Viggo Mortensen miażdży recenzentów, którzy krytykowali "Green Book"
Choć od premiery oscarowego "Green Booka" minęły już dwa lata, Viggo Mortensen, czyli odtwórca głównej roli w tym filmie, jak dotąd nie komentował krytycznych głosów na temat prodykcji. Teraz jednak dał upust swojej złości i w ostrych słowach odniósł się do nieprzychylnych uwag. Aktor krytyczne komentarze niektórych recenzentów określił mianem "nietrafnych, kłamliwych i nieodpowiedzialnych".
"Green Book" okazał się sensacją ubiegłorocznego oscarowego wyścigu. Wyreżyserowany przez Petera Farrelly'ego komediodramat zdobył trzy nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej, w tym tę najbardziej prestiżową - dla najlepszego filmu roku. Akcja produkcji rozgrywa się na początku lat 60. Opowiada historię Tony'ego, drobnego cwaniaczka, który zatrudnia się jako szofer wybitnego czarnoskórego pianisty dr. Dona Shirleya i wyrusza z nim w tournée na południe Stanów Zjednoczonych. Muszą oni mieć przy sobie tytułową książkę, która jest poradnikiem dla przemieszczających się Afroamerykanów. W czasie tej podróży między pochodzącymi z odległych światów bohaterami zawiązuje się głęboka przyjaźń.
Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami produkcja spolaryzowała widzów i recenzentów. Podczas gdy jedni zachwycali się jej energią, humorem i znakomitą grą aktorską, inni zwracali uwagę na rzekomo rasistowski wydźwięk filmu. Nawet rodzina Shirleya publicznie skrytykowała oscarowy film, twierdząc, że ukazał on zafałszowany obraz ich krewnego. Jego brat nazwał "Green Book" wprost "symfonią kłamstw". Scenarzystom oberwało się też za sposób pokazania głównego bohatera, którego recenzenci określili jako postać wpisującą się w narrację o tzw. "białym wybawcy" - narrację, za którą potępiono po latach również chwalony początkowo film "Służące".
Do nieprzychylnych komentarzy odniósł się teraz odtwórca głównej roli w filmie Viggo Mortensen, który za swój występ zdobył nominację do Oscara. "Większość negatywnych komentarzy, które zostały skierowane pod adresem twórców filmu 'Green Book', były nie tylko nierozsądne, ale też nietrafne, kłamliwe i zwyczajnie nieodpowiedzialne. Cała ta krytyka opiera się na masie bzdur i osobistych uprzedzeniach. Czy ma to wpływ na to, co robię, czy ma to wpływ na to, jak ludzie postrzegają mnie jako aktora? Być może. Ale szczerze mówiąc, nic nie mogę na to poradzić" - powiedział w rozmowie z "The Independent".
Mortensen promuje obecnie swój reżyserski debiut "Jeszcze jest czas", w którym zagrał też głównego bohatera, homoseksualnego mężczyznę, który podejmuje się opieki nad cierpiącym na demencję ojcem o mocno konserwatywnych poglądach. Rola ta, jak przyznał gwiazdor, też wywołała sporo kontrowersji. Niektórzy odbiorcy zarzucili mu, iż nie powinien grać osoby o odmiennej orientacji seksualnej. "Zakładacie z góry, że jestem w stu procentach hetero. Może jestem, może nie. To po prostu nie wasza sprawa. Dołożyłem wszelkich starań, by postać Johna była wiarygodna. Gdybym nie uważał zagrania go za dobry pomysł, nie zrobiłbym tego" - tłumaczył aktor w "The Times".