Reklama

Wiesław Komasa: Długie lata obawiałem się kamery

We wtorek, 15 stycznia, Wiesław Komasa kończy 70 lat.

We wtorek, 15 stycznia, Wiesław Komasa kończy 70 lat.
Wiesław Komasa /Podlewski /AKPA

W 1971 roku ukończył krakowską Państwową Wyższą Szkołę Teatralną. Następnie rozpoczął pracę w Teatrze imienia Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. W latach 1973-1988 był związany z Teatrem Nowym w Poznaniu. Od 1988 roku jest pedagogiem w warszawskiej PWST.

Na ekranie po raz pierwszy pojawił się 1975 roku w małej roli w "Kazimierzu Wielkim" małżeństwa Petelskich. W kolejnych latach stronił od występów w kinie i telewizji. "Długie lata obawiałem się kamery. I dopiero teraz, na starość, uczę się tej kamery - że ona może być przyjazna i może pokazywać wnętrze człowieka z mniejszą ekspresją" - mówił w jednym z wywiadów. Pojawiał się w małych rolach w "300 milach do nieba" Macieja Dejczera czy "Liście Schindlera" Stevena Spielberga.

Reklama

Kamery nie obawiał się natomiast syn aktora, Jan. Dzięki "Sali samobójców" (2011) zyskał on tytuł jednego z najzdolniejszych reżyserów młodego pokolenia. Do udziału w swoim filmie zaprosił ojca. Komasa senior pojawia się w małej roli dyrektora szkoły, do której uczęszcza główny bohater filmu.

Jedną z większych ról filmowych w karierze Komasy okazała się kreacja socjopaty w "Linczu" Krzysztofa Łukasiewicza. Podstawą scenariusza była głośna sprawa samosądu we wsi Włodowa, do którego doszło w 2005 roku. Komasa wcielił się w Zaranka - recydywistę, który terroryzuje mieszkańców małej miejscowości. Początkowo nie chciał zagrać w tym filmie. Ostatecznie reżyserowi udało się go przekonać. Wynik ich współpracy był piorunujący - Komasa zebrał bardzo dobre recenzje.

"To człowiek, który nie umiał żyć inaczej. To, że był na wolności, było jego największą niewolą. Jego historię w zasadzie wszyscy znamy, a to co się stało, wstrząsnęło całą Polską i podzieliło społeczeństwo w sensie oceny sytuacji" - opisał swojego bohatera aktor.

Po raz kolejny w kinie można go było zobaczyć w "Intruzie" Magnusa Von Horna. Film opowiadał o nastolatku, który powraca do szkoły po dokonaniu straszliwej zbrodni. Jego rówieśnicy nie chcąc wybaczyć mu czynów przeszłości pozwolić na nowe otwarcie. Komasa wcielił się w ciężko chorego dziadka głównego bohatera. Rola zaintrygowała go, ponieważ jego bohater - z racji swojego zdrowia - przez cały film nie wypowiadał ani jednego słowa.

"Zagrać poza słowami. Czy ten człowiek siedzi w temacie, który się tu toczy? Czy jest to zupełnie poza nim? A jeśli poza nim, to z jakiego powodu? Czy tylko z powodu choroby? Czy może już nie ma siły, żeby unieść tę tragedię? Wydaje mi się, że z punktu aktorskiego to jest bardzo ciekawe zadanie" - mówił w wywiadzie z Katarzyną Sobiechowską-Szuchtą. "Intruz" otrzymał nagrody za reżyserię i scenariusz podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2015 roku.

Komasa jest także aktorem dubbingowym. Nie ma dużego dorobku, ale jego głos przeraził zapewne niejedno dziecko. Wszystko przez jego udział w nagraniach do polskiej wersji filmów o Harrym Potterze. W czterech filmach z serii o młodym czarodzieju Komasa użyczył głosu postaci demonicznego Lorda Voldemorta. Później wcielił się także w jednego z krasnali w "Hobbicie". 


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wiesław Komasa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy