Znani o śmierci Głowackiego: "Janusz! Janusz! Niemożliwe!"
Informacja o śmierci Janusza Głowackiego, cenionego pisarza i dramaturga, który odszedł w sobotę w wieku 79 lat, poruszyła wielu znanych Polaków, m.in. Krystynę Jandę i Kubę Wojewódzkiego. W jaki sposób uczcili oni tego mistrza sarkazmu i ironii?
"Janusz! Janusz! Niemożliwe! Nie ma Cię nagle! Cyniczny uśmiech, luźny chód, odpięta koszula, głowa pełna przenikliwych, często gorzkich myśli i gorące, gorące serce ukryte jak najgłębiej, dla niepoznaki. Żegnaj. Już tam na Ciebie wielu czekało. Bawcie się dobrze" - oto wpis, który na swoim koncie facebookowym zamieściła Krystyna Janda. Natomiast Kuba Wojewódzki, też na Facebooku, stwierdził lapidarnie: A umawialiśmy się, że przyjdziesz do mojego programu k".
Wśród tuzów polskiej kultury, których PAP Life poprosił o refleksję nt. Głowackiego, był prezes ZASP Olgierd Łukasiewicz. "Dla polskiej literatury utraciliśmy kogoś, kto spędza nam z głowy romantyczne obłoki i mgły, którymi Polacy się lubują. Straciliśmy kogoś, kto stawia nas na nogi, racjonalizując, wychowując nas, ale przy tym nie wywyższając się. Pisał teksty, które mogły nas boleć, uczyć i śmieszyć, kiedy własną głupotę zobaczyliśmy jak w lustrze".
Scenarzysta i reżyser Janusz Zaorski zapamiętał Głowackiego jako świetnego obserwatora. "Stawiał diagnozy iście lekarskie, w sposób lapidarny ujmował jakąś cechę dla innych niewidoczną. To wszystko musiało potem zaowocować w jego pracy już, jako dramaturga, pisarza i scenarzysty". Jak dodał: "Stał trochę z boku. Z dystansu, dość ironicznie, czasem kpiarsko, czasami nawet złośliwie, komentował rzeczywistość, bądź zwracał uwagę na takie czy inne cechy charakteru".
Głos w sprawie Głowackiego zabrał też powieściopisarz, eseista i krytyk literacki Stefan Chwin. Podkreślił, że "potrafił łączyć w sobie bardzo poważne obserwacje dotyczące życia Polski, ale też obserwacji świata, z niebywałym poczuciem humoru". "To jest coś, co przyniosło mu sławę w Polsce i przyniosło mu sławę w Ameryce, gdzie dotykał w swoich dramatach najbardziej, właściwie, mrocznych stron ludzkiego życia. A robił to w tonacji, która gdzieś tam daleko ma za sobą tradycje Gombrowicza, Mrożka czy Becketta" - zauważył Chwin.
Janusz Głowacki urodził się w 1938 roku. Na początku swojej drogi zawodowej pisał do warszawskiego tygodnika "Kultura", gdzie ukazywały się jego felietony i opowiadania. Był współscenarzystą kultowego filmu "Rejs".
W grudniu 1981 roku wyjechał do Anglii na premierę swojej sztuki "Kopciuch". Tam zastał go stan wojenny. Wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie powstały jego dramaty, m.in. "Polowanie na karaluchy", "Antygona w Nowym Jorku" i "Czwarta siostra". Odniosły one międzynarodowy sukces.
Głowacki był też autorem takich książek jak m.in.: "Ostatni cieć" (2001), "Z głowy" (2004), "Jak być kochanym" (2005), "Good night Dżerzi" (2010) i "Przyszłem czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy" (2013).