Zniewalający Hugh Grant
Kilka ciekawych premier trafiło w piątek na nasze ekrany, ale jak Hugh Grant występuje w komedii romantycznej, to zapominamy o bożym świecie. A w filmie "Prosto w serce" brytyjski gwiazdor na dodatek jeszcze śpiewa!
"Prosto w serce do arcydzieł nie należy, więc dawno już nie widziałem filmu, w którym aktor bardziej by świecił oczami - niczym piosenkarz pozbawiony drogocennego playbacku. Co gorsza, film często gubi rytm, przeplatając zabawne fragmenty dialogami zapchajdziurami. Ale nawet tu da się wyłapać czyste brzmienia. (..) A mogło być jeszcze lepiej, gdyby w tę konwencjonalną historię zakradło się więcej improwizowanych nut".
Marcin Sotłtys, "Przekrój"
"Całe szczęście, że Hugh Grant starzeje się z wdziękiem i wciąż może grać wiecznych chłopców. Inaczej angielska szkoła romantycznej komedii ległaby w gruzach. Taki wniosek płynie z Prosto w serce. Uśmiech Granta wciąż działa zniewalająco i na ekranowe partnerki, i na płeć piękną przed ekranem. Wystarczy, by stać się głównym składnikiem filmowej potrawy".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"
"Jedyne, co się twórcom Prosto w serce udało, to genialna parodia teledysków z lat 80. w rozpoczynającym (i kończącym) film klipie Pop Goes My Heart. Członkowie grupy PoP grają na syntezatorach na tle ściany szachownicy, śpiewają falsetem w chórkach i tańczą synchronicznie, a Hugh Grant, jakby wyjęty z dawnych teledysków Wham! i Duran Duran, umiera z miłości i ożywa dzięki dłoni pielęgniarki. Choć klip trwa tylko trzy minuty, kto wie, czy nie jest to najlepsza rola Granta od lat".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Wyraźnie ciąży nad tym filmem socjologiczny punkt widzenia. Forman skupia się na wielkich, społecznych przemianach i pokazuje historię bez złudzeń: jeden terror zostaje zastąpiony innym, a rewolucje sprowadzają się do zwykłej zamiany ról. Tyle, że sprawcy i ofiary tego widowiskowego spektaklu mają w Duchach Goi dziwnie wypłowiałą osobowość".
Paweł T.Felis, "Przekrój"
"Forman Hiszpanię rozumie zbyt słabo, odtwarza jej burzliwa historię zbyt standardowo, nie zaglądając pod powierzchnię. (...) Wielka polityka przesłoniła [więc] niestety wielki talent Formana. Jego nowy film to raczej ukłon w kierunku wielkich hiszpańskich wizjonerów sztuki - Goi i Bunuela - niż samodzielne dzieło".
Magdalena Michalska, "Dziennik"
"Duże rozczarowanie - zważywszy klasę reżysera. Porządnie zrealizowany film, który jednak nie jest ani przenikliwym portretem genialnego (choć nie bezgrzesznego) twórcy, ani intrygującą opowieścią o pogmatwanych stosunkach artysty i władcy (zwłaszcza władcy despotycznego) ani chwytającym za serce melodramatem. Jest wszystkim po trochu, ale nie klei się to w całość".
Paweł Mossakowski,"'Gazeta Wyborcza"
"Uff... ,a jednak faceci są nieco bardziej skomplikowani, niż próbuje nam wmówić osnuty wokół wesela Testosteron . W nominowanym do Oscara dramacie Susane Bier stworzyła dwie intrygujące i zniuansowane postaci mężczyzn fantastycznie ożywione na ekranie przez Madsa Mikkelsena (to on grał w karty z Bondem, nerwowo przy tym mrugając!) i Rolfa Lassgarda".
Małgorzata Sadowska, "Przekrój"
"Prostą, zdradzającą pokrewieństwa z Szekspirem historię Bier opowiada aż przez dwie godziny, utrzymując ją w minorowej tonacji dramatu (w tle przygrywa Sigur Ros). Hamuje aktorów, wymuszając u nich minimalizm służący - paradoksalnie - zmaksymalizowaniu emocji. Gdy w połowie filmu poznajemy ostatnią z tajemnic scenariusza, napięcie podtrzymują tylko aktorzy".
Łukasz Figielski, "Dziennik"
"Jest to film wysokiej klasy: z umiejętnie dawkowanymi rewelacjami, zwartą dramaturgią, gęsty emocjonalnie i wciągający. Bier w swoich rodzinnych portretach (złośliwi powiedzą: melodramatach) zawsze balansuje na krawędzi opery mydlanej, ale ani przez moment jej nie przekracza- choć niekiedy brakuje centymetrów".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Filmy Zhanga Yimou są dla współczesnych Chin tym, czym barok był dla Kościoła katolickiego . Mają oszołomić maluczkich swą wielkością i rozmachem, a jednocześnie przypomnieć mu, że z władzą zadzierać nie warto, bo władza to potęga i majestat . Kto podniesie na nią rękę, temu ręka ta zostanie obcięta".
Bartosz Żurawiecki, "Przekrój"
"Cesarzowa z kunsztowną a zarazem umowną konwencją tragicznej intrygi przypomina filmy Kurosawy: Tron we krwi i Ran. U Yimou jednak, jakby na przekór mizoginicznej azjatyckiej kulturze, pierwsze skrzypce zawsze grały kobiety . Tak jak dzieła Kurosawy nierozerwalnie związane są z silną, dynamiczną sylwetką Toshiro Mifune, tak bohaterki dramatów Yimou mają piękną, delikatną twarz Gong Li".
Jaga Kolawa, "Dziennik"
"Kolory są bajeczne, kostiumy kapiące od złota, tłumy nieprzebrane (ach, te korowody dworzan i eunuchów przemierzających niekończące się pałacowe korytarze..), choreografia walk bezbłędna (zwłaszcza zastępy odzianych w czerń wojowników, zsuwających się z lin jak pająki po nici, robią wrażenie). Skala i precyzja przedsięwzięcia są imponujące, wszystko jest tu ogromne, jakby pomnożone przez dziesięć (można sobie wyobrazić, jakim bizantyjskim widowiskiem będzie Olimpiada w Pekinie w przyszłym roku). Wszystko - z wyjątkiem samej historii".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Pani Henderson to kino bardzo tradycyjne, w starym stylu. Bez narracyjnych i wizualnych szaleństw , z solidnym aktorstwem, oparte na wyrazistych postaciach i dobrze skrojonych błyskotliwych dialogach. A znakomity aktorski duet Dench-Hoskins dodaje Pani Henderson klasy, której na próżno szukać w podobnych hollywoodzkich produkcjach".
Elżbieta Ciapara, "Dziennik"
"Elegancki, ale mdły komediodramat okraszony kilkunastoma numerami musicalowymi i owiany sentymentalną nostalgią za czasami, gdy kobiece ciało mogło być pokazywane publicznie tylko w opakowaniu "wysokiej" sztuki, jako żywe obrazy. Do wybuchu wojny ta mieszanka jest jeszcze jakoś strawna, potem połączenie trupów i striptizu robi się cokolwiek niesmaczne - zwłaszcza publiczne wyznanie pani Henderson, w którym wyjaśnia głębszą ideę spektaklu (jej syn zginął podczas I wojny światowej, oglądając kobiece ciała wyłącznie na francuskich pocztówkach, więc obecnie walczącym żołnierzom trzeba oszczędzić tego losu)".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Choć film Frearsa pełen jest wątków, którym nie dane jest wybrzmieć do końca , choć wiele tu sentymentalnych, ckliwych i patetycznych chwil, choć w zakończeniu pytania o motywacje bohaterów doczekają się zaskakująco płytkiego wyjaśnienia, nie jest to li tylko ramotka w Technicolorze. To, co w nim najcenniejsze, to kreacja specjalistki od aktorskiej elegancji, Judi Dench, błyskotliwy, skrzący się ciętym dowcipem scenariusza Martina Shermana, no i całe mnóstwo kapitalnych przebojów".
Sebastian Jagielski, "Kino"
"Zbiór gagów bez fabuły. Wielkie kino jest tak prostackie, że zamiast śmiechu wzbudza litość. A nawet złość. (..) Poza prostackimi nawiązaniami do postaci, sytuacji i tekstów takich hitów , jak Opowieści z Narnii czy Charlie i fabryka czekolady, trudno dopatrzeć się tu sensu i suspensu. Nie ma aktorów na miarę Lesliego Nielsena, a w dodatku niektóre dowcipy uciekły w procesie tłumaczenia. Film ratuje tylko fakt, że trwa on niecałe 90 minut".
Łukasz Figielski, "Dziennik"
"Fabuły żadnej nie ma - reżyserom wystarcza niekontrolowany zlepek skeczy, które notorycznie do czegoś nawiązują (od Gwiezdnych wojen przez Charliego i fabrykę czekolady po Opowieści z Narnii), tylko nie wiadomo po co. Pseudofilmik Seltzera i Friedberga przypomina tym samym nerwowe skakanie po telewizyjnych kanałach - sensu nie ma żadnego, szybko boli głowa, a w końcu robi się niedobrze".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"W wybitnym Milczeniu Bergmanowska podróż do kresu Boga dobiega końca. Nie można już, jak w poprzednich filmach reżysera, liczyć na ukojenie. (...) Egzystencjalna diagnoza osieroconego przez Boga mi pozbawionego idei ludzkiego zwierzęcia, ale i pesymistyczny pejzaż duchowej kondycji społeczeństwa w latach materialnego dostatku i rewolucji obyczajowej. Dziś, w epoce hedonistycznego kultu przyjemności, zagłada duszy i skazanie ciała na zmysłowa apatię z Milczenia robi tak samo wstrząsające wrażenia, jak wtedy gdy nie było to jeszcze aż tak oczywiste".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"