Władca pierścieni bez armii
Nie ma szczęścia kręcona w Nowej Zelandii ekranizacja "Władcy pierścieni" według słynnej powieści J.R.R. Tolkiena. Tym razem w bliżej nieokreśloną przyszłość przesunięto zdjęcia scen batalistycznych, bo armia... poszła na wojnę.
Reżyser Peter Jackson potrzebuje około 15 tysięcy statystów do nakręcenia scen przedstawiających kluczową dla fabuły "Władcy pierścieni" bitwę na polach Pellenoru. W pięknych plenerach w okolicach Wellington, role krwiożerczych orków i bohaterskich obrońców Gondoru mieli grać żołnierze nowozelandzkiej armii. Niestety, armia została oddelegowana do Timoru Wschodniego, gdzie wciąż trwa wojna domowa. Zdesperowani filmowcy angażują więc każdego chętnego, byle zakończyć kosztowne zdjęcia scen bitewnych. Jedyny warunek, jaki stawiany jest potencjalnym statystom, to doświadczenie w jeździe konnej.
Nie tylko adepci woltyżerki potrzebni są Jacksonowi. Twórcy filmu zatrudnili członkinie lokalnego Koła Robótek Ręcznych, które w tym roku, zamiast szalików i ciepłych rękawic, wykonują kolczugi.