Reklama

Widzowie zniesmaczeni filmem o zabójstwie Sharon Tate

"Pewnego razu w... Hollywood" Quentina Tarantino nie jest jedynym tegorocznym filmem traktującym o zabójstwie Sharon Tate. W piątek 5 kwietnia amerykańscy widzowie będą mogli zobaczyć inny obraz poświęcony tej tragedii. Jego recenzje są jednak skrajnie negatywne, a zastosowane przez jego twórców rozwiązania fabularne budzą niesmak.

"Pewnego razu w... Hollywood" Quentina Tarantino nie jest jedynym tegorocznym filmem traktującym o zabójstwie Sharon Tate. W piątek 5 kwietnia amerykańscy widzowie będą mogli zobaczyć inny obraz poświęcony tej tragedii. Jego recenzje są jednak skrajnie negatywne, a zastosowane przez jego twórców rozwiązania fabularne budzą niesmak.
Sharon Tate /Silver Screen Collection /Getty Images

Do tragedii doszło w nocy z 8 na 9 sierpnia 1969 roku. Żona Romana Polańskiego i czwórka jej przyjaciół zostali zamordowani przez członków bandy Charlesa Mansona. Chociaż przywódcy sekty nie było na miejscu zbrodni, doszło do niej z jego rozkazów. W chwili śmierci Tate była w dziewiątym miesiącu ciąży.

Tarantino zamierza skupić się na wpływie tych zabójstw na Hollywood i przedstawić je jako zakończenie ery niewinności amerykańskiej kinematografii. Reżyser "Pulp Fiction" słynie z zamiłowania do wyolbrzymionej przemocy. Wiele osób obawia się, że opowiadając o zabójstwie Tate przekroczy on granicę dobrego smaku.

Reklama

Fakt, że scenariusz Tarantino otrzymał aprobatę siostry zamordowanej aktorki, powinien działać na sceptyków uspokajająco. Morderstwo ma być jedynie tłem historii. Na pierwszym planie znajdą się postaci fikcyjne: aktor z westernowych seriali Rick Dalton (Leonardo DiCaprio) oraz jego najlepszy przyjaciel, kaskader Cliff Booth (Brad Pitt).

Z akceptacją rodziny Tate raczej nie spotkaliby się twórcy innego filmu - "The Haunting of Sharon Tate" Daniela Farrandsa. Przedstawia on przebieg tragedii w konwencji horroru w rodzaju "Halloween". W żonę Polańskiego wcieliła się w nim dawna gwiazda Disney’a Hillary Duff. Według większości recenzentów rezultat jest bliski najgorszemu z możliwych.

"Hilary Duff i morderstwa popełnione przez bandę Mansona - co mogło pójść źle?" - pyta ironicznie na początku swojego tekstu David Ehrlich, recenzent serwisu "Indiewire". Na filmie nie zostawia suchej nitki. Sugeruje, że skłania on do wprowadzenia licencji na pisanie scenariuszy. Zwraca także uwagę, że Farrands reżyserował wcześniej tanie i brutalne horrory, a historię Tate traktuje jako pretekst do nakręcenia jeszcze jednego.

Ehrlich ocenił także skrajnie negatywnie pomysł na ukazanie aktorki jako popadającej w psychozę i przewidującej własną śmierć. Twórcy filmu bazowali w tym wątku na plotkach, które po tragedii rozsiewały brukowce i tanie czasopisma o zjawiskach paranormalnych.

Najgorzej ocenia jednak zakończenie, w którym zamordowana aktorka w scenie wizyjnej brutalnie mści się na swoich oprawcach a następnie spogląda na swoje ciało. Recenzent nazywa film "okrutnym" i "sadystycznym". Zauważa także, że reżyser chciał zawrzeć w nim głębszą myśl, ale od prostego fatalizmu serii "Oszukać przeznaczenie" dzieli go mniej więcej podobna odległość, co "Bohemian Rhapsody" i "Amadeusza" pod względem jakościowym.

Podobnego zdania są inni krytycy. Wes Greene, recenzent "Slant Magazine" stwierdził, że jest coś wysoce niesmacznego w przedstawieniu Tate jako "tej szalonej" w filmie, w którym pojawia się Charles Manson i członkowie jego sekty. Z kolei Anne Cohen zwraca uwagę na tandetne wykonanie całej produkcji, która bardziej od filmu przypomina fabularne przerywniki w jednym z odcinków serialu dokumentalnego.

"Pewnego razu... w Hollywood" ma swą polską premierę 9 sierpnia 2019 roku. "The Haunting of Sharon Tate" 5 kwietnia 2019 roku będzie miał swą premierę w amerykańskich serwisach VOD. Film ma znikome szanse na znalezienie kinowej dystrybucji w Polsce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Hilary Duff
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy