Reklama

Zbigniew Zapasiewicz: Mistrz

Potrafił zaczarować publiczność. "Nawet gdyby czytał książkę telefoniczną, widzowie byliby zachwyceni" - mówili koledzy z branży. I nie było w tym przesady. W piątek, 13 września 2019 roku, Zbigniew Zapasiewicz, obchodziłby 85. urodziny.

Potrafił zaczarować publiczność. "Nawet gdyby czytał książkę telefoniczną, widzowie byliby zachwyceni" - mówili koledzy z branży. I nie było w tym przesady. W piątek, 13 września 2019 roku, Zbigniew Zapasiewicz, obchodziłby 85. urodziny.
Zbigniew Zapasiewicz unikał wywiadów i chronił swoje prywatne życie przed mediami /East News

"Życie jest zjawiskiem bardzo serio, więc można je traktować z dystansem. Natomiast teatr to instytucja nie serio, więc trzeba  ją traktować potwornie poważnie" - mawiał Zbigniew Zapasiewicz.

Urodził się 13 września 1934 roku w Warszawie, w rodzinie o aktorskich tradycjach. Brat jego matki, Jerzy Kreczmar był reżyserem teatralnym. Drugi z wujów, Jan - aktorem i wykładowcą w Szkole Teatralnej. Zbigniew Zapasiewicz od małego przejawiał odziedziczony po nich talent.

Pierwsze aktorskie szlify zdobywał w szkolnym teatrzyku. Jednak po maturze zdecydował się na "poważny fach". Studiował na wydziale chemii Politechniki Warszawskiej, ale ukrytego w genach przeznaczenia nie sposób było oszukać.

Reklama

Mimo nieśmiałości

Po roku zgłębiania tajników reakcji chemicznych przyszły mistrz sceny, filmu i doskonały pedagog zdecydował się iść za głosem serca. Postanowił zdawać na warszawską PWST. Przed egzaminami poszedł poradzić się wuja, który był rektorem uczelni.

"Nawet nie wiem, jak ty mówisz, bo się w ogóle nie odzywasz. Jak chcesz, to zdawaj, ale ja na twój egzamin nie przyjdę" - podsumował plany bratanka Jan Kreczmar.

Debiutował tuż po dyplomie w 1956 roku - w Teatrze Młodej Warszawy, i to sceniczne deski były jego największą miłością.

"Pewnie sprawia to moja nieśmiałość albo niedostosowanie do rzeczywistości, bo chętnie chowam się za role w teatrze. Wydaje mi się, że robię to dość skutecznie" - mówił wiele lat później już jako uznany artysta.


Genialny aktor

Wiele lat minęło, nim o aktora upomniało się kino. Na ekranie zadebiutował rolą księdza w "Wianie" (1963). Genialnie kreował postaci cyników i manipulatorów. Znakomicie grał też inteligentów oraz ludzi przeżywających konflikty moralne.

Największą popularność przyniosły mu role z lat 70. XX wieku. Jego kreacje w "Ocaleniu", "Barwach ochronnych" i "Bez znieczulenia" przeszły do historii polskiego kina.

Popularność mu jednak ciążyła. Unikał wywiadów i chronił swoje prywatne życie przed mediami. A było ono nie mniej barwne, niż jego aktorskie wyzwania.

"Kiedy wychodzę po spektaklu i przy wejściu stoi tłumek dziewczyn, które czekają na autografy aktorów, to wiem, że do mnie żadna nie podejdzie, bo mnie nie pozna. Uważam to za swój aktorski sukces" - opowiadał Zbigniew Zapasiewicz.

Trudny partner

Kobiety go kochały, a i on nie był obojętny na damskie wdzięki. Nie był jednak łatwym partnerem. Pracoholizm, skłonność do perfekcjonizmu i słabość do alkoholu mocno komplikowały mu życie prywatne.

"Ta sfera sprawiała mi trudność. Nie mam dzieci, a za sobą dwa nieudane małżeństwa, popadałem w jakieś przypadkowe związki" - wyznał w książce "Zapasowe maski", która ukazała się w 2003 roku.

Spełniony zawodowo, ale prywatnie nieszczęśliwy, zrozumienie znalazł u jednej ze swoich studentek. Romans profesora z młodszą o 27 lat Olgą Sawicką elektryzował swego czasu całe aktorskie środowisko. Jednak miłość potrafi pokonać wszelkie przeszkody i w 1991 roku zostali małżeństwem.

"Udało mi się ją nakłonić do tego, żebyśmy byli razem. Bardzo się bała i wcale się jej nie dziwię. Ale zaryzykowała. Dzięki Oldze zyskałem dom i normalne życie" - opowiadał w jednym z wywiadów o ukochanej żonie. Byli razem blisko 25 lat.

Z podobną pasją podchodził do pracy profesora - uwielbiał swoich studentów, a oni tłumnie przychodzili na jego zajęcia z interpretacji wiersza, które prowadził w stołecznej PWST.

"Dzięki kontaktom z młodymi ludźmi rozumiem współczesny świat" - tłumaczył.

"Uczył, jak mówić wiersz, aby wydawało się, że to aktor sam go napisał.  Pokazywał, jak posługiwać się słowem, aby działało na scenie. Miażdżył nas tą swoją sztuką mówienia wiersza" - wspomina Adam Woronowicz.

"Mówił, że postać, którą gramy, nigdy nie jest od nas odległa. Wystarczyłoby, żebyśmy się urodzili w innej rodzinie, w innym czasie - i bylibyśmy kimś innym. Powtarzał, by szukać postaci w sobie , bo wszystko jest w nas" - dodaje Magdalena Różczka.

"Zapasiewicz fascynował mnie jako artysta. To były spotkania z kimś, kto dla tego zawodu się urodził i tylko nim żył. Sam ciężko zapracował na sukces. Wiedział o aktorstwie wszystko" - przyznaje jego dawny uczeń Michał Żebrowski.

"...Nie bądźcie, na litość boską, nowocześni. Bądźcie rzetelni..." - powtarzał uczniom za Zbigniewem Herbertem i temu mottu sam był wierny do końca. Tak jak teatrowi, w którym grał jeszcze tuż przed śmiercią.

Pewnego dnia poczuł bardzo silny ból. Trafił do szpitala. Diagnoza brzmiała: rak wątroby. Zmarł po trzech dniach - 14 lipca 2009 roku.

JBJ

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Zbigniew Zapasiewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy