Wiesław Gołas: Nie tylko komik
Choć Wiesław Gołas w karierze miał też dramatyczne kreacje, np. w "Ogniomistrzu Kaleniu", najczęściej mówi się o jego komediowych wcieleniach, m.in. u Stanisława Barei. Może dlatego, że aktor, mimo wojennego dorastania i traumatycznych przeżyć, nigdy nie użalał się nad sobą, a rolami, które zagrał, dostarczał widzom rozrywki na najwyższym poziomie.
W czym tkwi tajemnica aktorskiego fenomenu jednej z największych gwiazd polskiego kina, teatru i kabaretu? Prawdopodobnie w tym, że Wiesław Gołas najczęściej grywał tzw. zwyczajnych, w pozytywnym sensie prostych ludzi. Ale w jego ujęciu nabierali oni cech, które przyciągały widzów do kin i przed ekrany telewizorów. Bo właśnie takich bohaterów chcieli oglądać! Nie superbohaterów, tylko postaci z krwi i kości.
Jak sam aktor opowiada, mama mu nie raz powtarzała, że swoją obecność na ziemskim padole zaznaczył niestandardowo, bo zamiast płaczu noworodka, usłyszała głośny śmiech. Również na wesoło aktor opowiada o pomyłce w metryce: - Oficjalnie, urzędowo, urodziłem się 4 października 1930 roku w Kielcach, a naprawdę 9 października. Przy chrzcie pijany organista wpisał do mojej metryki błędną datę, i tak już zostało.
I właśnie tak radośnie aktor wspomina wczesne, przedwojenne dzieciństwo. Uwielbiał razem z siostrą Basią i rodzicami śpiewać i muzykować. Prymusem nie był, ale za to wszędzie go było pełno, bo na brak pomysłów nigdy nie narzekał: strzelanie z procy, zabawy w Indian, a i nieraz bójki. Choć potrafił też zaskakiwać refleksyjnym zachowaniem, gdy zaszyty w pobliżu prawosławnej kaplicy wsłuchiwał się w dobiegające z niej pieśni. To prawdziwie szczęśliwe dzieciństwo miało przerwać wydarzenie, które zmieniło niejedno życie w Europie.
Zawierucha wojenna oderwała go od ojca - ogniomistrza 2. Pułku Artylerii Lekkiej Legionów w Kielcach, który trafił do niewoli, zbiegł z niej i wrócił do domu, lecz ponownie aresztowany, został stracony na Majdanku.
Sam Wiesław jako nastolatek wstąpił do Szarych Szeregów, uczestnicząc w akcjach małego sabotażu, m.in. kradzieży broni okupantowi. Niestety, jedna z nich dla młodego "Wilka", bo taki nosił pseudonim, zakończyła się w więzieniu gestapo. Trafił do celi, w której wcześniej przetrzymywano także jego ojca. Nie był ze względu na wiek traktowany inaczej niż starsi więźniowie. Trudne przeżycia nie zabiły w nim jednak ducha.
Powojenne początki aktorskiej kariery Wiesława Gołasa wiążą się z wyjazdem ze stolicy do Jeleniej Góry, gdzie po studiach na teatralne deski trafił m.in. z Franciszkiem Pieczką. Warto jednak wspomnieć o spędzonym "na prowincji" półtora roku, ponieważ właśnie tam aktor zadebiutował jedną z najważniejszych ról w jego życiu - zagrał Papkina w "Zemście". Potem miał jeszcze okazję wcielić się w bohatera Fredry w warszawskich teatrach: Dramatycznym i Polskim. Sam po latach mówił: - Każdy z nas ma coś z Papkina, bo jesteśmy jednocześnie i śmieszni, i tragiczni.
Choć teatr był naturalnym żywiołem aktora, który za rolę Gila w "Paradach" był oklaskiwany nawet na paryskiej scenie, polscy widzowie pokochali go za kreacje filmowe i telewizyjne. I mimo że aktor jako ulubione wspomina role właśnie w "Zemście", "Paradach" oraz te z Kabaretu Starszych Panów, w zbiorowej wyobraźni Polaków zagościł najpierw jako tytułowy "Ogniomistrz Kaleń" (dziś trudno sobie wyobrazić, że głównego bohatera miał zagrać Mariusz Dmochowski), a później serialowy kapitan Sowa, kultowy Tomek Czereśniak z "Czterech pancernych..." czy fajtłapowaty socjolog Stefan Waldek z "Dzięcioła" w reżyserii Jerzego Gruzy.
Wiele "od siebie" aktor podarował bohaterowi popularnego serialu "Droga" - Marianowi Szygule, zwanemu Mariankiem, o którym sam mówił: - Ujęła mnie przede wszystkim jego wrażliwość na cudze nieszczęścia, krzywdę i chęć niesienia pomocy. Piosenkę z serialu, pt. "Absolutnie", ze słowami Wojciecha Młynarskiego i muzyką Jerzego Derfla, nuciła cała Polska.
Choć młodsze pokolenia może dziś to dziwić, sława nigdy nie była dla Wiesława Gołasa celem. Może dlatego, że to, co najważniejsze, dawała mu rodzina - żona Maria i córka Agnieszka, autorka wydanej w ubiegłym roku przez Wydawnictwo Marginesy książki "Gołas" [autor korzystał z niej, pisząc artykuł - red.]. O zakłopotaniu aktora popularnością pisała: "Gdy ludzie na każdym kroku okazywali mu swój podziw i sympatię, zawsze czuł się nieco skrępowany". Wspominała także, że jeden z przyjaciół ojca nie bez powodu nazywał go "domownikiem".
Na dużym ekranie po raz ostatni Wiesław Gołas pojawił się w filmie Jana Jakuba Kolskiego "Szabla od Komendanta" (1995), gdzie z kolegami Bronisławem Pawlikiem, Franciszkiem Pieczką i Witoldem Pyrkoszem zagrał po prostu koncertowo. Za niespełna miesiąc aktor skończy 86 lat. Życzymy dużo zdrowia.
Adam Płosik