Reklama

Xawery Żuławski: W chaosie kina

Jego debiutancki film "Chaos" (2005) uznany został za odkrycie polskiej kinematografii, swą pozycję ugruntował brawurową ekranizacją głośnej książki Doroty Masłowskiej "Wojna polsko-ruska pod flaga biało-czerwoną" (2009). Xawery Żuławski skończył w czwartek, 22 grudnia, 40 lat.

Ten film owiany był legendą na długo przed premierą w 2005 roku. Jego realizacja trwała bowiem aż 5 lat - pierwsze zdjęcia do "Chaosu" powstały już w 2001 roku. Potem twórcy przez 1,5 roku szukali pieniędzy na dokończenie filmu. Gdy dzięki fundacji "Własnym głosem" udało się je zebrać, nastąpiły problemy techniczne.

Film, którego nikt nigdy jeszcze nie widział

"Ten film powstał siłą woli" - tłumaczył po pierwszym pokazie "Chaosu" na festiwalu Era Nowe Horyzonty (dzisiejsze Nowe Horyzonty) Xawery Żuławski, dodając że tytuł obrazu dość wiernie oddaje fatum, które wisiało nad jego realizacją.

Jeśli zaś chodzi o sam obraz, to miał to być - według słów samego twórcy - "film, którego nikt nigdy jeszcze nie widział". W istocie - "Chaos" nie przypomina niczego, co wcześniej produkowało się w obrębie głównego kina polskiego, a jeśli chodzi o ewentualne podobieństwa, to są one natury czysto genetycznej - film Xawerego Żuławskiego nakręcony jest bowiem w gwałtownej stylistyce, która charakteryzuje kino jego ojca - Andrzeja Żuławskiego.

Reklama

"Chaos" to opowieść o trzech przyrodnich braciach, z których każdy szuka własnej recepty na szczęście. Łączą ich marzenia o lepszym życiu; różni droga, którą idą do celu. Jeden z nich jest dresiarzem (w tej roli raper Bolec), drugi punkowcem, trzeci prawnikiem. Skomplikowane relację rodzinne (film rozpoczyna wielka świąteczna kłótnia rodzinna) generują tytułowy chaos, który z kolei przenika do rozchwianej struktury filmu, dodatkowo podtrzymywany przez mocną punkową i rapową muzykę, która stanowi ścieżkę dźwiękową filmu.

Obraz z miejsca zyskał sobie miano "manifestu pokolenia 30-latków". "To etykietka, która nie służy temu filmowi. Moim zdaniem to nie jest żaden manifest" - podkreślał jednak Żuławski. Jego zdaniem, widz obarczony taką informacją "ma prawo po obejrzeniu filmu czuć się oszukany, bo nie znajdzie w nim żadnego manifestu". "Do mojego filmu najbardziej pasuje określenie komiks fabularny" - podkreślił Żuławski.

Zobacz zwiastun filmu "Chaos":


"Chaos" przypomina film-protest; to obraz, który wyrasta z tradycji alterglobalistycznych i jak każdy debiut, skażony był też nierównością, nonszalancją i brakiem dyscypliny. Żuławski zapewniał jednak po premierze, że kolejny film jaki nakręci, będzie "jeszcze bardziej trudny, jeszcze bardziej skomplikowany i jeszcze... dłuższy".

"Chaos" zdobył w 2007 roku statuetkę Wielkiego Jantara na koszalińskim festiwalu debiutów filmowych "Młodzi i Film". "Film jest trudną sztuką wypowiadania się, więc nie robi się go łatwo i tak powinno być. Dzięki tej nagrodzie znalazłem się jednak w bardzo komfortowej sytuacji, której w ogóle się nie spodziewałem. Na szczęście postawiłem na nogi dwa scenariusze i kiedy przyjdą te pieniądze, będziemy się z producentami zastanawiać, który z nich zrobić najpierw" - powiedział po odebraniu nagrody Żuławski.

W cieniu rodzinnej tragedii

Jedną z kluczowych scen "Chaosu" był moment wypadku samochodowego, któremu ulega para bohaterów: Miki, grany przez Marcina Brzozowskiego i Mania, w którą wcieliła się ówczesna partnerka reżysera - Maria Strzelecka.

Ci, który w "Chaosie" próbowali dostrzec autobiograficzne inspiracje, bez problemu zrozumieli, że Żuławski dokonuje tu swoistej autoterapii. Ponad 10 lat wcześniej, w 1993 roku Żuławski w drodze z Łodzi do Warszawy "na prostej drodze, bez żadnych okoliczności zagrażających bezpieczeństwu, spowodował wypadek". Pasażerką była Barbara Kosmal, córka znanej polskiej aktorki Barbary Brylskiej, prywatnie dziewczyna Żuławskiego. Nie przeżyła kolizji.

Była u progu wielkiej kariery modelki, niedługo miała wyjechać do Nowego Jorku, gdzie zaopiekować miała się nią znana agencja modelek. Była podobno jedną z faworytek Jerzego Hoffmana do roli Heleny w "Ogniem i mieczem". Wcześniej jednak kręciła studencki film Denisa Delicia (tego od "Ja wam pokażę!"), to właśnie z planu z Łodzi wiózł ją do Warszawy Xawery Żuławski.

"Wiem, że ludzie zastanawiają się na moim stosunkiem do Xawerego" - Barbara Brylska w rozmowie z Barbarą Rybałtowską przywoływała tragiczne wspomnienia. "Kiedy zjawił się jeszcze tego samego dnia w moim domu, wpadliśmy sobie w ramiona szlochając. Wiem, że bardzo się z moją córką lubili i że nikt nie zabija umyślnie swojego przyjaciela. Zdobyłam się na to, żeby go pocieszać, zdając sobie sprawę z tego, jak strasznym dla niego obciążeniem będzie okrutne poczucie winy, jak trudno będzie mu z tym żyć. Ta śmierć nas zbliżyła. Wielu ludziom może się to wydać absurdalne, ale żeby zrozumieć dokładnie wszystkie mechanizmy i nastroje dramatu, trzeba go przeżyć samemu" - powiedziała Barbarze Rybałtowskiej.

Żuławski mówi Masłowską

Po "Chaosie" Żuławski dostaje propozycję realizacji kilku odcinków serialu "PitBull", jednak to nie telewizyjna produkcja przyniesie mu największy sukces.

- Oprócz "Pitbulla" coś tam sobie jeszcze pisałem swojego, przygotowania do kolejnego filmu. I właśnie wtedy odebrałem telefon z propozycją nakręcenia "Wojny polsko-ruskiej". Nie było więc ani "dołu", ani "góry". Po prostu poczułem, że to jest jakaś kontynuacja tego, co robię - przypomniał moment, kiedy producent Jacek Samojłowicz ("Ja wam pokażę!") zwrócił się do niego z propozycją zekranizowania książki Doroty Masłowskiej "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną".

Pisarka uczestniczyła w pracach nad filmem. - Miałem to uczucie, co większość ludzi po lekturze "Wojny...": "Przecież tu nie ma filmu. Trzeba to wszystko napisać jakoś jeszcze raz". Dorota w delikatny sposób wybiła mi to z głowy. Jeszcze raz zwróciła moją uwagę na książkę, na to, że właściwie już wszystko jest w niej napisane, a teraz trzeba tylko skupić się na inscenizacji - reżyser przyznawał w rozmowie z INTERIA.PL.

Ekranizacja Żuławskiego jest niezwykle wierna powieści Masłowskiej. Przede wszystkim bohaterowie jego "Wojny..." dużo mówią. Mówią tym dziwnym językiem, wziętym bezpośrednio - słowo po słowie - z Masłowskiej. Tak jakby jej książka była już gotowym scenariuszem. Wchodzi się w ten świat powoli, z pewnym oporem, do tej składni, do tej dykcji, do tego rytmu trzeba się przyzwyczaić.


Przyzwyczaić trzeba było się też do sporego ładunku kiczu, którym wypełnił młody reżyser swą ekranizację.

- Od początku wiedzieliśmy, że to będzie trącić myszką. Staraliśmy się zrealizować to jak najlepiej, ale nie ukrywam, że takie rzeczy robione były w Polsce po raz pierwszy, więc do końca nie byliśmy pewni efektu. Wiedzieliśmy, że ta sytuacja jest na tyle kiczowata, że właściwie możemy pozwolić sobie na bardziej lub mniej udolne szaleństwo. Nie możemy zapominać też, że to wszystko dzieje się w głowie pisarki, która to właśnie pisze, więc efekt nie musi być do końca dopracowany - wyjaśniał Żuławski.

"Wojna..." była jednym z najlepiej ocenianych filmów 2009 roku, zdobywając Srebrne Lwy na festiwalu w Gdyni i triumfując na innych filmowych imprezach - Era Nowe Horyzonty (Wrocławska Nagroda Filmowa), OFF Plus Camera (Nagroda Publiczności), Tofifest (wyróżnienie specjalne dla najlepszego reżysera). Laury zbierał też odtwórca roli Silnego - Borys Szyc, który poza Złotymi Lwami w Gdańsku, uhonorowany został także Orłem.

Polskie "Pulcp fiction"?

Entuzjastycznie film Żuławskiego przyjęła też krytyka. Tadeusz Sobolewski nazwał "Wojnę polsko-ruską" "rewelacyjną", natomiast Paweł T.Felis w swej sześciogwiazdkowej recenzji określił obraz Żuławskiego "jednym z najlepszych polskich filmów ostatnich lat".

"Najciekawsze w Wojnie... jest przełamywanie stylu, wychodzenie z siebie, przebłysk świadomości, że żyjemy w świecie sztucznym, przez kogoś zrobionym. U bohaterów 'Wojny...', karmionych popkulturową papką, żyjących wśród zdegradowanych, przeczących sobie wzajemnie idei, poglądów i wierzeń przebija świadomość 'całkowitego powszechnego upadku wszystkiego'.

Mają coś z romantycznych kochanków i buntowników, ale żyją w świecie kompletnie spłaszczonym, skazani na bycie konsumentami gotowych produktów, sami stając się produktami" - Tadeusz Sobolewski porównał film Żuławskiego do "Pulp fiction" Tarantino.


Z mniejszym entuzjazmem na "Wojnę..." zareagował Jacek Wakar, nazywając w "Dzienniku" dzieło Żuławskiego "kawałkiem bardzo sprawnie nakręconego kina". "'Wojnę polsko-ruską' bardzo dobrze się ogląda. To dzieło naładowane przemocą, ale ukazywaną mniej więcej w takim stylu, jak czynił to Oliver Stone w 'Urodzonych mordercach'. Najbardziej brutalne sekwencje zostają tak podkręcone, poddane zabiegowi najdalej posuniętej hiperbolizacji, że nie odbiera się ich w kategoriach filmowego realizmu. To efektowny komiks, rozbuchany teledysk. Nic nie dzieje się naprawdę, więc przerażenie okrucieństwem scen może zastąpić bezpieczny śmiech" - pisał recenzent "Dziennika" i puentował: "Żuławski wygrał, bo zaufał bez reszty literackiemu pierwowzorowi". To akurat nie przypadło do gustu Bartoszowi Żurawieckiemu ("Przekrój").

"Literatura zdominowała kino, które nie umiało zrzucić jej ciężaru i wybić się na niepodległość Charakterystyczna dla książki Doroty Masłowskiej gra językowymi i myślowymi kliszami to jednocześnie za dużo i za mało, by zbudować z tego film. Za dużo, bo bohaterowie głównie gadają. (...) Stanowczo za mało jest natomiast w filmie... fabuły" - pisał recenzent "Przekroju".

Syn swojego ojca

"Wojna polsko-ruska" posiadała osobistą dedykację. - Oczywiście, konsultowałem się z ojcem, rozmawialiśmy o tym projekcie. Nie był nieustannie obecny, ale duchem nas wspierał i miał kilka bardzo mądrych interwencji. Można powiedzieć, że był dobrym duchem tego filmu - przyznawał po premierze Żuławski junior, a co bardziej złośliwi krytycy sugerowali, że Andrzej Żuławski powinien zostać podpisany jako współautor tej ekranizacji.

- Jego filmy znam od dziecka. Oglądałem je wtedy, kiedy w zasadzie nie powinienem ich jeszcze oglądać, bo byłem na to za mały. Ale zawsze były w domu kasety wideo w tymi filmami, więc mam do nich dość osobisty stosunek. Nigdy nie byłem na planie żadnego filmu mojego ojca, ale znam je naprawdę bardzo dobrze - Xawery mówił jeszcze przed premierą "Wojny...".

- To, co najbardziej w nim cenię, to absolutna bezkompromisowość i szczerość. Zawsze robił filmy tak, jak chciał je zrobić i tak, jak je widział - dodawał.

Twórca "Chaosu" przestał jednak robić filmy. Mija trzeci rok od premiery "Wojny..." jednak o Xawerym Żuławskim słyszymy już tylko przy okazji telewizyjnych produkcji. W 2009 roku odpowiedzialny był za taneczny serial TVP Tancerze" z Kasią Cichopek, ostatnio podpisał się pod kolejnym serialem TVP - "Aida". Teraz realizuje kolejną telewizyjną produkcję - serial stacji Canal+ "Krew z krwi" (premiera na wiosnę 2012).

Nigdy nie myślał o współpracy z tatą?

- Mój ojciec ma tak silny światopogląd, że właściwie [gdybyśmy razem pracowali], realizowałbym film własnego ojca. Nie byłby to mój film, tylko to, co on by chciał, żebym ja zrobił. Dlatego - nigdy o tym nie rozmawiamy - ale jeśli chodzi o wspólny film, to obaj wiemy, że byłoby to bez sensu. Ostatnio, gdy mnie spytał, jaki mam pomysł na następny film i ja zdążyłem powiedzieć może ze trzy zdania o tym projekcie, to mi powiedział, że on by tak tego w ogóle nie zrobił.

- - - - - - - - - - - -

Xawery Żuławski jest synem Andrzeja Żuławskiego i Małgorzaty Braunek. Absolwent Wydziału Reżyserii PWSFTViT w Łodzi. W czasie studiów zrealizował 7 etiud pokazywanych na festiwalach filmowych w Łodzi, Kazimierzu, Łagowie, Mannheim. Realizował filmy reklamowe, pracował jako asystent reżysera i II reżyser przy fabułach Mariusza Grzegorzka i Artura Urbańskiego. Zrealizował dokumenty "Bad Brains w Polsce", "Rozmowa", "Mózg" oraz filmy krótkometrażowe "Król Elfów" i "Mama Tata". Ma na koncie dwa filmy pełnometrażowe: "Chaos" (2005) i "Wojnę polsko-ruską" (2009) oraz reżyserię seriali: "Pitbull" (2008), "Tancerze" (2009) oraz "Aida" (2011).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Xawery Żuławski | Wojna polsko-ruska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy