Reklama

Życie jest ważniejsze od kina

Richard Gere podbił serca fanów podczas spotkania zorganizowanego w ramach festiwalu filmowego w Rzymie. Aktor przyjechał do Włoch odebrać złotą statuetkę Marka Aureliusza za całokształt twórczości.

Włoskie media podkreślają, że 62-letni gwiazdor Hollywood zachwycił wszystkich swym iście buddyjskim spokojem, ironią, dystansem do własnej kariery i swego statusu symbolu seksu, ale także jasnymi poglądami społecznymi. Dziennik "La Repubblica" napisał o nim z podziwem: "Divo Richard" ("Boski Richard").

W czasie spotkania z fanami w Audytorium Parco della Musica, Gere, który otrzymał również od władz Rzymu honorową statuetkę Wilczycy Kapitolińskiej, mówił: "Podoba mi się zawód aktora i wykonuję go z pokorą, ale bez nadawania temu zbyt wielkiego znaczenia".

Reklama

"Nie mam zbyt wiele energii, by ją marnotrawić. Życie jest ważniejsze od kina"- podkreślił, dodając, że bardziej liczy się dla niego życie rodzinne i przyszłość jego 11-letniego syna oraz relacje z mistrzami tybetańskimi.

Mówiąc o swej fascynacji filozofią zen Gere stwierdził: "Wszyscy czujemy się nieswojo wobec Wszechświata, w którym żyjemy. Studiowałem buddyzm i on mnie bardzo poruszył, podarował mi właściwą drogę ku wolności". "Nie mówię, że to jedyna droga, ale każdy z nas musi aspirować do tej wolności" - zauważył.

Richard Gere wyznał, że popiera i rozumie tzw. oburzonych, protestujących na Wall Street. "To protesty pokojowe, inteligentne, słuszne. Wszystko to zostało wywołane przez bezgraniczną chciwość, a absurd polega na tym, że osoby odpowiedzialne za te katastrofy często zrobiły karierę" - oświadczył amerykański aktor.

"Czujemy się zgwałceni przez tę sytuację, ale chciwość można pokonać, a 'źli' mogą zostać zbawieni"- dodał.

Następnie opowiedział: "Spytałem kiedyś lekarza - sandinistę, jak można przebaczyć zbrodnie USA popełnione w Ameryce Łacińskiej. A on odparł : 'Jeśli nie potrafimy przebaczyć, to na co przydała się rewolucja?'".

"W wieku 62 lat zrozumiałem, że to, czym jesteśmy, to miłość. Możemy wyeliminować przyczyny cierpienia, jeśli sobie je uświadomimy. Dzisiaj żyjemy jak w koszmarze, musimy się obudzić" - mówił aktor.

Odnosząc się do tego, że jest uważany za symbol seksu, oznajmił: "Prawdę mówiąc nigdy nie spostrzegłem, że nim jestem. Ten wizerunek pojawia się tylko w wywiadach, a według mnie etykietki nie mają żadnego sensu".

Gere pytany zaś o to, czy myśli o tym, by zająć się reżyserią, odpowiedział: "Cóż, wiele rzeczy mnie interesuje, także to, by polecieć na Księżyc, gdyby to było możliwe". "Jasne zastanawiałem się nad reżyserią, ale obawiam się poświęcić na to tak dużo czasu, co najmniej półtora roku, by zrealizować projekt filmu" - podsumował artysta.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Richard Gere | życia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy