Reklama

Więckiewicz do Oscara?

Jeszcze niedawno cieszył się z każdej roli. Dziś Robert Więckiewicz pracuje z najlepszymi reżyserami, przebiera w propozycjach i właśnie zagrał legendarnego polityka - Lecha Wałęsę

Gdybym nieustannie myślał, że gram przywódcę Solidarności, albo rozważałbym, co to znaczy dla mojej kariery, sparaliżowałoby mnie - powiedział w jednym z wywiadów. A byłoby o czym myśleć - nie dość, że to postać kontrowersyjna, wciąż aktywna, że za reżyserię wziął się mistrz Wajda, to jeszcze wiadomo było, że film wzbudzi ogromne zainteresowanie. Bo jeśli w grę wchodzi Lech Wałęsa, to sprawa robi się narodowa.

Tym większą odwagą musiał wykazać się aktor obsadzony w głównej roli. Po obejrzeniu zdjęć ucharakteryzowanego Więckiewicza jasne było, że lepszego Wałęsy nie można sobie wymarzyć. Przynajmniej z wyglądu. Pozostawała obawa, czy sobie poradzi z oddaniem specyficznego sposobu mówienia i złożonego charakteru byłego prezydenta.

Reklama

Gotowy film rozwiewa jednak wątpliwości. Robert Więckiewicz jest Wałęsą! Udało mu się nie przerysować postaci, choć film ma mnóstwo komicznych scen. - Dostałem od produkcji parę stron bon motów Wałęsy w stylu: 'Jestem za, a nawet przeciw' czy 'Ja zawsze myślę to, co mówię'. Chodziło o to, by wpleść je, kiedy nadarzy się okazja - opowiadał aktor.

Pomogła mu też świetna charakteryzacja. Na planie nosi oryginalny sweter Wałęsy, który został wypożyczony z Muzeum Solidarności w Gdańsku i przysporzył aktorowi nieco kłopotu. Nie tylko był bardzo ciasny, nie tylko gryzł, ale był też pilnowany przez dwóch ochroniarzy, którzy dbali o to, by eksponat w nienaruszonym stanie przetrwał filmową przygodę.

Po pokazie "Wałęsy. Człowieka z nadziei" prasa wołała z zachwytem: "Polski Robert De Niro!", "Lepszy od oryginału!", "Kandydat do Oscara!". Jedynym niezadowolonym wydawał się... Lech Wałęsa.


- Nie jestem takim bufonem, jak to zostało pokazane w filmie - oświadczył. Po czym, z właściwą sobie niekonsekwencją, po świetnie przyjętym pokazie w Wenecji zmienił zdanie. - Było naprawdę OK - powiedział Więckiewiczowi.

Że było OK sądzi też Polski Instytut Sztuki Filmowej, który zgłosi film Wajdy jako polskiego kandydata do Oscara. Kto wie, może ktoś doceni też Więckiewicza? Byłby pierwszym polskim aktorem z Oscarem. Jak tu nie zwariować pod takim gradem pochwał?

Kogo można zagrać po Wałęsie? Na to pytanie odpowiedź pomogli znaleźć Juliusz Machulski i Wojciech Smarzowski. Pierwszy obsadził go w roli Hitlera w "AmbaSSadzie", drugi - pijaka w "Pod Mocnym Aniołem". Tak dla równowagi.


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

To i Owo
Dowiedz się więcej na temat: Robert Więckiewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy