Witold Sobociński urodził się 15 października 1929 r. w Ozorkowie koło Łodzi. Był jednym z najwybitniejszych polskich filmowców, autorem zdjęć o światowej sławie. Jego dorobek obejmuje ponad 90 filmów fabularnych, dokumentalnych i seriali. Rozgłos międzynarodowy przyniosły Witoldowi Sobocińskiemu już zdjęcia do jednej z pierwszych etiud, utrzymanego w stylu włoskiego neorealizmu filmu "Łodzie wypływają o świcie" (reż. R. Ber, 1955), w którym ukazał jedność człowieka i żywiołów.
W 1955 r. ukończył studia na wydziale operatorskim łódzkiej "filmówki". W okresie studiów w szkole filmowej był muzykiem w legendarnym zespole jazzowym Melomani. Słuch muzyczny, poczucie rytmu i umiejętność improwizacji znalazły wyraz w sztuce operatorskiej. Rytm i harmonia, dynamika i subtelność obecne w kompozycji obrazu filmowego były ważnymi wyróżnikami zdjęć Witolda Sobocińskiego.
"Wybitny autor zdjęć filmowych, Nasz Nauczyciel, odszedł w wieku 89 lat" - napisano w poniedziałek na stronie łódzkiej "filmówki". "Jeden z pierwszych absolwentów Wydziału Operatorskiego. (...) Od lat 80. nasz Nauczyciel - cieszący się olbrzymim szacunkiem studentów wykładowca Wydziału Operatorskiego. Wychował kilka pokoleń autorów zdjęć filmowych. Był jednym z najważniejszych wykładowców Szkoły w całej jej historii" - dodano.
W roli operatora Sobociński zadebiutował w 1967 r. na planie filmu Jerzego Skolimowskiego "Ręce do góry" (wraz z Andrzejem Kostenką). Rok później pracował jako operator na planie obrazu "Wszystko na sprzedaż" Andrzeja Wajdy. Już w tych pierwszych produkcjach wprowadził oryginalne, autorskie formy wypowiedzi operatorskiej, ukazujące doświadczenie wewnętrzne postaci. Kolejne filmy realizował m.in. z Krzysztofem Zanussim, Jerzym Kawalerowiczem, Romanem Polańskim, Jerzym Wójcikiem.
"Wszystko na sprzedaż": Najbardziej osobisty film 14
zobacz zdjęcia
"Wszystko na sprzedaż": Najbardziej osobisty film
1 / 14
Film Andrzeja Wajdy "Wszystko na sprzedaż" był oryginalnym hołdem złożonym Zbigniewowi Cybulskiemu, który w styczniu 1967 roku tragicznie zginął wskakując do pociągu. W obrazie Wajdy "Wszystko na sprzedaż" nieobecny bohater, znany aktor, ginie... wyskakując z pociągu. Premiera filmu odbyła się 28 stycznia 1969 roku.
Źródło: materiały prasowe
2 / 14
Tytuł tego filmu podsunął Andrzejowi Wajdzie widok indyjskiego żebraka wyprzedającego swój skromny dobytek: "Pomyślałem wtedy, że chciałbym, gdy będę już żegnał się z kinem, zrobić taki film: oto sprzedaję wszystko, co mi się przez te lata uzbierało, ogłaszam wyprzedaż". Na zdjęciu: Elżbieta Czyżewska i Andrzej Łapicki w filmie "Wszystko na sprzedaż".
Źródło: materiały prasowe
3 / 14
Bezpośrednim impulsem do realizacji "Wszystko na sprzedaż" była tragiczna śmierć Zbyszka Cybulskiego w styczniu 1967 roku. Na zdjęciu: Elżbieta Czyżewska w filmie "Wszystko na sprzedaż".
Źródło: materiały prasowe
4 / 14
Akcja filmu została skonstruowana wokół motywu poszukiwań zaginionego bez wieści aktora, który nie zjawił się na planie. W trakcie tych poszukiwań do szukających dociera wiadomość, że aktor zginał, wyskakując z pędzącego pociągu. Reżyser zastanawia się, co zrobić z nieskończonym filmem... Na zdjęciu: Elżbieta Czyżewska i Andrzej Łapicki w filmie "Wszystko na sprzedaż".
Źródło: materiały prasowe
5 / 14
W efekcie powstał "film o ludziach, którzy robią filmy", polskie "Osiem i pół" - nowofalowa spowiedź filmowca szukającego nowych tematów i formy. Na zdjęciu: Andrzej Łapicki w filmie "Wszystko na sprzedaż".
Źródło: materiały prasowe
6 / 14
Konieczność opowiedzenia o przyjacielu, stracie, jaką poniosło polskie kino, połączyła się z potrzebą zabrania głosu w sprawie sytuacji w kraju (początek zdjęć zbiegł się z wydarzeniami Marca 68) i chęcią znalezienia odpowiedniego dla osobistej wypowiedzi filmowego języka. Na zdjęciu: Beata Tyszkiewicz i Elżbieta Czyżewska w filmie "Wszystko na sprzedaż".
Źródło: materiały prasowe
7 / 14
Wzajemne przenikanie się sztuki i życia podkreśla obsada: Beata Tyszkiewicz, Elżbieta Czyżewska, Bogumił Kobiela, Daniel Olbrychski grają właściwie siebie, mówią własnymi tekstami.
Źródło: materiały prasowe
8 / 14
Andrzej Wajda wykorzystał też niektóre pomysły aktorów, na przykład finałową pogoń Daniela Olbrychskiego za końmi.
Źródło: materiały prasowe
9 / 14
Autobiograficzny podtekst filmu podkreśla przywołanie innego przyjaciela Wajdy, zmarłego tragicznie malarza Andrzeja Wróblewskiego, którego wystawę odwiedza szukający inspiracji Reżyser (Andrzej Łapicki). Na zdjęciu: Elżbieta Czyżewska i Beata Tyszkiewicz w filmie "Wszystko na sprzedaż".
Źródło: materiały prasowe
10 / 14
Film "Wszystko na sprzedaż" jest jednym z najciekawszych dzieł autotematycznych w historii europejskiego kina. Jego nieżyjący patroni - Zbyszek Cybulski i Andrzej Wróblewski - to sygnał, że właściwym kierunkiem jest powrót do źródeł. Na zdjęciu: Andrzej Łapicki, Elżbieta Czyżewska i Bogumił Kobiela w filmie "Wszystko na sprzedaż".
Źródło: materiały prasowe
11 / 14
"Wszystko na sprzedaż" otworzyło jedną z najbardziej twórczych dekad w twórczości Andrzeja Wajdy. Na zdjęciu: Daniel Olbrychski w filmie "Wszystko na sprzedaż".
Źródło: materiały prasowe
12 / 14
"'Wszystko na sprzedaż' jest filmem o ludziach, którzy robią filmy. Nieprzypadkowo występują pod własnymi imionami. Po co miałbym im dawać inne imiona, skoro każę im mówić od siebie ich własne słowa. Mówią to, co chcą opowiedzieć. Od początku wiedziałem też, kto będzie grał w tej 'wyprzedaży'. Wyłonił się jednak problem, kto ma zagrać, reżysera. Szczerze mówiąc, przez długi czas sądziłem, że sam powinienem grać tę rolę, nie zdecydowałem się jednak na to. Nie jestem aktorem i nawet w części nie zrobiłbym tego tak dobrze jak Andrzej Łapicki" - wspomina Andrzej Wajda.
Źródło: materiały prasowe
13 / 14
5 marca 2013 roku obyła się uroczysta premiera filmu "Wszystko na sprzedaż" w nowej, cyfrowej wersji. Na zdjęciu: Andrzej Łapicki i Beata Tyszkiewicz w filmie "Wszystko na sprzedaż".
Źródło: materiały prasowe
14 / 14
"To jest po prostu film o Andrzeju Wajdzie. Najbardziej osobisty film, jaki od czasu 'Osiem i pół' powstał w kinie artystycznym. Co więcej, odważę się sądzić, że pierwszą intencją Wajdy była rzeczywiście chęć zrobienia filmu o Cybulskim i że dopiero w trakcie realizacji inteligentny reżyser zorientował się, że w istocie, niechcący, robi film o sobie" - napisał w 1969 roku w swej recenzji Krzysztof Mętrak. Na zdjęciu: Andrzej Łapicki w filmie "Wszystko na sprzedaż".
Źródło: materiały prasowe
W sztuce operatorskiej Witolda Sobocińskiego bardzo dużą rolę odgrywały kolor i światło. Nadawał barwie funkcję dramaturgiczną. Tworzył zestawienia barwne dotyczące poszczególnych scen, opowiadające o świecie zewnętrznym i przestrzeni wewnętrznej postaci. W doborze barw inspirował się malarstwem różnych epok. Przykładem są m.in. filmy "Trzecia część nocy" (reż. A. Żuławski, 1971), "Szpital przemienienia" (reż. E. Żebrowski, 1978), "Widziadło" (reż. M. Nowicki, 1983), "O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji" (reż. P. Szulkin, 1983). Do szczytowych osiągnięć sztuki filmowej, ze względu na koncepcję barwną i sposób ukazania przestrzeni należą zdjęcia do filmów "Wesele" (reż. A. Wajda, 1972) i "Sanatorium pod klepsydrą" (W.J. Has, 1973).
"Wesele": Wirujący Wyspiański 12
zobacz zdjęcia
"Wesele": Wirujący Wyspiański
1 / 12
We wtorek, 9 stycznia, mija 45 lat od premiery "Wesela" Andrzeja Wajdy. "Wielu uważało, że przenieść na ekran taki utwór, wierszowany, jak 'Wesele' - to niemożliwe, że z tego wyjdzie tandeta. Tymczasem powstał wielki film" - wspominał po latach wcielający się w postać Jaśka Marek Prepeczko.
Źródło: East News/POLFILM
Autor: Renata Pajchel
2 / 12
"'Wesele' jest najbardziej oryginalną sztuką teatralną, jaka została napisana w języku polskim i trudno wprost wyobrazić sobie nasze życie literackie i teatralne bez tego utworu. Łączy on w sobie w jakiś niezwykły sposób opis prawdziwego wesela, którego Wyspiański był świadkiem późną jesienią 1900 roku, z całą problematyką filozoficzną, historiozoficzną i wolnościową, bliską w tym czasie polskiemu społeczeństwu" - Andrzej Wajda nigdy nie ukrywał twórczego długu wdzięczności w stosunku do arcydzieła Wyspiańskiego dodając, że "jest to utwór, z którego wszyscy wyrośliśmy: cała legenda 'szkoły polskiej"', ja sam, 'Popiół i diament'".
Źródło: East News/POLFILM
Autor: Renata Pajchel
3 / 12
"Uczynienie rzeczywistości tego dramatu materialną, dotykalną, konkretną" - tym zabiegiem według Krzysztofa Teodora Toeplitza triumfował reżyser kinowej wersji "Wesela". "Izba weselna u Wajdy jest ciasna, duszna, tłoczna, sień wąska, podwórze błotniste, nijakie, w szopie obok sprzętu gospodarskiego walają się napoczęte płótna Gospodarza. I oto nagle ta rzeczywistość materialna przełamuje konwencję teatru" - pisał Toeplitz w 1973 roku w "Miesięczniku Literackim".
Źródło: East News/POLFILM
Autor: Renata Pajchel
4 / 12
Według Stanisława Marczaka-Oborskiego jeśli filmowe "Wesele" wywarło tak potężne wrażenie, działo się tak w znacznej mierze dzięki prawdziwie zachwycającej obsadzie.
