Reklama

To nie Bruce Willis miał zagrać w filmie "12 małp"

W styczniu 2021 roku mija dwadzieścia pięć lat od premiery filmu Terry'ego Gilliama "12 małp". Z tej okazji reżyser, członek słynnej grupy Monty'ego Pythona, wrócił wspomnieniami do filmu, który przez wielu określany jest mianem jednej z najlepszych pozycji dotyczących podróży w czasie. Jak się okazuje, w roli, którą ostatecznie zagrał Bruce Willis, studio widziało innych aktorów - Nicolasa Cage'a i Toma Cruise'a.

W styczniu 2021 roku mija dwadzieścia pięć lat od premiery filmu Terry'ego Gilliama "12 małp". Z tej okazji reżyser, członek słynnej grupy Monty'ego Pythona, wrócił wspomnieniami do filmu, który przez wielu określany jest mianem jednej z najlepszych pozycji dotyczących podróży w czasie. Jak się okazuje, w roli, którą ostatecznie zagrał Bruce Willis, studio widziało innych aktorów - Nicolasa Cage'a i Toma Cruise'a.
Bruce Willis i Brad Pitt stworzyli w filmie "12 małp" fantastyczny duet /United Archives IFA The Film Archives 2017 /East News

Akcja filmu "12 małp" rozgrywa się w przyszłości. Za sprawą tajemniczego wirusa, ludzkość jest na granicy wymarcia. Pandemię przeżywa jedynie jeden procent populacji. Główny bohater filmu, więzień James Cole, zostaje wysłany w przeszłość, by dowiedzieć się czegoś o pochodzeniu śmiercionośnego wirusa. Zamiast do 1996 roku, gdzie został wysłany, trafia jednak do roku 1990. Na domiar złego zostaje aresztowany przez policję.

"Studio naciskało, żeby w roli głównej wystąpił jakiś gwiazdor. Kręciłem to w czasach, gdy moje nazwisko wciąż należało do 'najgorętszych', więc ludzie chcieli przebywać koło mnie, by móc mnie dotknąć. Podrzucali mi więc kolejne nazwiska. A ja ciągle mówiłem, że nie. Pojawiły się między innymi nazwiska Nicolasa Cage'a i Toma Cruise'a" - wspomina Gilliam w rozmowie z portalem "Inverse". On sam w roli Cole'a widział Nicka Nolte'ego, jednak dla studia nie było to wystarczająco głośne nazwisko.

Reklama

Ostatecznie rola Jamesa Cole'a, pomimo dalszych obiekcji ze strony reżysera, przypadła Bruce'owi Willisowi. "Nigdy wcześniej nie byłem wielkim fanem Bruce'a. Ale fajnie nam się ze sobą gadało i pomyślałem, że to inteligentny i zabawny facet. Wyjaśniłem mu wszystkie moje obawy, jakie miałem odnośnie jego aktorstwa. Nienawidziłem, że układał usta z miną niczym Trump. Wyglądały jak odbyt. Miałem wrażenie, że patrzę na czyjąś d..." - wyjaśnia Gilliam.

Pomimo obaw reżysera, Willis znakomicie sprawdził się w roli głównego bohatera filmu. Oceniając po nominacjach do Oscarów, większe wrażenie zrobił jednak występujący u jego boku Brad Pitt, który za rolę w filmie "12 małp" otrzymał swoją pierwszą w karierze nominację do Oscara. Zdaniem Gilliama, Willis również zasłużył na takie wyróżnienie. "Na pewno się wkurzył, gdy Brad dostał nominację, a on nie. Myślę, że Bruce również na nią zasłużył. To była znakomita rola i to dzięki niemu film się udał" - ocenia reżyser.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Bruce Willis | 12 małp
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy