Reklama

"Wniebowzięci": Czasem trzeba sobie polatać

"Wniebowzięci" Andrzeja Kondratiuka ze znakomitym duetem Maklakiewicz-Himilsbach to film pełen debiutów - ale nie takich zwyczajnych.

"Wniebowzięci" Andrzeja Kondratiuka ze znakomitym duetem Maklakiewicz-Himilsbach to film pełen debiutów - ale nie takich zwyczajnych.
Niezapomniany duet: Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz /Bauer /AKPA

Pomysł na film zrodził się - jakżeby inaczej - na lotnisku. Reżyser Andrzej Kondratiuk i Jan Himilsbach odprowadzali znajomą dziennikarkę, która miała lot z warszawskiego Okęcia. Tam, patrząc na startujące i lądujące samoloty, postanowili zrobić film o lataniu.

Jak wspominał po latach Kondratiuk, scenariusz pisali przez trzy dni, w ogóle nie wychodząc z domu. Tempo ekspresowe, ale okazało się, że i sama realizacja filmu miała być ekspresowa. Twórcy dostali zgodę na nakręcenie "Wniebowziętych" i zaledwie 11 dni zdjęciowych. Nie było jednak co narzekać - zadowolony mógł być zwłaszcza Himilsbach, bo "Wniebowzięci" byli jego pierwszym scenariuszem, który trafił do produkcji.

Reklama

Bohaterowie "Wniebowziętych" wygrywają 17,5 tysiąca złotych w totolotka i postanawiają wydać te pieniądze na latanie samolotami. Nigdy wcześniej tego nie robili, miał to być ich pierwszy raz w chmurach. Grany przez Zdzisława Maklakiewicza Arkaszka Kozłowski mówi: "Ludzie chodzą po kosmosie, a ja jeszcze nigdy nie byłem w przestworzach, nie siedziałem w samolocie".

Sam Maklakiewicz często podróżował samolotami z Warszawy do Wrocławia, gdzie pracował. Za to Himilsbach był absolutnym nowicjuszem w roli pasażera samolotu. Podobnie jak grany przez niego Lutek Narożniak nigdy jeszcze nie leciał. Jego "dziewiczy" lot odbył się na trasie Warszawa-Gdańsk, kiedy z częścią ekipy poleciał na zdjęcia, które miały być zrealizowane na plaży w Sopocie i znalazły się w finale "Wniebowziętych".

Warto dodać, że sceny, w których widzimy Arkaszkę i Lutka w samolocie, były oczywiście kręcone na lotnisku, nie w powietrzu.

Przelot filmowców do Gdańska i pierwszy lot Jana Himilsbacha zbiegł się w czasie z jeszcze jednym, zaskakującym debiutem. Grający dorożkarza Strusia Ryszard Narożniak (zbieżność nazwisk z Lutkiem nieprzypadkowa) był znajomym Himilsbacha, który to zaproponował mu rolę we "Wniebowziętych". Początkowo epizod dorożkarza miał grać zawodowy aktor, ale reżyser szukał kogoś bardziej pasującego do głównych bohaterów. Himilsbach polecił więc znajomego woźnicę, stuprocentowego naturszczyka. Był to jego pierwszy i jedyny występ w filmie.

Przy okazji zdjęć w Sopocie Narożniak poprosił, żeby i jego zabrać nad Bałtyk. Powody miał naprawdę poważne - nigdy nie widział morza i nigdy nie jechał samochodem. Niestety, tej wyprawy nie wspominał dobrze, bo skończyła się dachowaniem auta. Nikomu nic się nie stało, ale po tym wydarzeniu Narożniakowi nie smakowała nawet wódka pita na plaży z resztą filmowców. Za to w filmie wypadł świetnie.

W 1973 roku, kiedy odbyła się premiera "Wniebowziętych", doszło do kolejnego debiutu - na skalę międzynarodową, a nawet międzykontynentalną. Ekipa I sekretarza PZPR Edwarda Gierka postanowiła otworzyć nieco Polskę na świat i ustanowiła połączenia lotnicze z USA. Wcześniej polskie samoloty latały do kilku stolic europejskich. Pierwszy rejs maszyny LOT-u Ił-62 "Mikołaj Kopernik" odbył się 16 kwietnia 1973 roku. Debiut był bardzo udany - samolot z kompletem na pokładzie poleciał z Warszawy do Nowego Jorku.

To i Owo
Dowiedz się więcej na temat: Wniebowzięci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy