Wszystkie wcielenia Barona Cohena
Przez jednych uwielbiany, ceniony za talent oraz poczucie humoru, przez innych uznawany za ledwie celebrytę, dyskredytowany za sztubackie i prostackie żarty. Za sprawą swoich ekranowych wcieleń: Aliego G, Borata i Bruno Sacha, Baron Cohen, gdziekolwiek się pojawi, wzbudza kontrowersje.
Od kilku tygodni komik znów jest na ustach całego świata. Wszystko za sprawą premiery jego najnowszego filmu "Dyktator", a także "kampanii reklamowej", jaką dla niego wymyślił. M.in. podczas niedawnego otwarcia festiwalu w Cannes Baron Cohen - przebrany za Aladeena (głównego bohatera "Dyktatora") - oraz supermodelka Elisabetta Canalis "przyłapani" zostali przez fotoreporterów na luksusowym jachcie na Lazurowym Wybrzeżu.
W jaki sposób komik postanowił jeszcze bardziej podsycić uwagę mediów? "Zabijając" supermodelkę! Po pozorowanej scenie bójki była dziewczyna George'a Clooneya nagle zniknęła z jachtu, a do wody wrzucono domniemane ciało w czarnym foliowym worku. Tandetne, ale działa!
Fani Barona Cohena przekonują, że we współczesnym skonwencjonalizowanym świecie nikt inny nie potrafi tak umiejętnie wydobyć na światło dzienne zakłamania, hipokryzji i dwulicowości - zarówno zwykłych Kowalskich, jak i osób z pierwszych stron gazet. Według nich, żarty i skecze urodzonego w Londynie komika wyrywają nas z bezpiecznego zacisza domu i konfrontują z sytuacjami, w jakich normalnie byśmy się nie znaleźli. To za ich sprawą ma objawiać się nasza prawdziwa natura: głęboko skrywane uprzedzenia, fobie, kompleksy.
Odmawiający mu jakichkolwiek talentów osoby twierdzą natomiast, że humor Barona Cohena - którego można doświadczyć przede wszystkim za sprawą jego kolejnych filmów - opiera się jedynie na niesmacznych skeczach, durnych wygłupach i wyśmiewaniu zwykłych ludzi, którzy przed kamerą pokazują, do czego jesteśmy gotowi dla pięciu minut sławy. Tłumaczą również, że Baron Cohen niczego nie demaskuje, a jedynie upokarza i wyszydza innych, by w jak najlepszym świetle postawić siebie.
Bez względu na to, jaka jest prawda, warto z pewnością docenić zdeterminowanie Barona Cohena i jego chęć odniesienia sukcesu za wszelką cenę. Sacha nie pochodzi bowiem, jak mogą sądzić niektórzy, z rodziny szlacheckiej (Baron w jego nazwisku jest anglicyzacją imienia Baruch), ale ze średnio zamożnej rodziny żydowskiej (jego ojciec jest właścicielem sklepu z odzieżą męską), bez żadnych koneksji w show-biznesie.
W liceum Baron Cohen uczęszczał do prywatnej szkoły, a następnie studiował historię na Christ's College (w ramach Uniwersytetu Cambridge). Jego dysertacja dotyczyła - co brzmi dosyć ciekawie ze względu na późniejsze dokonania, przede wszystkim w "Boracie" - udziału Żydów w amerykańskim ruchu przeciwko dyskryminacji rasowej.
Jak zatem absolwent historii z dobrego domu został komikiem? Po ukończeniu studiów Baron Cohen dorabiał jako model, ale, co w tym wypadku ważniejsze, był także gospodarzem cotygodniowego show w lokalnej telewizji. Gdy więc w 1995 roku jeden z brytyjskich kanałów robił nabór na prezenterów (szukał zastępstwa dla programu z cyklu "The Word"), Cohen wysłał swoje nagranie, w którym występował jako Kristo, fikcyjny reporter telewizyjny z Albanii (stanowił on zalążek Borata). Występ komika przykuł uwagę i zapadł w pamięć jednemu z producentów, dzięki czemu Baron Cohen został gospodarzem programu "Pump TV".