"Nie chciałbym powiedzieć, że niektórzy aktorzy kreujący główne i mniejsze role prześcignęli tu jak gdyby samych siebie, ale w każdym razie ujawnili nieznane dotąd, a frapujące możliwości" - pisał na łamach "Filmu" Marczak-Oborski.
Źródło: East News/POLFILM
Autor: Renata Pajchel
5 / 12
Jakie według recenzenta było "aktorskie założenie filmu"? Chodzi o "niedomówioną komediowość, która jednak nie rozcieńcza materii dramatu, tylko przydaje mu jeszcze jedno intrygujące i filozofujące dno".
Najwybitniejszą egzemplifikacją tej strategii była postać Czepca w kreacji Franciszka Pieczki. "Ma w sobie porywczość, upór, i zdecydowanie watażki, a równocześnie swoistą gospodarską godność podkrakowskiego wójta. Znakomicie operuje przy tym Pieczka elementami gry komediowej: soczyście prowadzona rola Czepca wielokrotnie ociera się o efekty humoru, ale bardzo subtelnie utrzymuje się na chybotliwej granicy między śmiesznością a sprawą serio" - pisał z zachwytem Marczak-Oborski.
Źródło: East News/POLFILM
Autor: Renata Pajchel
6 / 12
Według recenzenta "Filmu" metodę "podwójnej gry" brawurowo stosuje też w "Weselu" Daniel Olbrychski. "Jego Pan Młody jest nieodparcie zabawny w swoich wszelakich egzaltacjach i zapałach miłosnych, a jednocześnie prześwietla go fantazja autentycznego artysty, człowieka obdarzonego rozmachem życiowym, odwagą i ujmująca szczerością" - pisał po premierze Marczak-Oborski nazywając kreację Pana Młodego "najbardziej finezyjną z dotychczasowych ról Olbrychskiego".
Źródło: East News/POLFILM
Autor: Renata Pajchel
7 / 12
Z nie mniejszym zachwytem przyjęto występ Andrzeja Łapickiego, który "zastanawiająco i niebanalnie w stosunku do poprzednich ujęć tej postaci kreuje Poetę". "Jest to Poeta pewny swej nie byle jakiej pozycji, ale już z gorzkniały, zniechęcony ceremoniałami towarzyskimi przynależnymi zawodowi wziętego literata. Na jego poszarzałej twarzy znaczą się przebyte szały młodopolskie, wypite morza absyntu i oceany czarnej kawy. Widz odnosi jednak wrażenie, że za tą maską ukrywa się człowiek ciekawszy od tego, co prezentuje jako causeur i być może ciekawszy również od swych rękopisów, które drze z niechęcią i odrzuca precz" - notował Marczak-Oborski.
Źródło: East News/POLFILM
Autor: Renata Pajchel
8 / 12
"Powiew poetyckiego szaleństwa" wnosi do filmu z kolei Rachela Mai Komorowskiej. "Jest tu ona nie tyle snobką polującą na artystów, ile niecierpliwą i niezaspokojoną muzą, przypomina raczej dziwny stwór balladowy, a nie córkę żydowskiego karczmarza. Jej pojawienie się, prośba o zaproszenie Chochoła, jej odejście -odpłynięcie w nocne mgły, znakomicie potęgują nastrój niezwykłości i stają się w filmie zasadniczą komponentą poszerzenia planów rzeczywistości, która w miarę trwania spektaklu zagarnia obszary spoza empirycznych granic" - zauważył recenzent "Filmu".
Źródło: East News/POLFILM
Autor: Renata Pajchel
9 / 12
Wajda wiedział, że kluczem do udanej ekranizacji było znalezienie adekwatnego rozwiązania wizualnego. Operatorem filmu był Witold Sobociński.
"Najważniejszym zadaniem realizacji było nadanie całej materii filmowej zachłystującego rytmu, stworzenie czegoś w rodzaju biegu bez chwili wytchnienia, który by pociągnął widza w głąb przedstawionej rzeczywistości i zmusił do oglądania, do uczestniczenia w niej" - Wajda zwierzał się jeszcze w trakcie prac nad "Weselem".
