"Top Gun: Maverick": Nowa teoria zmienia wymowę filmu?
"Top Gun: Maverick" znów jest na ustach wszystkich. Tym razem z powodu ciekawej teorii fanowskiej, dotyczącej jednej z kluczowych scen filmu.
"Top Gun: Maverick" Josepha Kosińskiego nadal bije rekord za rekordem, podobnie jak główny bohater tej produkcji. Sequel "Top Gun" minął właśnie "Avengers: Wojnę bez granic", stając się szóstym najbardziej kasowym filmem w historii na rynku amerykańskim. Produkcja ma już na koncie 1,4 mld dolarów i zajmuje dwunaste miejsce na liście najbardziej kasowych filmów wszech czasów.
To oszałamiające osiągnięcia, biorąc pod uwagę, że mowa o sequelu filmu sprzed 36 lat. "Maverick" nie pasuje do profili większości współczesnych rekordzistów.
Oczywiście, gdy ogromna ilość osób skupia się na jednej produkcji, powstają nowe teorie na jej temat. Tak jest też w wypadku kontynuacji filmu Tony'ego Scotta. Najnowsza z nich skupia się na początkowej sekwencji filmu z hipersonicznym samolotem Darkstar w głównej roli.
Według niej grany przez Toma Cruise'a Pete "Maverick" Mitchell zmarł zaraz po tym, gdy lecąc ultraszybkim pojazdem przekroczył prędkość 10 Machów. Reszta filmu jest w tym wypadku rodzajem snu tuż przed śmiercią.
Zapytany, czy chciałby odrzucić tę interpretację swojego filmu, Joseph Kosinski stanowczo odmówił.
"Filmy mają być interpretowane na różne sposoby i uwielbiam, gdy ludzie odszukują w nich różne znaczenia. Uwielbiam słuchać tej teorii i na pewno jest w tej historii element mityczny, który moim zdaniem nadaje się do tego rodzaju interpretacji, opartej na tym, kim jest Maverick i co reprezentuje, oraz na fakcie, że przechodzi właśnie do innego etapu swojego życia" - powiedział Kosinski The Hollywood Reporter podczas niedawnego dnia prasowego związanego ze zbliżającą się premierą cyfrowego wydania filmu.
Reżyser wspominał też o tym, jak po raz pierwszy pokazał Valowi Kilmerowi zamysł sceny, gdy grany przez niego Iceman spotyka po latach Mavericka.
"Oczywiście wszyscy byliśmy trochę zdenerwowani, pokazując mu to, dlatego, że naprawdę chcieliśmy, aby to polubił. Ale jego odpowiedź była piękna. Był tak szczęśliwy i tak poruszony tym, że wszyscy czuliśmy się naprawdę dobrze" - wspomina Kosiński.
W niedawnej rozmowie z THR Kosiński mówi również o tym, czy scena "Wielkich kul ognia" jest zapowiedzią.