Zawód prezentera to jednak nie było dokładnie to, czym chciał się stale zajmować, dlatego w połowie lat 90. artysta wyjechał do Paryża do szkoły... clownów, gdzie uczył się od mistrza w tym fachu, Philippe'a Gauliera. Ten, a także jeszcze jeden epizod zaważyły na dalszej karierze Barona Cohena. Tym drugim był autorski program "F2F", który artysta stworzył dla kolejnej z brytyjskich kablówek (krótko po tym, jak skończył pracę w "Pump TV"). Występował w nim jako MC Jocelyn Cheadle-Hume, niewykształcony, niezbyt rozgarnięty raper z przedmieść Londynu, nieudolnie naśladujący prawdziwych "gangsta". Rozwinięciem tej postaci został Ali G, postać, którą komik wymyślił na potrzeby "The 11 O'Clock Show" - realizowanego już dla ogólnokrajowej telewizji.
Po raz pierwszy Baron Cohen zaprezentował swojego bohatera we wrześniu 1998 roku. Ali G niespodziewanie szybko stał się narodowym fenomenem medialnym, a jego autorskie powiedzonka niebawem weszły do języka codziennego. Rok później stacja Channel 4 rozpoczęła emisję już całkowicie autorskiego "Da Ali G Show", którym to programem Baron Cohen dwukrotnie zasłużył sobie na nagrodę British Academy Award w kategorii najlepszy komik i najlepszy program satyryczny.
Ubrany w dres i obwieszony złotymi łańcuchami przeprowadzał w nim wywiady ze znanymi osobistościami świata kultury, rozrywki, polityki i sportu, zadając swoim gościom... najbardziej idiotyczne pytania, jakie przyszły mu do głowy. Co ciekawe, jego rozmówcy z pełną powagą na nie odpowiadali, dając wciągnąć się komikowi w absurdalne dywagacje (astronauta Buzz Aldrin musiał się np. tłumaczyć z tego, że Księżyc naprawdę istnieje).
Ali G gości Beckhamów:
Z nadejściem nowego tysiąclecia artysta zadebiutował również na rynku muzycznym, w teledysku Madonny zatytułowanym "Music". W Sztokholmie wręczał jedną z prestiżowych nagród MTV Europe Music Award, a we Frankfurcie wystąpił już w roli mistrza całej ceremonii. Zwieńczeniem medialnej kariery Aliego okazał się zaś pełnometrażowy film "Ali G Indahouse". Tytułowy bohater został w nim wybrany do parlamentu brytyjskiego i musiał udaremnić spisek mający na celu zniszczenie domu kultury w jego rodzinnym mieście. W 2003 roku Ali G trafił też w końcu do Stanów Zjednoczonych - jego show pokazywała stacja HBO.
Ali G był niezwykle popularny, ale przede wszystkim w krajach anglojęzycznych. Cały świat podbiła natomiast kolejna kreacja Barona Cohena - Borat Sagdiyew.
To kazachski dziennikarz, który opuszcza swój kraj i wyrusza do Stanów Zjednoczonych, by nakręcić film dokumentalny o "największym mocarstwie na świecie". Na miejscu zakochuje się jednak w gwieździe "Słonecznego patrolu", Pameli Anderson, i postanawia zdobyć jej serce.
Aby to osiągnąć przemierza kraj wzdłuż i wszerz, napotykając na swojej drodze wielu ludzi, na których jego niecodzienne zachowanie - Borat to bowiem antysemita (nie wsiada do samolotu bo "mogą go porwać Żydzi", a jego bohaterem jest ten "odważny antyżydowski wojownik Melvin Gibson"), mizogin (feministki prosi o pokazanie piersi) i rasista pełną piersią - wywołuje silne wrażenie, ujawniając tym samym uprzedzenia i hipokryzję kultury amerykańskiej.
Bardzo mocne, celne, ale też niesmaczne i zuchwałe (pozorowany seks oralny Borata z producentem jego filmu) żarty spowodowały, że film o podtytule "Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej" był jednym z największych hitów sezonu 2006-2007, co odzwierciedliło się m.in. w nagrodach. Film otrzymał nominację do Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany a sam Cohen odebrał Złotego Globa w kategorii najlepszy aktor w komedii lub musicalu.
Kolejnym wcieleniem Barona Cohena, które podbiło kina był Brüno - gejowska wyrocznia mody i telewizyjny prezenter w jednym. Jego życiowe cele - zostać największą austriacką gwiazdą po Adolfie Hitlerze oraz odnaleźć prawdziwą miłość. Aby zrealizować te marzenia, Brüno nie cofnie się przed niczym. Adopcja czarnoskórego chłopca wymienionego na iPoda? Zaciągnięcie się do wojska w mundurze od Dolce&Gabbana? Próba zmiany orientacji seksualnej na hetero? Dla niego nie ma żadnej świętości ani tematu tabu.
Tak jak przy okazji "Borata" Baron Cohen na celowniku miał przede wszystkim antysemitów, tym razem skierował swoją kamerę w stronę homofobów. W "Brüno" pokazuje m.in., jak duchowny stara się "wyleczyć" jego bohatera z gejostwa, zalecając całkiem na poważnie wstrzemięźliwość seksualną i modlitwę (na co komik rzuca w jego stronę: "Nigdy nie miałeś seksu homoseksualnego? To dziwne, bo masz usta stworzone do obciągania"), a także, jak rozbiera się przed starającym się całkiem niedawno o nominację prezydencką Ronem Paulem (przekonując go przy okazji, że jest podobny do Enrique Iglesiasa).
Przeciwnicy Barona Cohena zarzucają mu jednak, że "Brüno" zamiast walczyć ze stereotypami dotyczącymi homoseksualistów, tylko je wzmacnia, prezentując taką a nie inną wizję swojego bohatera.
Podobne apele pojawiają się też w związku z najnowszym obrazem komika, przy okazji którego już po raz trzeci spotkał się z reżyserem Larrym Charlesem. Tym razem film oprotestowały organizacje muzułmańskie, obawiając się że "Dyktator" przyczyni się do wzrostu antyarabskich nastrojów. Dlaczego?
Ponieważ nowe wcielenie Barona Cohena wzorowane jest na postaciach dwóch tyranów: Muammara Kaddafiego i Saddama Husajna. A sam komik mówi o swoim filmie (dedykowanym nota bene pamięci zmarłego niedawno Kim Dzong-Ila), że jest to "niezwykła historia dyktatora, który heroicznie ryzykował własne życie po to, by demokracja nigdy nie zawitała do kraju, który z taką miłością terroryzował".
Grany przez Barona Cohena Aladeen, dyktator fikcyjnego państewka Wadiya, musi przemówić na konwencji ONZ, by zapobiec działaniom zbrojnym, szykowanym przez Narody Zjednoczone przeciwko jego państwu. Jego wuj i zarazem premier Wadiyi, Tamir (Ben Kingsley), chce pozbyć się prawdziwego dyktatora i podstawić w jego miejsce sobowtóra.
Pojmanemu Aladeenowi udaje się wydostać z sideł oprawcy, ale - pozbawiony brody i munduru - traktowany jest w Nowym Jorku jak kolejny nielegalny imigrant. Przypadkowo poznaje Zoey (Anna Faris), feministkę, wegankę, ultra-lewaczkę, i zaczyna pracować w jej sklepie ze zdrową żywnością. Po pewnym czasie dwójka ludzi o antypodycznych poglądach zaczyna się do siebie zbliżać.
Przeczytaj recenzję "Dyktatora" na stronach INTERIA.PL!
O tym, czy Aladeen dorównuje poprzednim wcieleniom Barona Cohena możemy się przekonać sami - "Dyktator" jest już na ekranach naszych kin. To, czy stanie się ich przebojem, okaże się niebawem, ale już dziś pewne jest jedno, znów podzieli ludzi w opiniach na temat jednego z najsłynniejszych współczesnych komików.
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!