Reklama

"Wielki Szu": Zmęczony weteran szulerstwa

W czwartek, 16 maja, minęło dokładnie 30 lat od premiery filmu "Wielki Szu" w reżyserii Sylwestra Chęcińskiego. - Kino sensacyjne wysokiej próby, zahaczone o wycinek polskiej rzeczywistości - ocenia krytyk filmowy Andrzej Bukowiecki.

Na początku lat 80. reżyser Sylwester Chęciński miał na koncie takie tytuły jak komediową trylogię: "Sami swoi", "Nie ma mocnych", "Kochaj albo rzuć" czy serial "Droga". Dla scenarzysty Jana Purzyckiego opowieść o "Wielkim Szu" miała być fabularnym debiutem na dużym ekranie.

Historia skupiała się na szulerze, który po wyjściu z więzienia chciałby się ustatkować i nie wracać do hazardu. Żona jednak już dawno ułożyła sobie życie na nowo. Próbując znaleźć ustronne miejsce do zamieszkania, "Szu" trafia do miejscowości Lutyń, ale zamiast kupić dom, ogrywa w karty lokalnego prominenta i ucieka do Wrocławia. Przy okazji poznaje taksówkarza Jurka, który bardzo chciałby poznać tajniki karcianych oszustw. "Szu" niechętnie udziela mu pierwszych lekcji.

Reklama

- Jak w każdym dobrym filmie kryminalnym czy sensacyjnym - bohaterowie są tu wyposażeni w psychologię, osobowości. I przede wszystkim jest "Wielki Szu" - zmęczony weteran szulerstwa. Postać negatywna, która budzi naszą sympatię, zaciekawienie; która jest tak intrygująca, bo mimo wszystko ma swoją godność, moralność, kodeks. Jest też relacja mistrz-uczeń, w której poddane zostaje w wątpliwość, czy zawsze uczeń przewyższa mistrza - podkreśla Andrzej Bukowiecki.

Do tytułowej roli Chęciński postanowił zaangażować Jana Nowickiego. Aktor tak wspominał w programie TVP "Pytanie na śniadanie": - Błyskawicznie mnie przekonał, bo wiedziałem że mam do czynienia z kimś bardzo poważnym jeśli chodzi o zawód aktora. Szybko zaproponowałem mu zmianę swojego wizerunku: trochę przytyłem, szybko wyłysiałem. Jak przyjechałem do Szczawnicy, Sylwek mnie zobaczył i powiedział: "Witaj Szu".

W pozostałych rolach obsadzono m.in.: Andrzeja Pieczyńskiego, Dorotę Pomykałę, Leona Niemczyka, Karola Strasburgera, Grażynę Szapołowską i Jana Frycza.

- Jan Nowicki gra tu jedną ze swoich życiowych ról. Andrzej Pieczyński jest świetnie dobrany do Nowickiego - taki młody narwaniec, który chce wyrwać mistrzowi ten największy sekret. Trzeba pamiętać o tym słynnym, kultowym początku z Grażyną Szapołowską, który - jak słyszałem - był wycinany przez kinooperatorów - ocenia Andrzej Bukowiecki.

Zdjęcia do filmu powstawały w Wambierzycach "grających" Lutyń, Wrocławiu i Warszawie. Na planie reżyser nieustannie współpracował ze scenarzystą. "Wiele zmieniałem w scenariuszu, ale zmieniałem razem ze scenarzystą, który nie opuszczał planu. Był otwarty na współpracę, gotów do przyjęcia każdej przeróbki, miał pomysły i inicjatywę. To było wręcz pogotowie literackie na planie" - opowiadał Sylwester Chęciński na łamach czasopisma "Film".

- Warto zwrócić uwagę na fantastyczne zdjęcia trochę zapomnianego operatora Jerzego Stawickiego, a także na reżyserię i montaż. My rozumiemy dokładnie te rozgrywki karciane, nie gubimy się w tym. To też jest przykład bardzo solidnej roboty - mówi Andrzej Bukowiecki.

Premiera filmu odbyła się 16 maja 1983 roku. Obraz zyskał przychylność recenzentów. "... zwykłe kino. Szanujące reguły gry, w którym za dobre się wynagradza, kamera nie narzuca swojej obecności, piękna kobieta może się przyśnić a przeznaczenie jest wpisane w zmęczone spojrzenie Wielkiego Szu. Do dzisiaj nie wstydzą się tej zwykłości wielkie szkoły filmowe, szczególnie amerykańskie. U nas takie kino nie może się przebić, może jest już zresztą zbyt późno. Dlatego 'Wielki Szu' jest jak powrót do początku fascynacji, która trzyma nas jeszcze w kinie, mimo wszystko" - podkreślał Maciej Zalewski w miesięczniku "Kino".

Krytyk zwrócił również uwagę na tło historyczne fabuły. "'Wielki Szu jest niechcący jedną z lepszych analiz lat 70-tych w polskim kinie. Świat hoteli, grillów, dziewczyn z dyskotek, łatwych pieniędzy, układów, jak w refrenie 'fin-de-sieclowej' piosenki: 'Victoria hotel, hotel moich snów, tutaj jak w telewizorze, poznasz niebo i stereo raj - dziś twoja szansa'" - pisał Zalewski.

"Wielki Szu" szybko stał się kasowym przebojem roku 1983. Bilety na seanse kupiło ponad 2 miliony widzów. Taki sukces zaskoczył samych twórców. "Była zasada, że jeśli film po dwóch latach zwracał się finansowo, autor otrzymywał określone tantiemy. Już po trzech miesiącach od premiery dostałem czterokrotną kwotę tej stawki" - wspominał Chęciński w "Angorze".

Na początku 2011 roku w mediach pojawiły się informacje o przygotowaniach do nakręcenia drugiej części "Wielkiego Szu". Jan Purzycki napisał scenariusz, za kamerą ponownie miał stanąć Sylwester Chęciński, a w "Szu" wcielić się Jan Nowicki. Aktor przy okazji zapowiadał, że ta rola może być jego pożegnaniem z kinem.

"Wiem jedno, ponowne pojawienie się w kontynuacji przygód o jednym z największych hazardzistów w polskim kinie to doskonała okazja, by spektakularnie powiedzieć widzom: 'Goodbye i bawcie się dobrze'" - podkreślał Jan Nowicki na łamach "Polska The Times". Do realizacji projektu jednak nie doszło.

- Dobre kino rozrywkowe jest zawsze potrzebne. Chęciński w "Wielkim Szu" pokazał lwi pazur i powiedział: patrzcie, jestem świetnym reżyserem, dostałem doskonały scenariusz i nie zmarnowałem okazji, wiedziałem kogo obsadzić, jak poprowadzić akcję. W efekcie powstał świetny rozrywkowy produkt, który przetrwał próbę czasu i jest do dzisiaj przy emisjach telewizyjnych bardzo lubiany. W kategorii kina sensacyjnego "Wielki Szu" należy do polskiej klasyki filmowej - podkreśla Andrzej Bukowiecki.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Jan Nowicki | Sylwester Chęciński | Wielki Szu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy