Wulgarny, obsceniczny, szalony
"Niekontrolowany, wulgarny, obsceniczny, agresywny i szalony. Tę konwencję trzeba kupić w całości - 'Adrenalina 2' potrafi dostarczyć sporo rozrywki" - przekonuje Jakub Demiańczuk na łamach "Dziennika". Odpowiada mu Paweł T.Felis z "Wyborczej", nazywając film duetu Neveldine-Taylor "mistrzowskim w swej głupocie produkcyjniakiem".
"Adrenalina 2: Pod napięciem" wzburzyła recenzentem "Gazety Wyborczej". Paweł T.Felis nie bez złośliwości punktuje słabe strony sequelu hitu z Jasonem Stathamem: "motywem przewodnim jest tyłek (sposób Cheliosa na wydobycie informacji: wsadzić tam facetowi karabin) i krocze (miażdżone w przeróżnych konfiguracjach), rolę słowa klucza pełni krwiste 'fuck', a w funkcji wizualnego ozdobnika występują damskie biusty, względnie odcięte - ale już męskie - głowy".
W szerszym kontekście na "Adrenalinę 2" spojrzał Jakub Demiańczuk, który co prawda zauważa, że to "totalnie odmóżdżająca rozrywka", w dodatku całkowicie "pozbawiona fabuły", ale jeśli się "kupi konwencję" to film "potrafi dostarczyć sporo rozrywki". - "Niekontrolowany, wulgarny, obsceniczny, agresywny i szalony..." - wylicza krytyk "Dziennika".
"To jeden nieustanny pościg głównego bohatera za jego adwersarzami, a seans błyskawicznie zamienia się w półtoragodzinną orgię przemocy. Na szczęście twórcy filmu mają do tej historyjki olbrzymi dystans. Wszystko jest tu umowne: od lejącej się strumieniami krwi przez animowane wstawki i gościnne występy gwiazd rocka po sceny seksu, w których kluczowe fragmenty są wypikselowane niczym twarze przestępców w telewizyjnych wiadomościach" - kończy Demiańczuk.
Zobacz zwiastun "Adrenaliny 2: Pod napięciem":
Najważniejszą premierą tego tygodnia jest jednak bez wątpienia "Harry Potter i Książę Półkrwi". Recenzenci zgodni są w swych ocenach dzieła Davida Yatesa: "nużący, rozlazły narracyjnie" - tak o nowym "Potterze" pisze Paweł T. Felis ("GW"), z kolei Magdalena Michalska ("Dziennik") utyskuje, że "filmowi brak napięcia, a przez pierwszą godzinę seansu także tempa".
"Gdyby znalazł się widz, który żadnej z pięciu poprzednich części 'Harry'ego Pottera' nie widział, po 'Księciu Półkrwi' mógłby westchnąć ze zdumieniem: o co tyle krzyku? Film zrealizowany przez Davida Yatesa przypomina bowiem odcinek mało oryginalnego serialu familijnego, tyle że z większym budżetem i lepszymi efektami specjalnymi" - pisze rozczarowany recenzent "Wyborczej".
Krytyczka dziennika ogłasza zaś, że "czar 'Harry'ego' przestał działać": "Jest, jak należy, pojedynek dobra ze złem, ale zdominowany przez dylematy uczuciowe bohaterów. Dlatego przez znaczną część dwuipółgodzinnego seansu oglądamy gimnazjalną wersję tańców godowych wywołanych burzą hormonalną dorastających czarodziejów".
Zobacz zwiastun "Harry'ego Pottera i Księcia Półkrwi":
W piątek na nasze ekrany trafił także słowacki dokument "Ślepa miłość", opowiadający o niewidomych.
"Kamera jest dyskretna, nienatrętna, a film (w którym nadzieje zrośnięte są nierozerwalnie z lękami) taktowny i nie uciekający się do emocjonalnego szantażu" - zauważa Paweł Mossakowski z "Wyborczej". Wtóruje mu Łukasz Maciejewski na łamach "Dziennika": "Reżyser nie celebruje ułomności swoich bohaterów. Po prostu filmuje ich osobowość. Zamknięci w ciasnych mieszkaniach, z zamkniętymi oczami, nie widzą tego, co brzydkie. ale być może dostrzegają inne piękno".
I zauważa, że "Ślepa miłość" charakteryzuje to, co najlepsze w kinie naszych południowych sąsiadów: "To bardzo czeskie kino. W najlepszym tego słowa znaczeniu. Ciepłe, zabawne i trochę smutne. Walorem tego filmu jest całkowite wyzbycie się czułostkowości i bezwiednego nawet sentymentalizmu" - puentuje Maciejewski.
Zobacz zwiastun "Ślepej miłości":
Wreszcie "Chichy chaos" z rolą znanego włoskiego reżysera Naniego Morrettiego.
"Wartość tej tragikomedii polega głównie na tym, czego w niej nie ma. Nie ma więc w niej czułostkowego sentymentalizmu a la Hollywood, nie ma łkania w poduszkę (tylko jeden krótki, szarpiący szloch w samochodzie), nie ma ckliwych rozmówek tatusia z córeczką" - wylicza Paweł Mossakowski ("Wyborcza"), jednak to dla niego o wiele za mało, by włoski film zasłużył sobie na miano wybitności.
"Mimo intrygującego pomysłu i całej swojej nietuzinkowości wybitne kino to jednak nie jest" - ocenia krytyk.
W kameralnym dramacie Łukasz Maciejewski ("Dziennik") dostrzegł zaś podobieństwo do kina Krzysztofa Kieślowskiego.
"To raczej wyrozumiały, umowny obraz człowieka zgiętego bólem, który uporczywie, czasami nieświadomie, stara się zgniatać ów ciężar bytu dlatego, że czuje się odpowiedzialny. Nie za losy świata, tylko ze siebie i dziecko, za życie. Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że podobne filmy mógłby realizować dzisiaj Krzysztof Kieślowski. Po odbębnieniu kolejnych kolorów i wartości zrozumiałby zapewne, że prawdziwa metafizyka to także irracjonalne, zagadkowe wybory, przesiadywanie w ludnym parku, zamiast w kościele, melancholijny smutek w miejsce wykalkulowanych rebusów znaczeń" - pisze recenzent "Dziennika".
Zobacz zwiastun "Cichego chaosu":