Reklama

Zofia Marcinkowska: Jej uroda była zjawiskowa

To była prawdziwa przyjaźń. Dlatego gdy w październiku 1963 roku 24-letnia wówczas Iga Cembrzyńska usłyszała o śmierci młodszej od niej o rok Zofii Marcinkowskiej, długo nie mogła pogodzić się z tą stratą.

To była prawdziwa przyjaźń. Dlatego gdy w październiku 1963 roku 24-letnia wówczas Iga Cembrzyńska usłyszała o śmierci młodszej od niej o rok Zofii Marcinkowskiej, długo nie mogła pogodzić się z tą stratą.
Zofia Marcinkowska w filmie "Lunatycy" /East News/POLFILM

"Strasznie przeżyłam jej śmierć i nie mogłam dojść do siebie przez rok. Cierpiałam, bo była mi bardzo bliska" - wyznała aktorka w jednym z wywiadów. Postać tragicznie zmarłej przyjaciółki Iga Cembrzyńska przypomniała w swojej książce "Mój intymny świat".

Poznały się na studiach i od razu zaprzyjaźniły. Zofia Marcinkowska urodziła się w 1940 roku w Wieliczce, a Iga Cembrzyńska w 1939 roku w Radomiu. Mogły nigdy się nie spotkać, zwłaszcza że zawierucha wojenna nie oszczędziła ich rodzin. Ale gdy dorosły, obie wybrały tę samą drogę życiową. Postanowiły zdawać do warszawskiej szkoły teatralnej. Tam przeżywały swoje pierwsze wielkie miłości. Iga Cembrzyńska była powierniczką sekretów przyjaciółki, gdy ta związała się z kolegą ze studiów Bohdanem Łazuką.

"To była jedna z najpiękniejszych kobiet w polskim kinie" - wspominał aktor w jednym z wywiadów. "Jej uroda była zjawiskowa: oczy jak chabry, nosek delikatny, kilka piegów, wielka kultura osobista, a do tego wszystkiego kształtny i obfity biust".

Reklama

Miłość nie trwała jednak długo. "Pewnego dnia ona wyjechała do Krakowa i to był koniec naszego romansu" - wspominał Bohdan Łazuka, nie kryjąc żalu z powodu rozstania. Gdyby Zofia została wówczas w Warszawie, jej losy zapewne potoczyłyby się inaczej, ale...

Do Krakowa wyjechała tuż po obronie dyplomu, by pracować w Starym Teatrze. Tam poznała 8 lat starszego aktora Zbigniewa Wójcika. Początkowo wszystko układało się pomyślnie. On był nią oczarowany, ona nie widziała poza nim świata. Jednak wkrótce okazało się, że Wójcik uzależnił ją od siebie psychicznie, szantażował emocjonalnie. Szczególnie niebezpieczny stawał się po wypiciu alkoholu. Wtedy bywał agresywny.

Iga Cembrzyńska znała prawdę o trudnych relacjach Zofii z nowym partnerem, lecz nie była w stanie jej pomóc. Sama była już wówczas po ślubie z Andrzejem Kasią i życie rodzinne oraz praca pochłaniały ją do reszty. Jakby tego było mało, przyjaciółki dzieliła też odległość. Iga w Warszawie, Zofia w Krakowie.

Dramat rozegrał się 8 lipca 1963 roku. Wieczorem Zbigniew Wójcik wrócił do domu pijany. Między kochankami wywiązała się awantura. Aktorka, prawdopodobnie uchylając się od ciosów, odepchnęła partnera tak niefortunnie, że mężczyzna, upadając, uderzył głową o kant kuchennego zlewozmywaka. Przerażona Zofia, sądząc, że zabiła ukochanego, napisała na kartce "Nie potrafię bez niego żyć" i odkręciła kurki z gazem. Ciała aktorskiej pary, leżące obok siebie, odnaleziono kilka godzin później. Sekcja zwłok wykazała, że Zbigniew nie zginął od uderzenia w głowę. Przyczyną jego śmierci było zatrucie gazem.

Tajemnicze odejście kochanków uruchomiło lawinę plotek. Jedna z nich sugerowała, że młodziutka aktorka miała romans z Kazimierzem Kutzem. Pomysł, że parę mogło coś łączyć, pojawił się po tym, jak Zofia wystąpiła w filmie reżysera "Nikt nie woła".

"Podczas przerw w kręceniu zapadała w letarg. Widziałem, że z nią jest coś nie tak: jakby przeżywała na planie prawdziwą miłość. Ale byłem zadowolony. Promieniowała jakąś niezwykłą energią, to mi było potrzebne" - wspominał reżyser po latach. "- Nic do mnie nie mów - mówiła, kładła palec na wargach i patrzyła gdzieś w niebo".

Rola Lucyny w "Nikt nie woła" była zaledwie drugą w jej karierze (wcześniej zagrała Basię Witecką w "Lunatykach"). Choć film nie został dobrze przyjęty, to krytycy byli zgodni co do tego, że Zofia stworzyła w nim kreację wybitną. To sprawiło, że o ślicznej blondynce mówiło się: "nadzieja polskiej kinematografii".

Kazimierz Kutz, choć nie miał nic wspólnego z tragedią, przyznał, że czuł się po części za nią odpowiedzialny. "Wszedłem w osobowość Zosi zbyt daleko, poza dopuszczalną granicę, i zrozumiałem - też zbyt późno - że mogłem ją nawet okaleczyć. Przeraziłem się władzy reżysera, jego możliwości manipulowania drugim człowiekiem. Do dziś dręczy mnie sumienie, czy nie przyczyniłem się do tej tragedii" - wyjawił w wywiadzie.

Zofia Marcinkowska została pochowana na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

MH

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Zofia Marcinkowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy