Wrota do innego świata
Jak to jest być przedstawicielką rasy Nocnych Łowców? Co spodobało ci się książkach Cassandry Clare? Na te i inne pytania odpowiada Lily Collins, odtwórczyni głównej roli w filmie "Dary Anioła: Miasto Kości".
Zastanawiasz się, jak pierwsza część sagi zostanie przyjęta przez widzów?
Lily Collins: - Tak! Jestem jednak znacznie bardziej podekscytowana niż zdenerwowana. Sama byłam fanką książek z serii 'Dary Anioła' Cassandry Clare, zanim dostałam rolę Clary Fray. Ten projekt jest więc dla mnie szczególnie ważny. Nie mogę się doczekać, aż fani zobaczą film.
Co takiego spodobało ci się w tych książkach?
- Moja bohaterka i ja jesteśmy do siebie podobne. Clary jest blisko związana z mamą. Gdy więc Jocelyn (Lena Headey) zostaje porwana przez demony, dziewczyna nie waha się ani chwili i postanawia ją uratować. Czułam, że zrobiłabym to samo i po prostu zobaczyłam w tej 16-latce siebie.
- Poza tym ona odważnie podejmuje inicjatywę, nie odgrywa roli ofiary i nie chce, aby inni się nad nią litowali - w szczególności nie chce zaś polegać na chłopakach. Trzy kolejne książki opisują jej przemianę z dziewczyny w kobietę. Powoli odkrywa swoją tożsamość, osobowość, my zaś przyglądamy się temu śledząc historię, w której jest magia, akcja, miłość i dramat. Gdy dostaje się propozycję zagrania tak ciekawej roli, nie można jej tak łatwo odrzucić.
Granie Nocnej Łowczyni wymagała fizycznego przygotowania?
- Przed rozpoczęciem zdjęć przez trzy miesiące odbywałam specjalny trening. Zawsze byłam bardzo aktywna, więc chodzenie na siłownię nie było dla mnie niczym nowym. Oczywiście przygotowanie do pracy na planie było dużo intensywniejsze.
- Chodziło przede wszystkim o nabranie pewnego rodzaju stabilności i kondycji fizycznej, która potem stanowiła podstawę do treningów scen walki z mieczem, nożem, akrobacji, przewrotów, a także scen, w których jestem zawieszona ponad ziemią. Takie zestawy serwowano mi codziennie. Zwlekałam się z łóżka o 5 rano, aby pójść na trening jeszcze przed dotarciem na plan. Męczyłam się strasznie, ale było warto!
Jak współpracowało ci się z Jamie Campbell Bowerem, który wcześniej grał w sadze "Zmierzch"?
- Bardzo dobrze. Byłam pierwszą obsadzoną aktorką, gdy więc przyszło do szukania odtwórców ról męskich, miałam dużo do powiedzenia (śmiech). Niekiedy trzeba sprawdzić, czy między aktorami pojawi się chemia, ale czasem jest tak, że od pierwszej chwili, gdy tylko widzisz tę osobę, wiesz, że jest idealna do danej roli. A grany przez Jamie'go Jace to specyficzna postać: choć arogancki i sarkastyczny, jest najlepszym kumplem i wspaniałym wojownikiem. Ale ma też swoją miękką, niepewną i sentymentalną stronę.
- Aktorzy często wstydzą się obnażać tę delikatność. Uważają, że jest to niemęskie. Jamie ma wszystkie te cechy i był po prostu najlepszy. Zresztą z całą ekipą bardzo dobrze się dogadywaliśmy, dzisiaj jesteśmy wielką rodziną.
Rozmawiała Joanna Ozdobińska.
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!