Zanussi o sztuce i demokracji
Całostronicowy wywiad z Krzysztofem Zanussim ukazał się we wtorek, 20 grudnia, w białoruskim dzienniku "Zwiazda", organie parlamentu i rządu. Polski reżyser, z okazji wizyty na Białorusi, opowiada o swej twórczości, sztuce i przemyśleniach na temat demokracji.
Zanussi przyznał się, że "o Białorusi wie tyle, co przekazują media" - pisze "Zwiazda".
"Ale reżyserskie podejście do życia wymaga uściślenia: wszystko trzeba zobaczyć na własne oczy" - dodaje.
Na pytanie, czy lepiej mu się pracowało w czasach socjalizmu, czy obecnie, Zanussi zastrzegł, że Polska w istocie nigdy nie była krajem socjalistycznym. Zaznaczył, że "zawsze marzył, by kraj rozwijał się normalnie, był krajem wolnego rynku".
"Cieszę się z tego, co jest teraz w moim kraju, choć wiem również, że życie zawsze będzie ciężkie, choć nikt nam lekkiego nie obiecywał" - powiedział.
Zapytany o demokrację, podkreślił, że "w Biblii nie ma ani jednego słowa o demokracji".
"Ważny jest szacunek dla człowieka - zaznaczył. - Na tej podstawie coś można zbudować. A jeśli w obecnym świecie myślimy, że tylko kraje demokratyczne szybko się rozwijają, to jest to powierzchowny pogląd. Odczujemy to w XXI wieku".
Jego zdaniem, Europa "ostatnio się trochę zagubiła, podobnie jak nasza cywilizacja". Za to w Chinach "nastąpił niewiarygodny rozwój tego narodu i nie będzie nic dziwnego, gdy oni będą dominować, być może już w połowie XXI wieku".
"Jakie tam są budowle, jaka energia, jacy ludzie pewni siebie" - powiedział Zanussi białoruskiej gazecie.
Podkreślił przy tym, że w jego "ukochanej Europie" jest potencjał, lecz "wydarzenia w Paryżu to małe ostrzeżenie, że nie wszystko tak dobrze wygląda, jak nam się wydaje".
"Taka koncepcja, jak wielokulturowość, jest bardzo powierzchowna. Tak jak bliska jej tolerancyjność - to dobra jakość, ale są pewne granice" - ocenił.
Reżyser zapewnił, że mimo wieku nie odczuwa kryzysu twórczego i nadal wierzy w kino, które "coś może w człowieku zmienić". Mówiąc o sztuce filmowej, pochwalił Europę, "która tym się wyróżnia, że wciąż w niej jest pewien kult autorytetów", podczas gdy w Ameryce króluje popkultura.