Więckiewicz: Najlepszy polski aktor
Nie jest przystojny (ma m.in. wielką bliznę na czole i nos przypominający przysłowiową klamkę od zakrystii). Nie zabiega o popularność, nie zależy mu na celebryckim życiu ani tanim poklasku. Sukcesem, czytaj uznaniem polskiej widowni, przyszło mu się cieszyć dopiero po czterdziestce. Mimo tych "wad", Robert Więckiewicz to obecnie najwybitniejszy polski aktor.
W ciągu trzech miesięcy - pomiędzy październikiem tego, a styczniem przyszłego roku - w kinach pojawią się aż trzy (a licząc krótkometrażowy "4:13 do Katowic" cztery!) filmy z jego udziałem. Nie znaczy to jednak wcale, że Więckiewicz ma okres parcia na szkło i gra we wszystkim, co brzydko mówiąc, się nawinie. Wręcz przeciwnie. Bardzo skrupulatnie wybiera kolejne propozycje, dba o to, aby nie dać się zaszufladkować i by jego bohaterowie znacznie się od siebie różnili.
Jest i będzie go na kinowych afiszach tak dużo, bo po prostu jest obecnie najlepszy i zgarnia najciekawsze męskie role. A takimi są na pewno te, w które wcielił się w nowych filmach Marka Koterskiego ("Baby są jakieś inne"), Grega Zglinskiego ("Wymyk") i Agnieszki Holland ("W ciemności", premiera 6 stycznia 2012 roku).
Mało kto pamięta jednak, że Robert Więckiewicz do aktorskiej ekstraklasy awansował zaledwie pięć lat temu. Wówczas na ekrany kin wszedł obraz "Wszystko będzie dobrze" Tomasza Wiszniewskiego, za rolę w którym nagrodzono go Orłem i Złotym Lwem. Wcześniej grał filmowe ogony i serialowe epizody, a nawet podkładał głos do... animowanych "Atomówek".
Co ciekawe, pierwsze aktorskie kroki Więckiewicz stawiał już ponad dwie dekady temu, bo na początku lat 90., u Jerzego Skolimowskiego ("Ferdydurke"), Feliksa Falka ("Samowolka") i Władysława Pasikowskiego ("Psy II: Ostatnia krew"). Były to co prawda zaledwie epizody, ale czy można sobie wyobrazić, by zadebiutować u bardziej znaczących polskich reżyserów?
Więckiewicz był zresztą wtedy jeszcze studentem (dyplom zdobył na PWST we Wrocławiu w 1993 roku), dlatego małe role u uznanych twórców były z pewnością spełnieniem marzeń dla chłopaka z Nowej Rudy, dla którego aktorstwo było swego rodzajem ucieczką od kopalnianego miasteczka, 25 lat pod ziemią i dojmującej biedy.
Po obiecującym początku, przyszło jednak sześć lat, w ciągu których nie pojawiły się dla młodego aktora żadne interesujące filmowe propozycje. W efekcie Więckiewicz godził się na takie role, jak: robotnik w produkcji "Poznań 56" Filipa Bajona, "Goryl" w "Amoku" Natalii Korynckiej-Gruz, Kozak w "Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana czy wreszcie patolog przeprowadzający sekcję zwłok w "Sezonie na leszcza" Bogusława Lindy. Przyjmował też propozycje serialowych epizodów w popularnych: "M jak miłość" czy "Na dobre i na złe".
Więckiewicz, Woronowicz i... zakupy:
W kolejnych latach pojawiał się w bardziej uznanych produkcjach, m.in. w filmach "Pół serio" i "Ciało" duetu Konecki-Saramonowicz czy "Pieniądze to nie wszystko" i "Superprodukcja" Juliusza Machulskiego, ale wciąż były to role drugo- i trzecioplanowe. Nieco poważniejszym aktorskim wyzwaniem okazała się kreacja Roberta "Cumy" Cumińskiego w kryminale "Vinci". Wciąż nieznanemu szerszej widowni aktorowi powierzył ją wspomniany już Machulski, który w trakcie pracy nad dwoma poprzednimi produkcjami widocznie dostrzegł talent w zbliżającym się wówczas do czterdziestki artyście.
Zaufał i polubił Więckiewicza na tyle, że w kolejnych filmach wciąż na niego stawiał (po "Vinci" aktor zagrał m.in. w wyreżyserowanym przez twórcę segmencie "Sushi", składającym się na nowelowy "Solidarność, Solidarność..."). Sęk w tym, że oprócz reżysera "Kilera" wciąż nikt inny nie chciał powierzyć głównej roli Więckiewiczowi.
Z tego powodu aktor po raz kolejny musiał się zadowolić zaledwie epizodami w "Fundacji" Filipa Bajona, telewizyjnej "Miłości w przejściu podziemnym" Janusza Majewskiego czy "Francuskim numerze" Roberta Wichrowskiego. Swego rodzaju szansą był udział w obrazie Łukasza Karwowskiego "Południe-Północ", gdzie artysta dostał aż pięć ról (Zakonnik / Kleń / Grzybiarz / Tirowiec / Maniek), ale nawet wówczas "pierwsze skrzypce" grali Agnieszka Grochowska i podobnie jak w "Vinci" (już dużo bardziej znany) Borys Szyc.
