Reklama

"Ziarno prawdy": Jak się kręci kryminał?

Mistrzowska obsada, starannie dobrane plenery i wnętrza, ekipa najlepszych kaskaderów, specjalnie wytresowane zwierzęta - to tajemnice dobrego kryminału. Dystrybutor "Ziarno prawdy" zaprezentował materiał, w którym możemy zobaczyć, jak wyglądała praca nad ekranizacją powieści Zygmunta Miłoszewskiego.

Na pierwszy rzut oka - miało pójść jak z płatka. Akcja filmu toczy się przecież w czasach współczesnych, więc produkcja powinna być prosta w realizacji. Zderzenie z rzeczywistością niestety nie zostawiło złudzeń. Już sam etap przygotowań postawił przed twórcami wiele wyzwań.

Kluczowe sceny filmu rozgrywają się w sandomierskich podziemiach. Tymczasem prawdziwa trasa wycieczkowa w miejskich lochach okazała się miejscem niemożliwym do wprowadzenia ekipy filmowej i aktorów. Przed scenografami filmu: Magdaleną Dipont i Robertem Czesakiem oraz całą ekipą budowy scenografii, stanęło wyzwanie stworzenia aż 80 metrów podziemnych korytarzy. Instalacja była budowana przez trzy miesiące w największej hali zdjęciowej WFDiF na Chełmskiej.

Reklama

W drugiej z hal tworzono synagogę. Sandomierska synagoga od lat jest siedzibą archiwum dokumentów państwowych. To właśnie w niej, zgodnie ze scenariuszem filmu, miały rozgrywać się sceny z udziałem Romana Myszyńskiego. Twórcy scenografii kręcili bezustannie głowami, starając się zrozumieć fenomen konstrukcyjny budowli, która ich zdaniem w ogóle nie powinna się zachować w istniejącym kształcie. Otwierająca film "Ziarno prawdy", kilkuminutowa scena z udziałem Modesta Rucińskiego okazała się jedną z najtrudniejszych w realizacji. Specjalnie dla niej odtworzono w hali nie tylko samą budowlę, ale też konstrukcję wewnętrzną archiwum. Oculus, przez który wygląda Roman Myszyński, został zbudowany w Warszawie, a potem przewieziony do Sandomierza i ustawiony nad skarpą, gdzie znalezione zostały zwłoki Elżbiety Budnik.

Nieprawdopodobną pracę aktorską wykonał specjalnie dla "Ziarna prawdy" izraelski aktor Zohar Strauss. W filmie zagrał rabina Zygmunta, nie znając ani słowa po polsku! Swój monolog, który w scenariuszu zajmuje kilkanaście stron, ćwiczył przez trzy miesiące, korzystając z pomocy trzech nauczycielek - Polek mieszkających w Izraelu.


- Nad obsadzeniem tej roli myśleliśmy wyjątkowo długo, razem z Magdaleną Szwarcbart, reżyserką castingu - wspomina Borys Lankosz. - Zależało mi, aby był to aktor, który wypowie swoje kwestie z wyraźnym hebrajskim akcentem. W końcu to Magda zdecydowała, że musi to być po prostu rodowity Izraelczyk. Poprosiłem Agnieszkę Holland, która akurat była wtedy w Izraelu o podsunięcie mi kilku nazwisk i jednym z nich okazał się Zohar Strauss. Od razu przypomniałem sobie o jego rolach w filmach "Oczy szeroko otwarte" czy "Liban" i swoją propozycję złożyłem mu przez Skype'a. Po trzech naszych rozmowach Zohar zgodził się z nami pracować. W lutym ubiegłego roku przyjechał do Polski na próby i rozmowy o roli, nie znając jeszcze ani słowa w naszym języku. Kiedy zaczął mówić już na planie filmowym, byliśmy z Robertem Więckiewiczem pod ogromnym wrażeniem - opowiada Lankosz.

- Nasza reakcja widocznie go zaniepokoiła, bo przerwał, spojrzał na nas i zapytał: "Guys, do you understand me? (Rozumiecie mnie?)". Sam do końca nie wiedział, czy rzeczywiście nauczył się właściwie swojej roli.

Przygody na planie filmu mieli też inni aktorzy. Pech towarzyszył Robertowi Więckiewiczowi, zresztą nie pierwszy raz: wcześniej został poparzony na planie "W ciemności" Agnieszki Holland, a w "Wałęsie. Człowieku z nadziei" złamał sobie nos. W "Ziarnie prawdy", podczas realizacji sceny walki z psami, pocisk rykoszetem postrzelił filmowego prokuratora Szackiego w brodę.

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ziarno prawdy | Prawda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy