Agata Buzek: Mocniej wierzę w intuicję
Była królewną w "Wiedźminie", modelką w "Suplemencie", niesforną szlachcianką w "Zemście", nieśmiałą urzędniczką skąpaną w czerni i bieli w "Rewersie" oraz samotną matką w filmie "W sypialni". W "Obcym ciele" Krzysztof Zanussi zrobił z Agaty Buzek zakonnicę, która rezygnuje z rozkoszy małżeńskiego pożycia w imię miłości do Boga.
Agata Buzek ma za sobą karierę na paryskich wybiegach i niemieckich planach filmowych. Katarzynę, w którą wcieliła się w najnowszym filmie reżysera "Struktury kryształu", poznajemy we Włoszech. Wygląda na to, że młoda kobieta prowadzi tam sielankowe życie. Słońce i plaża to jednak tylko rzymskie wakacje. Codziennością będą dla Kasi mury klasztoru, w którym postanowi spędzić resztę życia.
Bohaterka "Obcego ciała" ucieka od współczesnego świata czy stara się stawić mu czoła? Może chce odnaleźć wartości, o których zapomniano i miłość, jakiej nie da się porównać do żadnej innej? Jak kreująca ją aktorka walczy o swoje życie, karierę, spokój ducha?
"W niektórych sytuacjach się poddaję. Nie jestem bohaterką romantycznej powieści" - szczerze komentuje Buzek. Aktorka opowiada o tym, jak zmieniło się jej podejście do aktorstwa i jak owa zmiana wpłynęła na współpracę z reżyserami na planie. Mówi o religii, ludzkich słabościach, frustracjach i "11 minutach" - nowym filmie Jerzego Skolimowskiego, w którym - mając Piotra Głowackiego u boku - gra alpinistkę.
Z Agatą Buzek rozmawia Anna Bielak.
Anna Bielak: Pracowałaś z Krzysztofem Zanussim czternaście lat temu na planie telewizyjnego filmu "Skarby ukryte". Jak reżyser "Obcego ciała" zmienił się od tego czasu? Media krzyczą, że stracił kontakt z rzeczywistością.
Agata Buzek: - W 2002 roku grałam jeszcze małą rolę w filmie "Suplement", sześć lat później wystąpiłam w wyreżyserowanym przez Krzysztofa Zanussiego teatrze telewizji "Głosy wewnętrzne", więc jesteśmy w kontakcie cały czas [śmiech]. W ogóle nie mam poczucia, że pan Krzysztof stracił kontakt z rzeczywistością. To raczej rzeczywistość rozjeżdża się na tyle, że trudno byłoby znaleźć ludzi, którzy pozostają z nią w stałym kontakcie. Kiedy kręciliśmy razem pierwszy film, byłam świeżo po szkole teatralnej. Podejrzewam, że przez te lata to raczej ja się zmieniłam, a przez to zmieniła się też nasza współpraca z panem Krzysztofem. Grając w "Skarbach ukrytych" w 2000 roku byłam nieświadoma wielu rzeczy, raczej nie mogłam być partnerem dla żadnego reżysera, mimo wielkiego zaangażowania w pracę. Teraz mam może trochę więcej odwagi, pomysłów. Przed rozpoczęciem zdjęć do "Obcego ciała" spędziliśmy z panem Krzysztofem wiele godzin na rozmowach o scenariuszu i o mojej postaci.
Jakie konkretne zmiany zaszły w tobie?
- Zwykle podchodziłam do budowania postaci bardzo analitycznie, czułam potrzebę kontrolowania sytuacji, teraz coraz większą wartość mają dla mnie pytania bez odpowiedzi, mocniej wierzę w intuicję, niewiedzę i ciągłe poszukiwania. Kiedyś wydawało mi się, że wszystko musi być zapięte na ostatni guzik i nic nieprzewidzianego nie ma prawa się wydarzyć. Z czasem znalazłam w sobie odwagę, by poddawać się okolicznościom i akceptować nieprzewidywalność. Przypadki, chwile, zaskoczenia niosą ze sobą wartość i jakość, jakich nigdy nie wymyślimy.
Zatem wolisz improwizować, niż słyszeć konkretne polecenia ze strony reżysera?
- Nie, nie posuwałabym się tak daleko. Improwizacje są wspaniałe, ale w teatrze łatwiej sobie na nie pozwolić, niż przed kamerą. Doceniam reżyserów, którzy dają aktorom na planie wolność próbowania i dopiero potem mówią, jak wyobrażają sobie konkretną scenę. To jednak nie jest konieczne, by powstał dobry, mądry i piękny film. Reżyserska precyzja też jest wielką wartością. Improwizacja nie jest mi niezbędna do pracy.
Powiedziałaś kiedyś, że wygląd i osobowość każdego z nas niesie jakiś komunikat. Jaki niesiesz ty? Dlaczego w "Obcym ciele" zagrałaś zakonnicę Katarzynę a nie Kris - bezwzględną szefową międzynarodowej korporacji?
- Myślę, że Agnieszka Grochowska nie niesie komunikatu takiego, jak Kris, a jednak została obsadzona w tej roli [śmiech]. Szukanie sprzeczności, bycie w roli takim, jakim nigdy nie będzie się w życiu, to największy atut i narkotyk tego zawodu. Mam nadzieję, że udało mi się już kilka razy zagrać role, które zupełnie nie były spójne z moim wizerunkiem. Zresztą we wszystkich swoich rolach szukam tego, co do mnie niepodobne. Nie chcę tworzyć na ekranie i w teatrze zmultiplikowanej, lekko podrasowanej wersji samej siebie.
"Obce ciało" wydaje mi się podrasowaną i trochę groteskową wizją współczesnej rzeczywistości, której miało być odzwierciedleniem.
- Film nigdy nie jest "odzwierciedleniem rzeczywistości". Najwyżej jej niewielkiego fragmentu. Dodatkowo przetworzonego, zinterpretowanego przez twórców. Tak jest również w dokumencie. Nawet wielkie przerysowanie lub uproszczenie fabuły jest naturalne dla struktury filmu. Kino jest rodzajem szkła powiększającego i nie powinno oddawać życia w skali jeden do jednego. Nigdy nie mogę zrozumieć, że zarzuca się kinu niespójność z rzeczywistością, podczas gdy sama rzeczywistość jest niepoznawalna i bywa najbardziej nieprawdopodobna. Film musi być kondensacją - emocji, relacji, zdarzeń. "Obce ciało" nie jest wyjątkiem od reguły.
Film jest jawną krytyką korporacji, ale w równie kiepskim świetle pokazany jest świat tradycyjnych wartości i religii. Katolicy są nie tylko prześladowani, ale i piekielnie naiwni. Na modlitwach spotykają się w kryptach - jak za czasów średniowiecza. Czy katolikom nie dostaje się tu rykoszetem? Ich wizerunek śmieszy.
- Taki sposób pokazania katolików odczytywałabym raczej jako próbę powrotu do pierwotnych wartości, jakie niosło ze sobą chrześcijaństwo. Zawsze były one oderwane od codzienności, stanowiły dla niej kontrapunkt, były trudne a nawet niemożliwe w realizacji. To, co, jak sądzę, nazywasz naiwnością ja określiłabym jako czystość, prostotę, ufność - bardzo niemodne cechy, nierozerwalnie związane z duchowością i metafizyką. Pewnie wiele razy w przeszłości można było tak powiedzieć, ale dziś też - rozwój duchowy, wspólnoty religijne nie przystają do świata, którym rządzi pieniądz, władza i konsumpcja. Droga powołania, droga mojej bohaterki, nie jest łatwa. Tak jak bycie pracownikiem korporacji i poruszanie się w machinie firmowych zależności też nie jest łatwe, przyjemne i dobre dla bohaterek granych przez Agnieszkę Grochowską i Weronikę Rosati. W "Obcym ciele" nie jest dla mnie najważniejsze skontrastowanie korporacji i kościoła, tylko konkretni ludzie w obu instytucjach. Ich wybory, wątpliwości, lęki. Cena jaką są w stanie zapłacić. I w imię jakich wartości.
Wszystkie bohaterki walczą ze sobą i światem wokół nich. Jaki jest twój - Agaty Buzek - styl walki o siebie i karierę?
- Nie wiem, czy walczę. Na pewno nie zawsze. W niektórych sytuacjach się poddaję. Nie jestem bohaterką romantycznej powieści. Nie mam też przygotowanej strategii na całej życie. Codziennie od nowa staram się podjąć kilka niezbędnych, drobnych decyzji, może czasem znaleźć małą odpowiedź na dziesiątki wielkich pytań.
Podobno, żeby być aktorem trzeba być jak mimoza w skórze nosorożca; połączyć wrażliwość z wielką siłą. Zgadzasz się z tym?
- Absolutnie. Aktorstwo to profesja godzenia sprzeczności. Koszmar! [śmiech]
Jednym z twoich kolejnych projektów jest nowy film Jerzego Skolimowskiego - "11 minut". Grasz tam alpinistkę?
- Tak, moim ekranowym partnerem i także alpinistą jest Piotr Głowacki. Nasze postaci nie są jednak najważniejsze, są jednymi z wielu. Trudno mi mówić o mojej postaci, bo esencją tego filmu nie jest bohater, ale ulotność i nieprzewidywalność świata, w którym w ciągu jedenastu minut wszystko może się zmienić. Wydarzenia, które są wpisane w fabułę nowego filmu Jerzego Skolimowskiego pokazują kruchość wszystkiego, co mamy. Ulotność tego, co w danym momencie wydaje nam się najważniejsze na świecie. "11 minut" ujawnia małość naszych problemów. Pokazuje, że to, czego pragniemy, co robimy i za czym podążamy przepełnieni emocjami jest efemeryczne. Dodatkowo każda nasza decyzja może mieć esencjalny wpływ nie tylko na nasz los, ale i na los ludzi wokoło. Dwadzieścia sekund może zaważyć na całym życiu. Wyszliśmy skądś chwilę za wcześnie albo doszliśmy gdzieś pięć minut za późno. I wszystko się zmieniło bezpowrotnie.
Co robisz, żeby znaleźć równowagę, stabilną pozycję; nie szamotać się ze światem, nie frustrować tym, że nie zawsze wszystko dzieje się po twojej myśli?
- Nie umiem się ochronić przed światem. Szamoczę się i frustruję. Nie znalazłam sposobu na osiągnięcie wiecznej wewnętrznej równowagi. Zresztą nie znam wielu osób, które go znalazły. Nie wiem wszystkiego, co chciałabym wiedzieć i nie umiem spokojnie podążać swoją drogą. Czasem uciekam - przed pewnymi emocjami, myślami, wątpliwościami. To niekiedy pomaga, ale nie zawsze. Wszystko po to, by nie zwariować! [śmiech]
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!