prawdziwa para!" - przyznaje Agnieszka Więdłocha, która po raz trzeci i ostatni wciela się w Anię, główną bohaterkę serii "Planeta Singli". Najnowsza odsłona cyklu zadebiutuje na ekranach polskich kin 8 lutego.
Byli z różnych światów: On - zadufany w sobie showman, Ona - skromna nauczycielka muzyki. Połączyła ich aplikacja randkowa. Później, już jako para (zakochanych) celebrytów, robili największy telewizyjny show w Polsce. Teraz przyszła pora na najtrudniejsze z wyzwań...
"Planeta Singli 3" to z jednej strony kolejna odsłona przygód Ani Kwiatkowskiej i Tomka Wilczyńskiego, ale z drugiej - kompletnie nowa historia, którą można śmiało obejrzeć bez znajomości poprzednich losów tej komediowej pary. Czas bowiem na zmagania ze ślubem, weselem, przyjaciółmi i rodziną, z którą źle wychodzi się nawet na zdjęciu! Jeśli coś kogoś powstrzymało przed obejrzeniem poprzednich części, teraz nie ma co się zastanawiać. Przed widzami kompletnie inna "Planeta" i komedia romantyczna, jaką na walentynki można było sobie do tej pory tylko wyobrazić!
Każdy ma problemy z rodziną. Tomek (Maciej Stuhr) i Ania (Agnieszka Więdłocha) wreszcie decydują się na ślub. Wesele - na prośbę Ani - odbędzie się na wsi, u krewnych Tomka, z którymi ten od pewnego czasu nie utrzymuje kontaktów. Okaże się, że jego bracia i matka są jak włoska rodzina - każda rozmowa grozi wybuchem, a od wielkiej miłości do awantury jest czasami tylko krok. Do tego matka Ani, Krystyna (Danuta Stenka), która przyjeżdża na wesele z dużo młodszym partnerem, rozmija się z wyobrażeniami matki Tomka, Jadwigi (Maria Pakulnis) o statecznej teściowej dla syna. Nie zabraknie nowych problemów w życiu weselnych gości - Oli (Weronika Książkiewicz) i Bogdana (Tomasz Karolak), których małżeństwo zostanie wystawione na ciężką próbę przez raczkującego Mikołaja, a także Zośki (Joanna Jarmołowicz), która polską wieś oglądała dotychczas tylko na Instagramie. Ale prawdziwą iskrą pod beczką prochu będzie dopiero niespodziewany przyjazd na ślub od lat niewidzianego ojca Tomka, Maksa (Bogusław Linda).
Kiedy poznaliśmy Anię po raz pierwszy, była zestresowana i spięta. W jakim momencie życia jest teraz?
Agnieszka Więdłocha: - W pierwszej części Ania musiała się zastanawiać, co zrobić ze swoim życiem. Nie była pewna, czy w ogóle warto mieć faceta. W drugiej części jej szczęście i marzenia legły w gruzach. A teraz... Ania zrobiła wielki krok do przodu. I jest po prostu szczęśliwa, uśmiechnięta, radosna. Stresuje ją tylko zbliżający się ślub - no i perspektywa poznania rodziny Tomka. Przecież nic o nich nie wie. Czy mama i bracia Tomka ją zaakceptują?
Relacje rodzinne to najważniejszy temat trzeciej części "Planety..."?
- Na pewno bardzo ważny. Ale przede wszystkim pokazujemy różne etapy miłości w życiu człowieka. Od pierwszego zakochania, dogadania się ze sobą, przez bycie razem mimo burz i świadomą decyzję: "pora na następny krok" - nawet jeśli ma on być staroświecki, jak ślub - po temat rodziny, poświęcenia czasu dzieciom, wzięcia odpowiedzialności za nowe życie. Pokazujemy też relacje ludzi, którzy już odchowali dzieci i muszą się zastanowić, jak ponownie być tylko ze sobą. Czy ma to w ogóle sens? Czy warto czekać? A może lepiej przewartościować swoje życie? Mówimy też o miłości, która przychodzi znienacka, gdy wydaje się nam, że już nie mamy na nią szans. Czasami w postaci nawet o dwadzieścia lat młodszego partnera... No i podkreślamy, że oprócz miłości w związku niezwykle ważna jest też przyjaźń. Trzeba się przyjaźnić z partnerem! Czuję, że nasze filmy dojrzewają wraz z bohaterami. Ten jest na pewno najdojrzalszy.
Relacja twojej bohaterki z mamą nie była sielankowa. Teraz czeka ją kolejny test.
- To kolejna płaszczyzna rozwoju Ani: zaakceptowanie związku mamy z dużo młodszym partnerem, który, jak to już moja bohaterka powiedziała w "dwójce", mógłby być jej bratem. To, że Ania nagle broni tego związku - także przed swoją przyszłą teściową, czyli mamą Tomka - jest czymś bardzo budującym. Dla Ani najważniejsze stało się szczęście mamy, a nie własne poczucie komfortu. W tej części ich relację czeka jeszcze jedna "górka". Myślę, że to bardzo ważny, mocny moment w naszym filmie.
Jak pracowało się z Danutą Stenką?
- To było coś absolutnie wspaniałego. Ona jest niezwykle dobrym i ciepłym człowiekiem, bardzo się lubimy. Na planach filmowych spotyka się wiele indywidualności, silnych osobowości. Zdarza się, że dochodzi do konfliktów, bardzo trudno jest tego uniknąć. Ale Danusia ma w sobie coś takiego, że nawet gdy coś nie jest po jej myśli, potrafi wyjść z takiej sytuacji z uśmiechem i klasą. Odkąd ją poznałam, to kiedy jestem w jakiejś niemiłej sytuacji, często zastanawiam się, jak ona postąpiłaby na moim miejscu.
Wszyscy chwalą atmosferę na planie "Planet...". Było wyjątkowo?
- Wszyscy się bardzo lubiliśmy, więc najzwyczajniej w świecie sprawiało nam przyjemność przychodzenie do pracy. Codziennie, kiedy się widzieliśmy o tej szóstej czy piątej rano, uśmiechaliśmy się do siebie, ściskaliśmy, opowiadaliśmy coraz to nowe żarty. I nawet kiedy przychodziło zmęczenie, jakość pracy pozostawała wysoka. Chciało nam się i nie odpuszczaliśmy. Dodatkowo przy "trójce" wyjechaliśmy na blisko dwa tygodnie na Mazury. Tam znajduje się filmowy dom Tomka i tam odbyć się ma wielkie wiejskie wesele. I jeszcze bardziej się polubiliśmy. Nie mieliśmy siebie dość. To było wręcz wzruszające. Swoją drogą cudownie było pobyć w plenerze, blisko pięknej przyrody. "Dwójka" rozgrywała się tylko we wnętrzach, "trójka" właściwie cały czas na łonie natury. Mam nadzieję, że to będzie dla widzów taki oddech.
Jakie to uczucie żegnać się z "Planetą..." po tylu latach?
- Jak już mówiłam, bardzo się zżyliśmy. Do tego stopnia, że czasami nawet śnią mi się sytuacje z planu, koledzy i koleżanki! Pamiętam, jak nasz operator opowiadał mi, że we śnie tak strasznie się na niego darłam, że poczuł się malutki, malusieńki. Musiał się upewnić, że na żywo już go nie zbesztam... Pewnie będzie tak, jak powiedział przed jednym z ujęć Maciek Stuhr. Za każdym razem, jak będziemy oglądać ten film, wszystko będzie się nam przypominać. To koniec bardzo ważnego etapu w moim życiu. Z jednej strony trochę czuję ulgę, że ten stres i odpowiedzialność są już za mną. A z drugiej oczywiście żal. Pozostaje mi opowiadanie anegdotek i wspominanie tego czasu ze wzruszeniem. Przecież z Maćkiem spędziłam na planie więcej czasu niż niejedna prawdziwa para!