Zabronić mu śpiewać?!
W kinach musical "Mamma Mia!". Krytycy Chwalą Meryl Streep, dostaje się za to Pierce'owi Brosnanowi. Ta pierwsza - "ma wreszcie okazję zaszaleć jak nastolatka i naprawdę sobie pośpiewać". Ten drugi - "jako agent 007 licencję na zabijanie, ale pozwolenia na śpiew nie powinien otrzymać nigdy". Brosnan dostał jako agent 007 licencję na zabijanie, ale pozwolenia na śpiew nie powinien otrzymać nigdy -
"Ten komediowy musical chce być rozkoszny i radosny: wszyscy tu podskakują i popiskują, udając, że świetnie się bawią i ta obligatoryjna wesołość jest po prostu nieznośna. Scenografia jest taka, że nawet plenery wydają się sztuczne, układy choreograficzne przypominają lekcję rytmiki w podstawówce i w ogóle panuje tu atmosfera jak na urodzinach dziesięciolatki. Do tego jeszcze aktorzy muszą Abbę śpiewać, co wychodzi im bardzo średnio (najlepiej Baranski i Streep), a niektórym tragicznie: Brosnan dostał jako agent 007 licencję na zabijanie, ale pozwolenia na śpiew nie powinien otrzymać nigdy - wykonuje SOS, jakby walczył z ciężką obstrukcją. Całość może być żenująca nawet dla miłośników tzw. campu".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Mamma Mia! może się podobać. Za sprawą nowych aranżacji kawałków, które znamy na pamięć, świetnej choreografii, doskonałych plenerów i gorącego greckiego klimatu. Przede wszystkim jednak dzięki idealnie dobranej obsadzie z Meryl Streep na czele. Mamma Mia! to ona. (...) Streep ma wreszcie okazję zaszaleć jak nastolatka i naprawdę sobie pośpiewać".
Diana Rymuza, "Dziennik"
"W słynnym Niebie nad Berlinem Wim Wenders pokazywał anioły, które chcą stać się znowu ludźmi: dalekie od ideału, sztucznie podzielone miasto pozwalało doświadczać rzeczy, których w "niebiańskim" stanie (i miejscu) doświadczyć nie można. Cédric Klapisch zdecydowanie mocniej stąpa po ziemi. Wyłapuje zwyczajne sytuacje zwykłych ludzi, prozę życia, która czasem próbuje naiwnie doskoczyć do poezji (np. Baudelaire'a), a czasem do kiczu (pocztówki z wieżą Eiffla). Dystrybutora, który zbyt łatwo chciał nawiązać do Wendersa (film Klapischa w oryginalne to po prostu "Paris"), tłumaczyć można jednym: Niebo nad Paryżem mówi o życiu powszednim, ale jednocześnie życiu w cieniu śmierci".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Przez Paryż przewija się niemal 30 bohaterów, których losy splatają się i przeplatają, układając w zgrabną słodko-gorzką mozaikę wątków rozwijanych konsekwentnie i sprawnie w rytm codziennego życia wielkiej metropolii. Dramat, szczęście, humor i wzruszenie, zaduma i refleksja nad przemijaniem mieszają się w kolorową panoramę, a nad pozornym chaosem udaje się Klapischowi doskonale panować. przynajmniej do momentu, w którym dążenie do porządkowania chaosu nie zmienia się nagle w demiurgiczna manifestację władzy nad fabułą i jej bohaterami".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"
"Chyba jestem już za stary na filmy, które są swoistą romantyzacją przestępstw: w Złodziejach kradzież jest całkiem sexy, a wyciąganiu portfeli z kieszeni pasażerów metra towarzyszy podniosła muzyka i poetycka aura. (...) W ogóle całym filmie razi niewspółmierność między bogactwem artystycznych środków (monochromatyczne zdjęcia, oniryczna atmosfera, kwartet skrzypcowy w tle itd.) a schematycznością fabuły. Przede wszystkim jednak trudno mi przekonać się do tego rodzaju bohatera - nawet jeśli jeszcze nigdy nie padłem ofiarą jego kolegów znad Wisły, to o sympatię niełatwo".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"
"Mimo ciekawego zderzania liryzmu z brutalnym realizmem pełnometrażowy debiut Jaime'ego Marquesa nie sprawdza się ani jako moralitet, ani jako dramat sensacyjno-obyczajowy. (...) Pozująca na tragedię z ambicjami opowieść w istocie okazuje się poetycką łotrzykowską balladą o opróżnianiu kieszeni. Sprawnie i chytrze splecioną ze zbyt ostentacyjnie uciekająca przed sentymentalizmem historią miłosną. Wnikliwej syntezy neurotycznego głodu uczuć, mimo obietnic, nie udało się w tym obrazku zmieścić".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"
"Czy potwór budzi emocje co najwyżej letnie, bo nie umywa się do Jokera z Mrocznego rycerza? Czy Małpy w kosmosie rozczarowują dlatego, że nie tylko po Wall-E'm poprzeczka animacji została postawiona wysoko? Być może. Nie ma co ukrywać, że film de Micco wydaje się krokiem wstecz - ze swoją dziwnie toporną kreską, natłokiem dźwięków, krzyków i żartów, ale też naiwno-cyniczną wiarą, że publiczność kupi wszystko. Czy rzeczywiście?".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"
"Małpy w kosmosie to dowcipna i zgrabnie zrobiona animacja. Korzystająca z dobrodziejstw techniki ale skupiająca się przede wszystkim na fabule. (...) Debiutujący reżyser Kirk de Micco postawił na formułę sprawdzającą się dobrze we trzech częściach Shreka - dzieciom oferuje prosta historię, dorosłych zasypuje pojawiającymi się z kosmiczną prędkością dowcipami, niekoniecznie zrozumiałymi dla najmłodszej widowni".
Magdalena Michalska, "Dziennik"