"Wielka rola" Bogusława Lindy?
- Postanowiliśmy obsadzić go w takiej a nie innej roli i zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jest to wyzwanie producenckie, reżyserskie i aktorskie - o roli Bogusława Lindy w obrazie "Trzy minuty. 21:37" mówił na poniedziałkowej konferencji prasowej reżyser Maciej Ślesicki.
Bogusław Linda gra sparaliżowanego po wypadku malarza. Jest to kolejne filmowe spotkanie Ślesickiego z tym aktorem.
- Myślę, że Bogusław wybrnął z tego fantastycznie. Pozbawiłem go wszystkich możliwości interpretacji aktorskiej. Zostawiłem mu tylko oczy i monologi, które dograliśmy. Myślę, że to jest wielka rola i będzie z czasem coraz bardziej doceniana. Jest zupełnie inna niż te, które robiliśmy razem w latach 90. - mówił Ślesicki, dodając, że wątek reżysera, w którego wcielił się Krzysztof Stroiński, częściowo inspirowany był życiem jego samego.
Bogusław Linda powiedział, że było kilka powodów, dla których przyjął rolę w "Trzech minutach...":
- Przeczytałem scenariusz, mam zaufanie do Maćka Ślesickiego i się z nim przyjaźnię. (...) To, co mi zaproponował, było szalonym wyzwaniem. Myślę, że w życiu zawsze warto się mierzyć z wyzwaniami, które są - bądź nie - do zrealizowania, natomiast warto o nie powalczyć - powiedział Linda, dodając, że "obaj z reżyserem musieliśmy się dowiedzieć, jak to wygląda".
- Co taki człowiek robi, co myśli i czy w ogóle myśli. Co się z nim może dziać i jak to teraz przenieść na język filmowy. Ważne było, żeby coś z tego zostało, a jednocześnie nie było tylko fizjologią, czyli tym, czego człowiek nie chce pamiętać, od czego ucieka - aktor ujawnił, jak przygotowywał się do roli.
Kulminacyjny moment akcji filmu Ślesickiego rozgrywa się 9 kwietnia 2005 roku o 21:37, kiedy w bezprecedensowym geście jedności miliony Polaków wyłączyły światła w swoich domach. Jednocześnie wyzwoliła się energia emocjonalna o niespotykanym potencjale. Jak twierdzą naukowcy - w tamtym momencie mógł wydarzyć się każdy ziemski cud.
Te trzy minuty stanowią punkt zwrotny w życiu bohaterów filmu. Wrażliwy chłopak, który nie potrafi pogodzić się z otaczającą go agresją i sam sięga po przemoc. Reżyser, który nie chce już robić filmów i zamiast wykorzystać szansę na wielką międzynarodową produkcję, zakochuje się w swojej nauczycielce angielskiego. Malarz po wypadku uwięziony we własnym ciele oraz ojciec, który stara się chronić synka przed swoją przeszłością. Losy ich wszystkich splotą się w ciągu trzech minut.
Każdy z bohaterów filmu ma swoją historię, konkretny problem. To, co ich spotyka, wymusza na każdym z nich radykalne przewartościowania, podejmowanie najbardziej dramatycznych decyzji, zmianę stosunku do otaczającego świata i ludzi. Ich losy przenikają się tworząc sieć wzajemnych relacji.
Mimo że tło filmu stanowi śmierć papieża Jana Pawła II, twórcy nie chcą, by film był kojarzony tylko z papieżem. - To nie jest tak zwany film papieski, czyli nie jest to film, który chce odcinać kupony od papieża. To jest film, który ma zmusić do myślenia. Nie zamierzaliśmy powierzchownie pokazywać historii naszych bohaterów - powiedział Ślesicki.
- Każdy może odbierać ten film inaczej. Niektórzy potraktowali to, jako po prostu trzy historie, które się przenikają, a niektórzy bardzo głęboko się zastanowili nad polskim katolicyzmem i kondycją naszego kraju - powiedział reżyser "Trzy minuty. 21:37".
Każdy z bohaterów w tym filmie ma swoją część. Widz może zobaczyć świat z każdej z pokazanych tam perspektyw. Postacie występujące w jednym wątku, jako główne, w innych pojawiają się, jako drugoplanowe, a wszystkie historie przenikają się tworząc układankę.
W "Trzy minuty. 21:37" zagrali m.in.: Bogusław Linda, Krzysztof Stroiński, Paweł Królikowski, Agnieszka Grochowska, Marcin Walewski, Modest Ruciński i Lidia Sadowy.
Obraz trafi na ekrany kin 1 kwietnia.
Zobacz zwiastun filmu "Trzy minuty. 21.37":