Reklama

Walczą o nią najlepsi

Ma 24 lata, a już zabiegają o nią najlepsi reżyserzy. Trafiła też na listę najbogatszych celebrytów "Forbesa"! Emma Stone to nowa gwiazda Hollywood.

Jej kariera wkroczyła w taką fazę, że może przebierać w ofertach, a nawet jest zmuszona z powodu konfliktu terminów rezygnować z interesujących przedsięwzięć! Na ogłoszonej w ubiegłym tygodniu liście stu najbogatszych celebrytów amerykańskiego magazynu "Forbes" znalazła się na 84. miejscu.

Co ciekawe, Andrew Garfield (jej partner z "Niesamowitego Spider-Mana", a w życiu prywatnym - chłopak) nawet nie został na niej uwzględniony. W ciągu ostatniego roku zarobiła 16 milionów dolarów.

Niedawno gruchnęła wieść, że Emma Stone wycofała się z udziału w "Crimson Peak", horrorze znanego reżysera Guillermo del Toro. Nie zrobiła tego jednak dla kaprysu.

Reklama

Jej terminarz jest napięty. Już latem stanie - obok m.in. Colina Firtha - na planie nowego filmu Woody'ego Allena, realizowanego na południu Francji. A ostatnio w Nowym Jorku, gdzie pracuje nad drugą częścią "Niesamowitego Spider-Mana", została przyłapana na lunchu z Juddem Apatowem, producentem blisko 30 kasowych komedii.

To właśnie rolą w jego filmie "Supersamiec" rozpoczynała swoją karierę. Spekuluje się, że takie spotkanie może oznaczać tylko jedno: kolejną propozycję zawodową.

Emma twierdzi, że wybieranie ról przez aktora można porównać do słuchania piosenek w radiu: - Po wielu niezłych utworach nagle pojawia się ten jeden, cudowny. I od razu czujesz, że musisz zatańczyć do tej melodii.

Jak sama mówi, ukradła to porównanie Ryanowi Goslingowi, ale bardzo jej się spodobało. Zresztą od dziecka (wtedy jeszcze nosiła imię Emily) przywykła robić to, co chce. Już jako 11-latka pojawiła się na deskach regionalnego teatru młodzieżowego w Phoenix. Zagrała w tak wielu przestawieniach, że rodzice pozwolili jej zostać zawodową aktorką.

Do tego zadania też podeszła bardzo profesjonalnie - przygotowała na komputerze specjalną prezentację. Zadziałało! Mając zaledwie 15 lat, przeniosła się z matką do Los Angeles, gdzie codziennie pilnie chodziła na castingi, a wieczorami uczyła się w domu.

Gdy próbowała zarejestrować się w Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych, zobaczyła, że w bazie figuruje już inna Emily Stone, szybko zmieniła więc imię na Emma.

- Moja agentka straszyła mnie, że imię to jeszcze nie wszystko, bo w Hollywood szanse mają głównie blondynki. Ja tymczasem miałam już na głowie wszystkie możliwe kolory - śmieje się Emma. Jak się potem okazało, w przypadku jej talentu i urody kolor włosów zupełnie nie odgrywał roli.

To i Owo
Dowiedz się więcej na temat: Emma Stone
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy