Wenecja 2022: Surrealistyczna podróż Alejandro Inarritu i Cate Blanchett w filmie Todda Fielda
Na 79. festiwalu w Wenecji zaprezentowano film "Bardo, False Chronicle of a Handful of Truths" Alejandro Gonzaleza Inarritu, czyli surrealistyczną, emocjonalną podróż twórcy do Meksyku i w głąb samego siebie. Po 16 latach nieobecności na wielki ekran powrócił Todd Field z filmem "Tar", w którym pierwszoplanową rolę zagrała Cate Blanchett.
"Bardo, False Chronicle of a Handful of Truths" to kolejny obraz Inarritu po "Zjawie", która w 2016 roku zapewniła mu Oscara za najlepszą reżyserię i zarazem pierwszy od czasu "Amores Perros" film, który zrealizował w Meksyku.
Głównym bohaterem tej surrealistycznej farsy jest pogrążony w kryzysie wieku średniego meksykański dziennikarz i dokumentalista Silverio (w tej roli Daniel Gimenez Cacho), który ma otrzymać w Stanach Zjednoczonych branżową nagrodę, zazwyczaj przyznawaną Amerykanom. Wydarzenie sprawia, że mężczyzna zaczyna zadawać sobie pytania dotyczące tożsamości i miejsca, które uważa za dom. Wspomina rodziców i dziecko, które stracił. Konfrontuje się także z lękami dotyczącymi przyszłości swojej rodziny, przyjaźni oraz życia zawodowego.
"Razem z moją rodziną obchodzimy dziś bardzo ważną rocznicę. 1 września 2001 roku wyjechaliśmy do Los Angeles. Mieliśmy wielkie plany, projekt do zrealizowania. Sądziliśmy, że zostaniemy w Stanach Zjednoczonych rok. Okazało się, że spędziliśmy tam 21 lat" - powiedział reżyser podczas konferencji prasowej poprzedzającej premierę.
"Kiedy człowiek opuszcza swój kraj, czuje się samotny i częściej rozmyśla o kwestii tożsamości, poczuciu przynależności, historiach, którymi w młodości nasiąkał. Dla mnie Meksyk nie jest już wyłącznie państwem, ale stanem umysłu. Zresztą każde państwo nim jest. Kiedy wracasz do kraju, z którego pochodzisz - co miało miejsce podczas kręcenia 'Bardo...' - to trochę tak jakbyś przeglądał się w lustrze albo spotkał dawno niewidzianego przyjaciela" - dodał.
Inarritu nawiązał do sceny, w której główny bohater "Bardo..." rozmawia ze swoim zmarłym ojcem. Starszy mężczyzna ostrzega Silveria, że "sukces może go zatruć".
"Te słowa odzwierciedlają skomplikowaną relację mojego taty z sukcesem. Bo kiedy coś osiągasz, pojawia się pokusa dumy, która może być odurzająca. Z drugiej strony, człowiek sukcesu ma świadomość nieuchronnych trudności, wyzwań. Taka jest kolej rzeczy, trzeba się z tym pogodzić. Zwykło się nawet mówić, że ludzie, którzy odnieśli sukces, pracują coraz więcej. Muszę przyznać, że dla mnie uznanie było ważne. Ale wiem, że ono może wiązać się z oczekiwaniami i odpowiedzialnością, którym trzeba stawić czoło. Uczenie się tego było procesem" - zaznaczył.
Dodał, że "Bardo..." zrobił sercem, nie umysłem. "Ten film jest emocjonalną podróżą, nie autobiografią. Jednak dzieląc się pewnymi wątpliwościami i niepewnością, eksplorując różne uczucia, ujawniam wiele o sobie. Kiedy dzielisz się swoim sercem, dzielisz się sobą" - podsumował twórca.
Pytany o współpracę z Netfliksem, Inarritu podziękował przedsiębiorstwu streamingowemu za zapewnienie mu wolności artystycznej i podjęcie decyzji o wprowadzeniu tytułu w Meksyku i USA również do dystrybucji kinowej.
"Luis Bunuel powiedział kiedyś, że kino jest wyreżyserowanym snem. Całkowicie się z tym zgadzam (...). Przedstawiciele Netfliksa wykazali się wspaniałomyślnością, pozwalając publiczności doświadczyć tego filmu w kinie. To dla mnie naprawdę ważne. Z drugiej strony - odkąd sięgam pamięcią - moje pokolenie oglądało filmy na ekranie telewizora. Miałem całą kolekcję kaset VHS z klasyką filmową. Technologia poszła do przodu, ale tym, co pozostało, jest idea. Chodzi o to, by widzowie mieli dostęp do dzieł filmowych w każdej chwili. Netflix jest częścią systemu" - zwrócił uwagę.