Reklama

W poszukiwaniu "miejsca za sosnami"

Poznali się na planie "Blue Valentine", produkcji, która zyskała uznanie zarówno krytyków, jak i publiczności. Wspólna praca spodobała się im do tego stopnia, że Ryan Gosling i Derek Cianfrance postanowili zrealizować razem kolejny film. Efektem tego jest "Drugie oblicze", które właśnie weszło na ekrany polskich kin.

Ryan Gosling jest zazwyczaj skromny, kiedy rozmowa schodzi na tory jego nakręconych na potrzeby "Drugiego oblicza", spektakularnych sekwencji jazdy na motocyklu. "No tak, coś tam z tego sam zrobiłem" - wzrusza ramionami. "Ale za wiele fajnych rzeczy w tym filmie odpowiadają kaskaderzy" - dodaje.

Reżyser wspomnianej produkcji, Derek Cianfrance, ma jednak odmienne zdanie. Za każdym razem, kiedy ogląda swój gotowy film, który miał premierę na festiwalu filmowym w Toronto, cały czas nie może się nadziwić, że Gosling wyszedł bez szwanku z karkołomnej sekwencji kaskaderskiej, w której przejeżdża motocyklem na pełnej prędkości przez skrzyżowanie pełne jadących samochodów.

Reklama

Scena wygląda fantastycznie, ale Cianfrance ciągle nie potrafi jej oglądać bez widocznego stresu na twarzy. "Ryan wykonał jeden z najbardziej niesamowitych motywów kaskaderskich w całym filmie" - mówi reżyser.

"Chciałem nakręcić na jednym ujęciu scenę, w której grany przez Goslinga Luke rabuje bank, po czym wychodzi, wsiada na motocykl i będąc ściganym przez policję, wjeżdża na pełnym gazie na ruchliwe skrzyżowanie" - tłumaczy.

"Ryan musiał ominąć na skrzyżowaniu 36 samochodów, a nakręcenie najlepszego ujęcia zajęło nam 22 duble. I to właśnie Gosling za każdym razem siedział na motocyklu. A ja za każdym razem martwiłem się, że jakiś samochód w niego uderzy, tak niebezpieczne to było" - przekonuje.

Jednakże Gosling szybko przerzuca pochwały na kaskadera, Ricka Millera, zawodowca, który trenował go miesiącami przed rozpoczęciem zdjęć do filmu i który w wielu scenach robił za jego dublera.

"W scenach kręconych na jednym ujęciu, zawsze występowałem ja" - wyjaśnia Gosling. - "Ale wiele scen kaskaderskich wykonywał Rick. Jest najlepszy w swoim fachu. Uczyłem się jeździć na motocyklu jakiś czas przed rozpoczęciem zdjęć, a on pokazał mi wiele swoich sztuczek, ale przyswojenie tego wszystkiego zajęłoby mi całe życie. Starałem się po prostu wypaść najlepiej jak potrafiłem".

Czy to było straszne? "Tak, myślę, że czasami powinno być trochę strasznie. Kiedy przestajesz się bać, musisz sobie odpuścić. Kiedy twoje myśli zaczynają gdzieś wędrować, wtedy pojawiają się kłopoty" - dodaje aktor.

Cianfrance i Gosling pracowali razem po raz pierwszy przy znakomicie przyjętym przez krytykę i widzów filmie "Blue Valentine" z 2010 roku. Aktor mówi, że ponowne spotkanie na planie "Drugiego oblicza" było co najmniej równie satysfakcjonujące.

"Bardzo się cieszyłem, że będziemy mogli po raz kolejny razem pracować z Derekiem. Wspólne kręcenie filmu w dużej mierze polega na dobrym poznaniu się, na zrozumieniu swojego stylu pracy - a kiedy zaczyna się coś rozkręcać, trzeba już kończyć zdjęcia" - opowiada Gosling. - "Czułem przy tym filmie, że z Derekiem rozumiemy się bez słów i że możemy osiągnąć lepsze efekty w krótszym czasie. Czułem, że dzięki tym doświadczeniom obaj jeszcze bardziej dojrzeliśmy".

"Zawsze wiemy, co myśli ten drugi i świetnie rozumiemy własne emocje, potrafimy się dobrze komunikować. Nie tracimy czasu na owijanie w bawełnę, co jest bardzo pożyteczne przy kręceniu filmu, bo czas zawsze cię goni" - opisuje łączącą go z reżyserem relację.

Cianfrance napisał "Drugie oblicze" w 2007 roku, niedługo po narodzinach swojego drugiego syna, Cody'ego. Reżyser wspomina, że wtedy jego umysł był zaprzątnięty relacjami ojcowsko-synowskimi oraz motywem tego, co przedstawiciele jednego pokolenia przekazują drugiemu, nieważne, czy dobrego, czy złego.

W "Drugim obliczu" pojawiają się trzy wzajemnie uzupełniające się historie, które zostały osadzone na przestrzeni piętnastu lat. W pierwszej części Gosling wciela się w Luke'a, wytatuowanego samotnika, który pracuje jako kaskader motocyklowy, jeżdżąc wraz z objazdowym show po małych miasteczkach.

Kiedy odkrywa, że Romina (którą gra Eva Mendes), z którą miał rok wcześniej krótki romans, urodziła mu dziecko, decyduje się pozostać w mieście i stać się ojcem dla swego syna.

Sęk w tym, że Romina ma nowego faceta, a Luke, rozpaczliwie potrzebujący pieniędzy, zaczyna rabować banki - podjeżdżając z rykiem silnika pod budynek, zabierając gotówkę i odjeżdżając z pełną prędkością z miejsca przestępstwa.

Przez jakiś czasu udaje mu się wychodzić z tego cało, dzięki czemu może wydawać na synka i Rominę dużo pieniędzy, ale los przestępcy dosyć szybko doprowadza go do konfrontacji z policją, w szczególności z Averym Crossem (Bradley Cooper).

Ten niekonwencjonalny pojedynek będzie miał bardzo poważne konsekwencje dla obu mężczyzn i ich rodzin, w tym również nastoletnich synów Luke'a i Avery'ego, którzy dzięki zrządzeniu losu są kolegami ze szkolnej ławy.

"Jednym z największych filmowych wyzwań było pokazanie tych motywów na przykładzie trzech różnych historii, ale jednocześnie zbudowanie z nich jednej, pełnej opowieści, której głównym wątkiem będzie dziedzictwo" - mówi Cianfrance. - "Film opowiada o dokonywanych przez nas wyborach oraz rzeczach, które przekazujemy naszym dzieciom".

Struktura "Drugiego oblicza", polegająca na stworzeniu ogólnej narracji z trzech różnych historii, przypomina Goslingowi klasyczny film wojenny "Gwiazdy na czapkach" Miklósa Jancsó z 1967 roku.

"Bardzo spodobał mi się pomysł Dereka na płynne przechodzenie narracji z jednej opowieści do drugiej" - przyznaje aktor. - "Pamiętam taki film wojenny 'Gwiazdy na czapkach', w którym podążamy za pewnym żołnierzem, który ginie, a potem narracja przechodzi na tego, który go zabił. Facet w pewnym momencie atakuje jakąś kobietę i narracja przechodzi na nią. To było niesamowite doświadczenie".

"Kiedy obejrzałem ten film, zacząłem zastanawiać się, dlaczego więcej produkcji nie korzysta z takiej struktury i że to bardzo ciekawy pomysł ze strony Dereka" - dodaje.

Jako Luke, Gosling ma w filmie mnóstwo tatuaży, łącznie z najbardziej wyrazistym, przedstawiającym sztylet, tuż poniżej jego oka. "Prawda jest taka, że przez całe życie chciałem mieć właśnie takie tatuaże, a teraz, dlatego że jestem aktorem, udało mi się je uzyskać" - zdradza Gosling.

Aktor zmienił zdanie na temat tatuażu ze sztyletem na twarzy, ale Cianfrance nalegał, by jednak ten pomysł pozostawić w spokoju. "Interesujące w pracy z Derekiem jest to, że nie można podchodzić do podejmowania decyzji na luzie - wszystkie mają jakieś znaczenie. Jeśli jako dana postać zrobisz coś konkretnego, mniej lub bardziej ważnego, dosłownie cokolwiek, musisz później się tego trzymać" - tłumaczy aktor.

"Przykładowo, cała sprawa z tatuażem na twarzy - to był ostatni, który mieliśmy zrobić i uznałem, że co za dużo, to niezdrowo. Pomyślałem, że nie chcę mieć przez cały film tatuażu na twarzy, bo będzie odwracał uwagę widza". Pomyślałem, że to po prostu pójście za daleko, ale Derek powiedział, że tak się właśnie czuje człowiek z tatuażem na twarzy - że wie, że to już na stałe. I musiałem przez cały film chodzić ze sztyletem na twarzy i cały czas tego żałowałem" - podsumowuje.

Oprócz Goslinga, Coopera i Mendes w trzecim pełnometrażowym filmie fabularnym Dereka Cianfrance'a występują również: Ben Mendelsohn, Rose Byrne, Dane DeHaan, Emory Cohen, Bruce Greenwood i Ray Liotta.

Napisałeś ten film po "Blue Valentine"?

Derek Cianfrance: - Zacząłem pisać scenariusz w 2007 roku, niedługo przed narodzinami mojego drugiego syna, Cody'ego; zastanawiałem się wtedy często, jakim będę ojcem. Dużo myślałem nad pewnego rodzaju ogniem, który tkwił we mnie od dawna, tak naprawdę to chyba zawsze; który pomógł mi poradzić sobie z wieloma rzeczami w życiu, ale potrafił być także dość destruktywną siłą. Zacząłem myśleć o moim ojcu, wiedziałem, że też czuł w sobie podobny ogień. Mój dziadek też go miał. Zastanawiałem się, jak daleko ten ogień sięgał w przeszłość mojej rodziny, kiedy pojawił się po raz pierwszy. I nagle wróciłem myślami do mojego synka, który miał niedługo przyjść na świat w czystości. Zacząłem zastanawiać się, co przekażę mojemu dziecku, że nie chciałbym, żeby on czuł w sobie ten ogień. Chciałem, żeby zaczął życie, będąc czysty. Przyszedł mi wtedy dość szybko do głowy pomysł dotyczący filmu o dziedzictwie.

Ryan Gosling: - Spotkaliśmy się, by porozmawiać o Blue Valentine, a ja w pewnym momencie powiedziałem, że od dawna mam taką jedną fantazję o rabowaniu banków, ale za bardzo się boję więzienia, żeby się za to na poważnie zabrać. Dodałem, że gdyby nie możliwość pójścia do więzienia, to pewnie bym tak zrobił i wybrałbym motocykl jako sposób na ucieczkę z miejsca przestępstwa do stojącej trochę dalej ciężarówki. Policja szukałaby motocyklu, a nie ciężarówki z motocyklem. Okazało się, że był taki jeden koleś z Izraela, który w taki sposób obrabował z piętnaście banków. Po czym Derek mi powiedział, że to niesamowite, ale on właśnie napisał podobny scenariusz. Odpowiedziałem, że może na mnie liczyć.

Derek, mówiłeś o "wewnętrznym ogniu", ale czy to nie jest tak, że ten ogień jest siłą kształtującą osobowość i nie trzeba próbować go kontrolować?

Derek Cianfrance: - W pewnym sensie tak. Nie jestem cynikiem, lecz osobą z optymistycznym nastawieniem, dlatego uważam, że na końcu filmu widać pewną ewolucję. Myślę, że podjęte przez Jasona decyzje sprawiają, że zaczyna iść do przodu. Cały film opowiada o dokonywaniu wyborów. Czasami człowiek rodzi się w świecie, w którym musi radzić sobie z konsekwencjami decyzji podjętych przed jego narodzinami - musi się szarpać i walczyć, żeby od nich uciec. Podobają mi się podejmowane przez niego na końcu filmu wybory - jest w nich iskierka nadziei.

Ryan, czy tatuaże były częścią budowania twojej postaci?

Ryan Gosling: - Prawda jest taka, że przez całe życie chciałem mieć właśnie takie tatuaże, a teraz, dlatego że jestem aktorem, udało mi się je uzyskać. Dostałem po prostu szansę na spełnienie jednego z marzeń i sprawdzenie przez kilka miesięcy, jak się z tym będę czuł. Ale wiesz, jest tyle różnych dróg do zrozumienia granej przez ciebie postaci. Kiedy dołączasz do projektu filmowego, masz jakieś przeczucia względem granego przez siebie bohatera, ale jeszcze go nie znasz. Musisz w jakiś sposób je poznać i wybierasz różne ścieżki, które cię do tego doprowadzą. Wszystkie mają w ostatecznym rozrachunku znaczenie, niekoniecznie pomogą ci w zdefiniowaniu postaci, mogą się okazać ślepym zaułkiem, ale podążasz każdą z nich, tworząc w ten sposób bohatera - on staje się amalgamatem wszystkich tych podjętych decyzji, zbiorem wszystkich wybranych ścieżek.

W roli Avery'ego pojawił się Bradley Cooper...

Derek Cianfrance: - Bardzo chciałem zatrudnić Bradleya, ponieważ ma w sobie coś z typowego amerykańskiego faceta i taki jest też Avery. To przywódca, osoba, za którą się podąża i którą się naśladuje. Ale on również walczy z wewnętrznymi demonami. Stwierdziłem, że Bradley ma naprawdę spory potencjał. Potrzebowałem aktora, który miałby tyle samo ekranowej charyzmy co Ryan. Dla mnie grana przez Coopera postać jest kreacją współczesności - to facet, który żyje z wewnętrznym wstydem. Luke obnosi się ze swoim wstydem, ma mnóstwo tatuaży, w tym jeden na twarzy, Avery natomiast skrywa ten wstyd w sobie, podczas gdy na zewnątrz jest typem bohatera. Tych dwóch mężczyzn stanowi swoje idealne przeciwieństwo. Podobnie z ich dzieciakami - mają w sobie wiele ze swoich ojców.

Możesz wyjaśnić tytuł (oryginalny brzmi: "Place Beyond the Pines") swojego filmu?

Derek Cianfrance: - Miasteczko, w którym kręciliśmy film, nazywa się Schenectady, to w języku Irokezów słowo oznaczające 'miejsce za sosnami'. Moja żona wychowała się w Schenectady, tak samo mój współscenarzysta, Ben Coccio. Uważam, że w takich miejscach, w małych miasteczkach, żyją ludzkie plemiona, specyficznie pojmowane rodziny, które trzymają się razem. Ten film opowiada właśnie o nich, o takich różnych plemionach żyjących we współczesnym amerykańskim mieście. Każda taka rodzina ma spore drzewo genealogiczne. Właśnie dlatego relacje Avery'ego z ojcem są wyrazem wielkiej przeszłości - mężczyzna urodził się w małomiasteczkowej rodzinie, jednej z elit, a fakt, że chce się od niej uniezależnić i zostać policjantem, zamiast pójść w ślady ojca, pokazuje, że pragnie wytyczyć własną ścieżkę i uciec od swojego dziedzictwa.

Zamierzacie jeszcze kiedyś razem pracować?

Derek Cianfrance: - Tak, a przynajmniej taką mam nadzieję. Natomiast moim następnym projektem będzie serial kręcony dla HBO zatytułowany 'Muscle'. Bardzo chciałbym, żeby Ryan w nim zagrał, ale musiałby szybko zyskać kilkadziesiąt kilogramów mięśni - chyba nie chcę go do tego zmuszać (śmiech).

A ty, Ryan, zamierzasz niedługo zadebiutować w roli reżysera?

Ryan Gosling: - Tak, na początku przyszłego roku. Film nazywa się 'How To Catch A Monster' i więcej nie mogę na razie o nim powiedzieć (śmiech).

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Derek | Drugie oblicze | Derek Cianfrance | Ryan Gosling
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy