Reklama

Zofia Merle: Wrodzony talent komediowy

Mówi o sobie, że jest gospodynią domową, która dorabia jako aktorka. Uwielbia się śmiać, a szczególnie sama z siebie. W piątek, 30 marca, Zofia Merle kończy 80 lat. Piękny wiek!

Mówi o sobie, że jest gospodynią domową, która dorabia jako aktorka. Uwielbia się śmiać, a szczególnie sama z siebie. W piątek, 30 marca, Zofia Merle kończy 80 lat. Piękny wiek!
Zofia Merle i Wielkanoc na planie serialu "Klan" (2010) /AKPA

Na pierwszym miejscu jest rodzina i przyjaciele. Zawsze tak było. Najlepiej czuje się w domowym zaciszu, zwłaszcza teraz, kiedy jest na emeryturze.

Zofia Merle, jako ulubiona aktorka Stanisława Barei, bawiła rodaków znakomitymi rolami pyskatych, ale sympatycznych sprzątaczek czy przekupek.

Tylko nie upadła kobieta!

Praktyczna pani Stenia z "Klanu", sierżant Irena Molenda z "Rzeczpospolitej babskiej" czy też jej bohaterki z kultowych filmów Barei "Miś" albo "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz", wywoływały salwy śmiechu, kiedy pojawiały się na ekranie. To zasługa poczucia humoru Zofii Merle, z którym przyszła na świat.

Reklama

Urodziła się w Warszawie rok przed wybuchem drugiej wojny światowej. Nigdy nie przypuszczała, że zostanie aktorką, ale od najmłodszych lat wyróżniała się w grupie rówieśników. Gdy coś złego stało się w klasie, nauczycielka najczęściej podejrzewała, że to jej sprawka. Mała Zosia brylowała też w kółku żywego słowa, do którego należała m.in. Beata Tyszkiewicz.

Miała niespełna 18 lat, kiedy trafiła do stołecznego STS-u, czyli Studenckiego Teatru Satyryków. Niebawem zauważył ją Konrad Swinarski i zaproponował rolę w "Operze za trzy grosze". I tak zaczęła się jej przygoda z aktorstwem. Rodzice nie wyrazili zbyt dużego entuzjazmu, gdy córka zdradziła im swoje plany zawodowe. Babcia wprost powiedziała, że w jej rodzinie upadłych kobiet nigdy nie było!

Po latach, już po śmierci seniorki rodu, okazało się, że w specjalnej szkatułce trzymała wycinki prasowe na temat ukochanej wnuczki. Podobnie mama, która przychodziła na wszystkie przedstawienia STS-u i roześmiana siedziała na widowni. Nic dziwnego, bo jej córka miała wrodzony talent komediowy.

- Od wielkich rzeczy są autorytety, a Merle od rozśmieszania - mówi pani Zofia. Nigdy nie uważała, że jej zawód to misja, ale traktowała go poważnie. Nawet jeśli miała zagrać epizod, przygotowywała się do niego bardzo solidnie. To efekt bezwarunkowego szacunku dla widzów.

Cios w serce

W życiu spotkało ją wiele dobrego, ale nie zabrakło też cierpienia. W 2013 roku pożegnała z mężem Janem Mayzelem (88 lat), także aktorem, ich jedynego syna Marcina, który zmarł po długiej walce z chorobą nowotworową. Miał zaledwie 42 lata. Był m.in. reżyserem serialu "Na dobre i na złe". Pozostawił żonę i dwóch synów, którzy są teraz całym światem dla babci i dziadka. Po stracie jedynaka Zofia Merle wycofała się z życia zawodowego.

Czas spędza głównie w domu na warszawskim Żoliborzu. Mówi o sobie, że jest pedantką. Wszystko ma uporządkowane, poukładane, wysprzątane. Obudzona w środku nocy dobrze pamięta, w której szufladzie są dokumenty leżące w niej od dwudziestu lat. Wciąż też oddaje się swojej największej życiowej pasji - wypiekom. Piecze, gdy jest szczęśliwa, a także wtedy, kiedy smutek zagląda w jej serce.

- Całe życie byłam łasuchem - przyznaje. Piecze absolutnie wszystko. Ma nawet swoją specjalność, czyli kruche babeczki, nazwane przez znajomych na jej cześć "merletkami". Najbardziej lubi czas Wielkanocy, kiedy królują mazurki, bo wtedy może wykazać się swoją kreatywnością, której wciąż jej nie brakuje.

Marzena Juraczko

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Zofia Merle
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy