Reklama

Agnieszka Smoczyńska: Poszukiwanie nowego języka

Trzy lata temu Agnieszka Smoczyńska przebojem wdarła się do świata kina, prezentując "Córki dancingu" - szalone połączenie musicalu, horroru i fantasy. Film, który przyniósł reżyserce Orła w kategorii "odkrycie roku", stał się hitem m.in. w Stanach Zjednoczonych i Japonii. Obecnie Smoczyńska powraca z dramatem "Fuga" o cierpiącej na fugę dysocjacyjną Alicji. Dla fanów jej debiutu dzieło z Gabrielą Muskałą w roli głównej będzie zaskoczeniem. - To zupełnie inny film, niż "Córki dancingu" - wyznaje Smoczyńska.

Trzy lata temu Agnieszka Smoczyńska przebojem wdarła się do świata kina, prezentując "Córki dancingu" - szalone połączenie musicalu, horroru i fantasy. Film, który przyniósł reżyserce Orła w kategorii "odkrycie roku", stał się hitem m.in. w Stanach Zjednoczonych i Japonii. Obecnie Smoczyńska powraca z dramatem "Fuga" o cierpiącej na fugę dysocjacyjną Alicji. Dla fanów jej debiutu dzieło z Gabrielą Muskałą w roli głównej będzie zaskoczeniem. - To zupełnie inny film, niż "Córki dancingu" - wyznaje Smoczyńska.
Agnieszka Smoczyńska na tegorocznym festiwalu filmowym w Gdyni /Piotr Matusewicz /East News

Po sukcesie "Córek dancingu", z "Fugą" wiązano duże nadzieje, za którymi szły równie duże obawy. A czy tobie na którymś etapie towarzyszyły wątpliwości?

Agnieszka Smoczyńska: - Oczywiście! Tym bardziej, że przy pracy nad drugim filmem miałam dużo większą świadomość, niż przy pierwszym - i wiedziałam, że stawka rośnie. Tak jak mówią wszyscy, drugi film jest najważniejszy, ale również najtrudniejszy. Pierwszy dużo łatwiej zrealizować - już choćby na etapie finansowania. Na początku pojawiły się więc obawy, jednak gdy tylko zaczęliśmy kręcić, skupiłam się na pracy.

Reklama

Wiele osób drugi film traktuje jako sprawdzian umiejętności. Czułaś to?

- Nie, kompletnie o tym nie myślałam. Wiedziałam, że nie mogę koncentrować się na oczekiwaniach widzów, zwłaszcza, że "Fuga" to zupełnie inny film, niż "Córki dancingu". I bardzo chciałam, żeby był inny - bo po co ciągle robić, mówić czy pisać to samo? Historia, którą stworzyła Gabrysia Muskała, była tak odmienna, że potraktowałam to przede wszystkim jako wyzwanie.

"Fuga" dla fanów "Córek dancingu" będzie szokiem...

- To była świadoma decyzja. Energia tego tekstu jest bowiem zupełnie inna, a im dłużej nad nim pracowałam, tym bardziej nie chciałam powtarzać tych samych zabiegów, które zastosowałam w "Córkach dancingu". Zarówno z operatorem, jak i reżyserem dźwięku, montażystą czy autorem muzyki - pracowaliśmy całkowicie inaczej. Tutaj zależało mi na dużym minimalizmie w opowiadaniu, tak, by wszystko rozgrywało się na ściągniętych, schowanych emocjach.

Kamera z kolei jest obiektywna, oddalona od bohaterki.

- Ale dźwięk już nie. Dzięki temu historia Alicji jest opowiedziana w sposób  subiektywny. Zależało mi, by nie iść na łatwiznę i nie opowiadać kamerą z ręki, tylko by pokazać obiektywną kamerą relację bohaterki ze światem, do którego powinna należeć - a co za tym idzie jej samotność i wyobcowanie. Bliskość z bohaterką próbowałam natomiast zbudować poprzez dźwięk: oddechy, kroki, ruchy...

Już otwierająca scena filmu, w której bohaterka wychodzi na peron dworca, jest oparta głównie na dźwięku.

- Ta scena wcale nie była pierwszą sceną w scenariuszu. Przeniosłam ją, bo wydawało mi się, że to dobre rozpoczęcie. Alicja, cierpiąca na fugę dysocjacyjną, pojawia się znikąd, wychodzi z tunelu w rytm dźwięków maszyny, przetworzonego pociągu, dworca i kół. Wbrew pozorom nie są to tylko zarejestrowane dźwięki, ale skomponowana muzyka. Sam film rozpoczyna natomiast animacja Julki Mirny, z którą pracowałam już przy "Córkach dancingu". Dzięki niej od razu wchodzimy do świata bohaterki, a równocześnie - wkraczamy w konwencję baśni dla dorosłych.

Co najbardziej zafascynowało cię w postaci Alicji?

- Że to kobieta, która nie pamięta własnego dziecka. Kobieta, która straciła pamięć i nie chce jej odzyskać. Kobieta, która umarła dla swojej rodziny i wraca do nich po latach jako zmartwychwstała. "Fuga" to nie tylko historia Alicji, ale także jej bliskich. Męża, który przez dwa lata na nią czekał, jej rodziców, którzy musieli pogodzić się ze stratą córki, i syna, który pamięta, że mama odeszła.

Kilkuletni syn Alicji, Daniel, odgrywa w "Fudze" ważną rolę...

- Pracując nad tą postacią, spotkałyśmy się z dziećmi, których mama straciła pamięć. To było bardzo traumatyczne przeżycie... Nigdy nie chciałabym czegoś takiego przeżyć i nigdy nikomu tego nie życzę. Danielek w jakimś sensie już pogodził się z nieobecnością mamy, a w chwili gdy ona powraca "z innego świata", musi nagle nawiązać z nią relację i zmierzyć z tym, czy chce z nią być czy nie. Emocje wszystkich dookoła bardzo się na niego przekładają, a dzieci, często w sposób niezwykle obrazowy, dają wyraz temu, co czują.

Przygotowując się do filmu, razem ze scenarzystką i odtwórczynią głównej roli, Gabrielą Muskałą, spotkałyście się z kobietami i mężczyznami, którzy stracili pamięć. Jak wyglądały te spotkania?

- O tym nie możemy rozmawiać, bo to były bardzo intymne spotkania. Te rozmowy były jednak kluczowe, by pokazać nam, jak myśleć o ludziach, którzy przeżyli fugę dysocjacyjną. Są to ludzie, którzy tkwią w swego rodzaju zawieszeniu pomiędzy dwoma światami.

W filmie bardzo istotna jest strona wizualna, począwszy od zdjęć Jakuba Kijowskiego, aż po elementy oniryczne, jak motyw wychodzenia z grobu.

- Jeśli chodzi o zdjęcia, zależało nam na bardzo chłodnej palecie barw, po to by oddać alienację Alicji. Przełom w jej historii pokazujemy natomiast za pomocą wizualizacji i dźwięków - ciepłych, pozytywnych, które uruchamiają dobre skojarzenia. Motyw wychodzenia z ziemi to z kolei mój pomysł, który dodałam po przeczytaniu scenariusza. Pomyślałam, że ważne jest to, by pokazać, co dzieje się z Alicją poza realnym światem. Pokazać to, że była w grobie - nie tylko dlatego, że rodzina ją pochowała, ale dlatego, że z domu, który zostawiła za sobą, uczyniła grobowiec.

Czy reżyserowanie Gabrieli Muskały w filmie na podstawie scenariusza Gabrieli Muskały było dla ciebie wyzwaniem?

- Bardzo się tego bałam. Obecność scenarzysty podczas produkcji i postprodukcji może być bardzo cenzurująca. A Gabrysia nie dość, że napisała scenariusz, to jeszcze miała grać główną rolę... Gdy jednak tylko zaczęłyśmy rozmawiać o roli Alicji, okazało się, że atmosfera jest całkiem inna. Gabrysia miała długą przerwę w pracy nad "Fugą", bo po napisaniu scenariusza przez rok szukałyśmy finansowania, i zdążyła odciąć się od tego tekstu. Dzięki temu podeszła do niego z dystansem. Dała mi pełną wolność w pracy - i na planie, i przy montażu. A po raz pierwszy zobaczyła film dopiero na festiwalu filmowym w Cannes, gdzie "Fuga" miała swoją premierę.

W opowieści Alicji wielką rolę odgrywa psychologia - co zbliża "Fugę" do kina dokumentalnego. Ty jednak w szkole filmowej zrezygnowałaś z realizacji dokumentów...

- Rzeczywiście, zrezygnowałam po dwóch etiudach dokumentalnych. Było to dla mnie zbyt wykańczające emocjonalnie. W kinie dokumentalnym najważniejszy jest bohater i tak jak powiedział Marcel Łoziński, żeby "nie bolało", czyli żeby tego bohatera nie zranić. A jakkolwiek nie pracujesz nad dokumentem, to i tak zawsze bohater jest w jakimś sensie przez reżysera wykorzystany.

Bardziej odnajdujesz się w fabularnym kinie gatunkowym? Poza "Córkami dancingu" zrealizowałaś także nowelę "Kindler i dziewica" w amerykańskim horrorze "The Field Guide To Evil".

- Bardzo lubię zabawę gatunkami i kino międzygatunkowe - dla reżysera to wspaniałe pole do popisu. "Field Guide To Evil" było rewelacyjnym doświadczeniem, bo zaproszono kilku reżyserów z całego świata, by opowiedzieli legendy swojego kraju w formie kina grozy. Dla mnie była to świetna okazja, by pobawić się estetyką horroru i spotkać z innymi twórcami i producentami. To była bardzo krótka, intensywna, ale świetna przygoda. Bardziej, niż jeden czysty gatunek interesuje mnie jednak łączenie różnych gatunków i szukanie tego, co jest na ich styku.

Niestety, polscy widzowie do rodzimego kina gatunkowego są uprzedzeni...

- Jak mówią dystrybutorzy - polskie kino gatunkowe sprzedaje się dużo gorzej, niż zagraniczne kino gatunkowe. Widz jest bowiem przyzwyczajony, że polskie kino gatunkowe to kino klasy "b", że nie jest to kino autorskie. A przecież Roman Polański już w latach 60. robił autorskie kino gatunkowe. Moim zdaniem takie kino jest najciekawsze. Nie możemy przecież ciągle naśladować Krzysztofa Kieślowskiego. Potęga szkoły Kieślowskiego była wielka, ale stała się też w pewien sposób klątwą polskiego kina, bo wszyscy przez wiele lat chcieli robić takie filmy, jak Kieślowski. Za głęboko poszliśmy w psychologię... "Fuga" być może jest najbardziej psychologicznym filmem, jaki kiedykolwiek zrobię. Bo gdy robię kino gatunkowe, czuję, że oddycham, eksperymentuję i szukam nowego języka. Znajduję nową formę do znanych emocji.

Po międzynarodowym sukcesie "Córek dancingu" chyba nie będziesz miała problemu z zebraniem funduszy na film gatunkowy...

- "Córki dancingu" otworzyły mi drzwi - nie tylko w Polsce. Dzięki nim mogę robić kino, które jest trudnym kinem, a producenci ufają mi, że jako reżyser podołam trudnym scenariuszom. Każdy kij ma jednak dwa końce - bo niektórzy oczekują, że będę powtarzała teraz to, co zrobiłam w pierwszym filmie. Obecnie "Córki dancingu" są dobrze znanym filmem w Stanach Zjednoczonych i Japonii. To film, który żyje własnym życiem. I takie właśnie filmy chciałabym robić - filmy, o których nie zapomina się po tygodniu.

A Hollywood?

-  Myślę zawsze konkretnym projektem, który jest przede mną. A ten najbliższy nie będzie realizowany w Hollywood.

Na horyzoncie bowiem premiera serialu "1983" dla Netflixa, gdzie pracowałaś jako reżyserka jednego z odcinków.

- To było duże przeżycie, być w zespole twórców "1983" z Agnieszką Holland, Kasią Adamik i Olgą Chajdas, i razem z nimi współtworzyć świat alternatywnej rzeczywistości w Polsce, w której komunizm nigdy nie upadł. Głównymi reżyserkami tego projektu są Kasia i Agnieszka, które razem z Tomkiem Naumiukiem, Anią Anosowicz i Kasią Lewinską stworzyły tę dystopijną wizję Polski.

A co oprócz tego?

- Spektakl "Święta Kluska" z twórcami "Córek dancingu", którego premiera odbyła się w Komunie Warszawa, a teraz w grudniu przenosimy go do Teatru Nowego. To holy-hop-dog musical o psie, który dorasta i sprawia swoim właścicielom kłopoty. Tekst napisał Robert Bolesto, muzykę skomponowali Zuzia Wrońska i Marcin Macuk, choreografię stworzyła Kaya Kolodziejczyk, a światła Sasza Provalinski, za scenografie odpowiada zaś artysta audiowizualny Rafał Dominik. W obsadzie między innymi Andrzej Konopka, Małgosia Gorol i Piotr Trojan. Musze przyznać, że dla mnie jest to wyjątkowe doświadczenie.

A wymarzona konwencja, której chciałabyś spróbować w kinie?

- Każdy możliwy gatunek! Chciałabym spróbować wszystkiego.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Agnieszka Smoczyńska | Fuga (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy