Zapamiętajcie to nazwisko! Celestę Dalla Porta włoska prasa porównuje do wielkich ikon włoskiego kina - niektórzy dostrzegają w niej nową Sophię Loren, inni przyrównują do Moniki Bellucci w początkach kariery. Ma w sobie charyzmę i zmysłowość, ale także tajemniczość, którą Paolo Sorrentino potrafił mistrzowsko wydobyć na ekranie. Kultowy reżyser obsadził aktorkę w tytułowej roli w swoim najnowszym filmie "Bogini Partenope". Dzięki czemu o aktorce, która dotąd była niemal anonimowa, dziś mówi cały filmowy świat.
Urodzona w 1997 roku Celeste Dalla Porta dotąd pracowała głównie jako modelka. Jest wnuczką fotografa Ugo Mulas i córką kontrabasisty jazzowego Paolino Dalla Porta. W 2022 roku zagrała główną rolę w miniserialu "Red Mirror", produkcji zleconej przez firmę Campari, gdzie wcieliła się w postać Sofii, młodej i utalentowanej studentki aktorstwa. "Bogini Partenope" jest jej debiutem kinowym.
Wybór Celeste Dalla Porta do głównej roli dla wielu mógł być zaskoczeniem, ale Dalla Porta szybko udowodniła, że potrafi zawładnąć ekranem i stać się ucieleśnieniem postaci, która symbolizuje młodość, piękno i ulotność wspomnień. Choć sama pochodzi z północy Włoch, w Neapolu - mieście, które jest kluczowe dla narracji filmu - poczuła się jak w domu.
W rozmowie z Interią opowiada o tym, jak stopniowo odkrywała to miejsce, do którego Paolo Sorrentino ma niemal mistyczny stosunek. Mówi też o spotkaniu z legendami kina: Silvio Orlando i Garym Oldmanem.
- Od Gary’ego Oldmana dostałam piękną poradę: powiedział mi, żebym się nie zatraciła w świecie filmu i spróbowała ocalić w życiu radość z prostych rzeczy. To koresponduje z moją filozofią, żeby być w momencie, nie oglądać się na przeszłość ani przyszłość, tylko celebrować to, co mi się przydarza - opowiada Celeste Dalla Porta, kiedy spotykamy się po premierze filmu w Cannes. "Bogini Partenope" właśnie trafiła na ekrany polskich kin.
Artur Zaborski: O zagraniu głównej roli u Paolo Sorrentino marzą najwięksi aktorzy nie tylko we Włoszech. Czy dla pani to też spełnione marzenie?
Celeste Dalla Porta: - Myślę, że mój stosunek do tego reżysera najlepiej odda anegdota. Na długo przed "Boginią Partenope" pojechałam na plan filmowy, na którym Sorrentino kręcił jeden ze swoich poprzednich filmów - tak bardzo chciałam zobaczyć, jak on pracuje z aktorami. Nie mogłam uwierzyć, jaka panuje tam cisza, jak wszyscy są skoncentrowani. Byłam pod tak ogromnym wrażeniem, że marzyłam, żeby w którymś z jego kolejnych projektów zostać chociaż statystką.
Zamiast statystować zawładnęła pani ekran. Jak do tego doszło?
- Kiedy Paolo rozpoczął poszukiwania aktorki, zadzwonił mój agent i powiedział, że ekipa castingowa chciałaby, żebym spotkała się z Sorrentino. No i się zaczęło. Przeszłam kolejne etapy przesłuchań i dostałam angaż. Praca z Paolo to była prawdziwa szkoła aktorstwa. Sorrentino jest niezwykłym człowiekiem, który uwielbia mówić. To wszechstronny artysta, bardzo autentyczny, komunikujący się w bezpośredni sposób. Paolo nie owija w bawełnę. Czasami się pilnuje, bo chce wypaść bardziej elokwentnie, a kiedy indziej stawia na ekspresję. W pracy z aktorami doskonale wie, czego od nas chce. Prowadzi nas tak, że nawet tego nie czujemy. Ja czasami nawet nie zauważałam, że podążam w stronę, w którą mnie popycha, bo robił to tak nieinwazyjnie. To człowiek, który naprawdę potrafi słuchać, dzięki czemu umie dostrzegać perspektywę innych ludzi.
Pani bohaterka - tytułowa Partenope - to uosobienie piękna. Wygląd aktorki w tej roli musiał być dla Sorrentino bardzo istotny.
- Nie sądzę, żeby Paolo wybrał mnie do filmu ze względu na urodę. Nie uważam się za jakąś wielką piękność. Zresztą piękno to coś bardzo subiektywnego, jego definicja zmienia się w zależności od tego, w jakim momencie życia jesteśmy. Moja bohaterka, Partenope jest nie tyle metaforą piękna, co raczej uciekającej młodości. Wszyscy do niej tęsknimy i wspominamy. Idealizujemy ją. A czasami to, co nam się w młodości przydarzyło, wcale piękne nie było. Dla mnie ważniejsze od korzystania z urody jest korzystanie z inteligencji. To intelekt uważam za synonim piękna.
Premiera "Bogini Partenope" na pewno namiesza w pani życiu. Pewnie wiele nowych drzwi się przed panią otworzy. Planuje pani już jakoś swoją ścieżkę kariery?
- Premiera "Bogini Partenope" to dla mnie bardzo ważne wydarzenie. W moim życiu to taki symboliczny moment przejścia, zmiany. Od dawna zmierzałam w kierunku świata kina, a teraz wchodzę do niego oficjalnie. Trochę się niepokoję tym, jak się tu zaaklimatyzuję i odnajdę, bo nie znam branży, jestem w niej nowa. Nie potrafię przewidzieć, co mnie tu spotka. Wiem jednak, że aktorstwo jest tym, co chcę robić w życiu. I z tą wiedzą czuję się bezpieczna.
Na planie spotkała się pani z legendami kina - towarzyszył pani włoski mistrz Silvio Orlando oraz amerykańska legenda, czyli Gary Oldman. Nie onieśmielali debiutantki?
- Praca z tak wybitnymi artystami, jak Silvio Orlando i Gary Oldman, była dla mnie ogromnym zaszczytem. Starałam się czerpać jak najwięcej z ich obecności na planie. To świetni współpracownicy, otwarci i uważni, dopasowaliśmy się też na poziomie czysto ludzkim.
Usłyszała pani od nich jakąś cenną wskazówkę dotyczącą życia albo zawodu aktora?
- Od Gary'ego Oldmana dostałam piękną poradę: powiedział mi, żebym się nie zatraciła w świecie filmu i spróbowała ocalić w życiu radość z prostych rzeczy. To koresponduje z moją filozofią, żeby być w momencie, nie oglądać się na przeszłość ani przyszłość, tylko celebrować to, co mi się przydarza. Dlatego teraz nie zastanawiam się, jak będzie wyglądała moja kariera, tylko celebruję radość z udziału w filmie Sorrentino.
Paolo Sorrentino słynie z miłości do Neapolu, "Bogini Partenope" to w zasadzie list miłosny do tego miasta. Pani urodziła się i wychowała na północy Włoch, w Lombardii. Jak pani odnalazła się w mitycznym mieście południa kraju?
- Odczuwam bardzo silną więź z Neapolem. Nie znałam zbyt dobrze tego miasta wcześniej, stopniowo go poznawałam podczas zdjęć. Neapol otworzył przede mną swoje drzwi, szybko poczułam się w nim jak w domu. Pomyślałam sobie nawet, że może powinnam tam na jakiś czas zamieszkać. Możliwe, że to zrobię, choćby miało to trwać bardzo krótko.
Po premierze "Bogini Partenope" w Cannes powróciła dyskusja o kręceniu scen intymnych w filmach. Pani musiała się zmierzyć z ich kręceniem na planie. Jak wyglądała praca nad nimi?
- Cały czas towarzyszyła nam koordynatorka do spraw intymności. Jej rolą było sprawić, żebyśmy wszyscy czuli się komfortowo podczas kręcenia scen intymnych. Ale tak naprawdę nie potrzebowałam dodatkowej ochrony, bo na planie czułam się cały czas w pełni bezpiecznie. Każda osoba całkowicie skupiała się na swojej pracy, na tym, co było istotne, żeby mogła powstać scena. Nigdy nie czułam, żeby ktoś mi się przyglądał, kiedy kręciłam sceny intymne. Czułam się cały czas bezpiecznie i swobodnie. Nie wspominam tego jako czegoś trudnego. Wręcz przeciwnie - kręcąc te sceny, przekonałam się po raz kolejny, jak wszystko na planie u Sorrentino jest dobrze przygotowane i rozpracowane.