Agata Bykowska: Pierwsza serialowa rola
Z drugoplanowej roli zrobiła prawdziwą perełkę. Agata Bykowska zdradza, jak wypracowała sobie litewski akcent i jak wpłynęła na nią fala krytyki.
Za sprawą roli Gabiji z serialu "Korona królów" stała się pani najpopularniejszą litewską kucharką w Polsce.
Agata Bykowska: - Miło mi, zwłaszcza że to moja pierwsza rola serialowa. Wcześniej zagrałam ledwie parę epizodów przed kamerą, tu mogłam budować i prowadzić tę postać od początku. Co ciekawe, najpierw miała to być kucharka polska, dopiero potem twórcy zmienili zamysł i stałam się Litwinką, która przywędrowała do Krakowa z księżniczką Aldoną (Marta Bryła), późniejszą królową Anną i wiernie jej służy.
I za to została awansowana do funkcji ochmistrzyni królowej!
- Myślę, że ten awans jej się należał. Poza talentem kulinarnym, Gabija ma szereg innych zalet - jest uczciwa, zaradna, pracowita. Potrafi stawić czoła przeciwnościom losu i walczyć o swoje. Cieszę się, że mogę uosabiać tak pozytywną postać.
Pani bohaterka mówi z pięknym, wschodnim akcentem. Uczył ktoś panią tego, czy sama pani ten akcent wymyśliła?
- W zasadzie sama. Uznałam, że stylizacja języka pomoże mi w wyrażeniu ekspresji tej postaci. Godzinami słuchałam w internecie, jak mówią Litwini mieszkający w Polsce. Próbowałam naśladować ich składnię, fonetykę i zaproponowałam to produkcji, co spotkało się z aprobatą.
Jaka atmosfera panuje na planie "Korony królów"?
- Bardzo dobra. Każdy się stara jak najlepiej odegrać swoją rolę, wszyscy są zaangażowani w pracę. Kiedy na początku emisji serial dotknęła fala hejtu, wydawać by się mogło, że wpłynie to demobilizująco na zespół. Tymczasem wręcz odwrotnie, wzięliśmy się w garść i robiliśmy dalej swoje, wiedząc, że jest to dobre i wartościowe przedsięwzięcie. Racja była po naszej stronie - hejt ustał, ludzie chętnie oglądają serial. Cieszę się, że mogę mieć w tym udział.
Na ekranie Litwinka, z urodzenia Ślązaczka, z wyboru - mieszkanka Gdańska. Zadziwiająco wiele regionów łączy się z pani osobą...
- Tak się złożyło. Pochodzę z Rudy Śląskiej, jestem mocno związana z tamtejszą kulturą, mówię śląską gwarą i nie przypuszczałam, że kiedyś wywędruję tak daleko. Stało się tak za sprawą przypadku. Szczęśliwego - jak dziś to oceniam. W trakcie studiów we wrocławskiej PWST przyjechaliśmy na Festiwal Wybrzeże Sztuki z przedstawieniem dyplomowym. Tu dostrzegł mnie dyrektor gdańskiego Teatru Wybrzeże, po jakimś czasie zaprosił na rozmowę i zaproponował etat. Nie wahałam się ani chwili. Czułam, że to miejsce dla mnie i teatr dla mnie. Pracy mamy co niemiara, ale nie narzekam, bo kocham to, co robię i myślę, że jest to miłość odwzajemniona.
Jolanta Majewska-Machaj