I pewnie tkwiłby Więckiewicz na tym trzecim planie do tej pory, gdyby nie... Juliusz Machulski, który jako producent obrazu Tomasza Wiszniewskiego "Wszystko będzie dobrze" miał najpewniej wpływ na to, że główna rola trafiła do jego nowego ulubionego aktora. Wspominałem już, że za rolę wuefisty-pijaka, który pomaga nastoletniemu chłopcu w karkołomnym biegu do Częstochowy, artysta otrzymał nagrodę na festiwalu w Gdyni, ale ważniejsze było wówczas to, że w końcu pokazał jak ogromne możliwości w nim drzemią, a zarazem dał się poznać szerokiej widowni i środowisku filmowemu.
Złoty Lew Więckiewicza:
Rok 2007 w ogóle był dla aktora udany, bo oprócz kreacji u Wiszniewskiego zagrał też jedną z głównych ról w serialu "Odwróceni", a następnie w jego filmowej kontynuacji - "Świadku koronnym". Jego Jan "Blacha" Blachowski, nawrócony gangster, który stara się za wszelką cenę chronić swoją rodzinę, bardziej przypadł do gustu widzom niż policjant Sikora (Artur Żmijewski) w telewizyjnej i dziennikarz Kruk (Paweł Małaszyński) w filmowej wersji opartej na faktach historii.
Kolejne lata to już rozkwit talentu Więckiewicza. Początkowo musiał się co prawda zadowolić jeszcze drugoplanowymi występami w obrazach (znowu) Machulskiego ("Ile waży koń trojański?") oraz Saramonowicza i Koneckiego ("Lejdis"), a także w "Winie truskawkowym" Dariusza Jabłońskiego czy "Nigdy nie mów nigdy" Wojciecha Pacyny, ale widać było, że jest go coraz więcej na ekranie, twórcy się do niego przekonują i propozycje głównych ról to czysta formalność.
Dowiodły tego trzy ostatnie lata, w których Więckiewicz był jednym z najbardziej zapracowanych polskich aktorów, dzięki czemu nie ma chyba obecnie w naszym kraju osoby, dla której jego nazwisko byłoby anonimowe. Które jego kreacje były w tym czasie najwybitniejsze?
Warte docenienia są na pewno wszystkie, bo Więckiewicz co rusz dowodzi, jak bardzo jest kompletnym aktorem i jak dużo potrafi wnieść nawet małą rólką (jak np. w "Domie złym" Wojciecha Smarzowskiego czy "Zero" Pawła Borowskiego). Artysta zdecydowanie nie unika, a wręcz dowodzi, że można się realizować w diametralnie różnych gatunkach filmowych, z równą maestrią grając w komedii z elementami horroru ("Kołysanka"),kryminale ("Trick"), filmie sensacyjnym ("Zwerbowana miłość"), obyczajowym (słowacki "Spokój w duszy"), kostiumowym ("Śluby panieńskie") czy wreszcie w dramacie politycznym ("Różyczka").
Najlepsze, bo pokazujące pełnię aktorskiego potencjału, ale i najbardziej wymagające okazały się jednak pierwszoplanowe role, o których wspominałem na początku: w filmach Koterskiego, Zglinskiego i Holland. Sam artysta przyznaje, że po dwóch ostatnich potrzebował dziesięciu miesięcy, żeby się "wyzerować" i dojść do siebie.
Czy może być jednak inaczej, biorąc pod uwagę, jakie stany psychiczno-emocjonalne musiał na ekranie oddać? Kanalarz ratujący Żydów w czasie II wojny światowej, biznesmen, który nie staje w obronie brata wyrzucanego z jadącego pociągu, to materiał bardzo wymagający i niewielu artystów w naszym kraju byłoby sobie w stanie z nim poradzić. Podobnie jak zresztą z 90 minutami grania wyłącznie mimiką i delikatną gestykulacją, jak to miało miejsce w wypadku obrazu "Baby są jakieś inne".
A skoro o tym mowa, to warto przybliżyć, w jaki sposób artysta pracuje nad rolą, bo tym również wyróżnia się spośród innych osób uprawiających ten zawód. Po pierwsze nie uczy się nigdy całej roli na pamięć, zawsze zostawia sobie miejsce na pewną naturalność - wynika to z tego, że woli grać niż odgrywać, po drugie, szuka skupienia w chaosie - w efekcie przed hasłem: "akcja" nie stara się wyciszyć, tylko wręcz przeciwnie, wszędzie jest go pełno, przez co przeszkadza innym aktorom. Jak wiadomo liczy się jednak końcowy efekt (ten zaś jest świetny), a nie sposób, w jaki się go osiągnęło.
Niedawno ogłoszono, że w przyszłym roku Więckiewicz stanie przed jeszcze większym, niż miało to miejsce w wypadku "Wymyku" czy "W ciemności", aktorskim wyzwaniem. Będzie musiał się zmierzyć z postacią wciąż żyjącą, której życiorys i skomplikowane losy zna cała Polska. Czy Andrzej Wajda podjął słuszną decyzję okaże się już niebawem. Ale powiedzmy sobie szczerze, kto inny mógłby się zmierzyć z legendą Lecha Wałęsy, niż najlepszy obecnie polski aktor.
Najnowsza popisowa rola Więckiewicza: