Zagrała seksuolożkę. Teraz ma problem
Gillian Anderson na swoim koncie ma już wiele występów telewizyjnych i filmowych. Ostatnio jednak o agentce Dany Scully z "Z archiwum X", głośno jest za sprawą roli charyzmatycznej seksuolożki w serialu "Sex Education". Gillian Anderson po raz kolejny skradła serca widzów i krytyków. Nieoczekiwanie jednak stała się obiektem niezdrowej fascynacji męskiej części widowni. W ostatnim wywiadzie gwiazda zdradziła, że od momentu, w którym na Netfliksie wyemitowano pierwszy sezon serii, regularnie pada ofiarą tzw. "cyberekshibicjonizmu".
"Ostatnio dowiedziałam się, że dostaję mnóstwo zdjęć penisów" - wyznała wprost aktorka, którą przed oglądaniem wspomnianych fotografii chroni asystent zajmujący się filtrowaniem otrzymywanych od fanów treści.
Gillian Leigh Anderson urodziła się 9 sierpnia 1968 roku w Chicago. Jako dwulatka wyjechała wraz z rodzicami do Londynu, gdzie spędziła większą część swojego dzieciństwa. Do Stanów wróciła dopiero w wieku 13 lat - cała rodzina zamieszkała wówczas w miejscowości Grand Rapids w stanie Michigan. Brytyjski akcent sprawił, że mała Gillian stała się obiektem złośliwych zaczepek ze strony kolegów szkolnych i zaczęła szukać znajomych w innych kręgach. Kiedy miała 14 lat związała się z 21-letnim muzykiem punk rockowym, w którego zespole śpiewała (podczas występów ubrana była jedynie w... bandaże!).
Prawdziwa zmiana w życiu Anderson nastąpiła jednak w momencie powierzenia jej roli Dany Scully w serialu "Z Archiwum X", teraz jednak jej kariera znów rozkwita za sprawą dwóch seriali: "The Crown", w którym zagrała byłą premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher oraz w "Sex Education", który opowiada o erotycznych perypetiach licealistów. W drugiej produkcji Anderson wciela się w charyzmatyczną terapeutkę seksualną, matkę głównego bohatera. Na platformie streamingowej niedawno pojawił się trzeci sezon produkcji.
Jak ujawniła w najnowszym wywiadzie Gillian Anderson, występ w tym serialu ma dla niej osobliwe konsekwencje. Gwiazda jest bowiem notorycznie bombardowana przez mężczyzn wiadomościami zawierającymi zdjęcia genitaliów.
"Mam osobę, która przegląda wiadomości, jakie otrzymuję od fanów, zanim je zobaczę, więc o pewnych rzeczach prawdopodobnie nie wiem, (...) ale czasu do czasu jestem powiadamiana o tym, co dostaję w prywatnych wiadomościach. Ostatnio dowiedziałam się, że dostaję mnóstwo zdjęć penisów. Ludzie są naprawdę niewiarygodni!" - wyznała szczerze Anderson w rozmowie z "The Sun".
Zjawisko nazywane "cyberekshibicjonizmem" jest coraz bardziej powszechne. Na proceder ten uskarżają się miliony użytkowniczek serwisów społecznościowych oraz aplikacji randkowych.
W niektórych krajach takie działanie uznawane jest przestępstwo. Jesienią ubiegłego roku Finlandia planowała wprowadzić zakaz wysyłania zdjęć męskich narządów płciowych pod karą do sześciu miesięcy pozbawienia wolności. Kilka lat wcześniej działania przeciwko molestowaniu w internecie podjęła Szkocja, a niedawno zmiany legislacyjne mające na celu powstrzymanie udostępniania w sieci materiałów o charakterze seksualnym zaproponowała Brytyjska Komisja Prawa.