Źródło: East News/POLFILM
Autor: Renata Pajchel
10 / 12
Także Franciszek Pieczka uważał, że "nieustanny wir" filmu Wajdy możliwy był dzięki operatorskiej inwencji. "Praca przy 'Weselu' była wspaniała, ale męcząca. Najbardziej utkwiła mi w pamięci realizacja sceny tańców w chacie, nieustanny wir. Witek Sobociński kręcił wszystko kamerą z ręki, w każdym momencie w tym wirze operator mógł zrobić komuś zbliżenie. Trzeba było grać na sto procent. Ostateczny efekt był wspaniały" - zachwycał się aktor.
Źródło: East News/POLFILM
Autor: Renata Pajchel
11 / 12
Nie wszystkim jednak filmowa wizja "Wesela" przypadła do gustu. Najbardziej obruszył się Antoni Słonimski, który w "Tygodniku Powszechnym" oskarżył Wajdę o dwa przestępstwa: "Prawdę historyczną zlekceważono, poezję zmasakrowano".
Według recenzenta Wajda, tłumacząc "Wesele" na język filmu, sprowadził Wyspiańskiego do poziomu "wrzasku i bełkotu".
"Inteligencję tych czasów przedstawił nam jako bandę niezdolnych do czynu kabotynów, którym w pijackim zamęcie coś tam we łbach się majaczyło. (...) Ambitny Wajda chciał zrobić z 'Wesela' film światowy. Potrzeba mu było krwi i Cepelii, i aby dla tych dwu elementów miejsca starczyło, poobcinał kosą chłopską najpiękniejsze strofy naszej poezji narodowej. Wszystkie niemal delikatne dialogi Wesela zagłuszył muzyką taneczną i wrzaskiem pijanej czeredy" - emocjonował się Słonimski.
Źródło: East News/POLFILM
Autor: Renata Pajchel
12 / 12
Głos recenzenta "Tygodnika Powszechnego" był jednak odosobniony. Co ważne, film spodobał się także za granicą. "To arcydzieło Andrzeja Wajdy wprowadza nas w samo serce rzeczywistości polskiej. (...) Na pierwszy rzut oka chodzi o atmosferę szczęścia, w czym kamera uczestniczy bez umiarkowania. Jak gdyby była zaproszonym gościem, przywiera do tanecznych zwrotów, upija się ludową muzyką, wtrąca się do rozmów, podkreśla repliki, analizuje twarze, po czym znów rzuca się w wir tańca. Niestrudzona, ciekawa, szalona, ale beznadziejnie przenikliwa" - Raymond Lefévre pisał w czasopismie "Image et Son".
Źródło: East News/POLFILM
Autor: Renata Pajchel
Witold Sobociński poszukując formy obrazu, przestrzegał zasady nie powtarzania rozwiązań, które zastosował we wcześniejszych filmach. Dążył do stworzenia oryginalnej, niepowtarzalnej formy artystycznej w każdym realizowanym dziele. Wybrany styl zachowywał w całym filmie zgodnie z przyjętymi założeniami estetycznymi.
Był laureatem wielu nagród filmowych, m.in. trzykrotnym laureatem nagrody za całokształt twórczości na Camerimage (ostatnią odebrał przed tygodniem), nagrody ASC (Amerykańskiego Stowarzyszenia Operatorów Filmowych), "Orła" za osiągnięcia życia, "Platynowych Lwów" w Gdyni, Nagrody Specjalnej Stowarzyszenia Autorów Zdjęć Filmowych (PSC) oraz Nagrody Stowarzyszenia Filmowców Polskich za wybitne osiągnięcia artystyczne.
Od 1980 roku był profesorem w PWSFTiTv w Łodzi, mistrzem dla kilku pokoleń polskich operatorów. Był głową rodu operatorów filmowych: ojcem zmarłego w 2001 roku operatora Piotra Sobocińskiego, dziadkiem operatorów Piotra Sobocińskiego jr. i Michała Sobocińskiego.