Reklama

Zawsze za Portman i Knightley

- Kiedyś chciałam być Julią Roberts. Teraz wiem, że najważniejsze, to być sobą - mówi 28-letnia Anne Hathaway.

Decyzja zapadła - to ona zagra Kobietę-Kota w najnowszym filmie o Batmanie. Reżyser Christopher Nolan uważa, że świetnie sprawdzi się u boku Christiana Bale'a.

Wątpliwości mają widzowie i krytycy, którzy już zżyli się z myślą, że Catwoman zagra bardziej drapieżna Eva Green. Dla Anne Hathaway to żadna nowość - już się przyzwyczaiła, że jej zawodowe posunięcia budzą zwykle sprzeczne reakcje.

Tak było choćby z jej występem jako współprowadzącej (razem z Jamesem Franco) tegoroczną galę oscarową. Jedni byli zachwyceni stonowanym i grzecznym zachowaniem gospodarzy, inni uznali, że powierzenie tego odpowiedzialnego zadania tak młodym osobom było błędem, a w efekcie ceremonia była nudna i przewidywalna.

I tak w kółko - kiedy jedni prześcigają się w komplementach, drudzy dziwią się zachwytom nad aktorką. Zresztą, sama Hathaway daje im argumenty do ręki - ot, choćby opowiadając o swoich kompleksach.

Reklama

- Myślę, że mam bardzo dziwne rysy twarzy - bardzo duże oczy, usta i nos, a małą głowę. Nie jestem piękna. Ale cóż, nie mam o to pretensji. To moja twarz i wyglądam jak ja, a nie inna osoba - twierdzi.

Ma też świadomość tego, że wciąż jeszcze nie wypracowała sobie ugruntowanej pozycji w Hollywood.

- Wiem, że mogę liczyć na bardzo dobrą rolę dopiero wówczas, gdy odrzuci ją któraś ze sław: Natalie Portman albo Keira Knightley. Ale dziękuję losowi za to, co osiągnęłam. Nie każdy może być mistrzem świata. Mnie wystarczy trzecie miejsce na podium - mówi.

Przyznaje też, że nie potrafi całkowicie poświęcić się dla kariery.

- Proponowano mi botoks, gdy miałam 23 lata. Wpadłam w spore kompleksy. Wstydzę się tego, ale każdego dnia patrzyłam w lustro i widziałam, jak pogłębiają się moje zmarszczki. Dopiero później zdałam sobie sprawę z tego, że to zwykłe bruzdy od uśmiechania się, które mam od dziecka - opowiada.

Od tej chwili nie daje się zwariować. Jest wyjątkowo wyczulona na ludzi, którzy próbują coś zyskać jej kosztem. Podobno ma szósty zmysł, który pozwala jej wyczuć złych ludzi.

Jeśli tak, to ten zmysł musiał sobie wziąć wolne, kiedy związała się z włoskim biznesmenem Raffaellem Follierim. Narzeczony okazał się oszustem. Wyłudził miliony od ofiar, z którymi robił "interesy". Sąd skazał go na cztery i pół roku więzienia, a Anne popadła w depresję.

- Byłam wrakiem. Myślałam, że już nigdy nie zaufam żadnemu mężczyźnie - opowiada.

Na szczęście i tym razem się pomyliła. W 2009 r. poznała aktora, Adama Shulmana.

- Od razu zwróciliśmy na siebie uwagę, ale więcej czasu zajęło nam, by zostać parą. On myślał, że mam chłopaka, a ja - że on ma dziewczynę, więc woleliśmy zachować pewien dystans. Później sprawy nabrały szybszego tempa i... - śmieje się.

Dziś szykuje się do tego, by zostać matką.

- Mam nadzieję, że za pięć lat już nią będę - mówi.

Ewa Gassen-Piekarska

TV14
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy