Reklama

To była jedna z jego najlepszych ról. Zagrał w tym filmie za karę

"Widzę martwych ludzi" - to zdanie utkwiło w głowach kinomanów na całym świecie. Horror debiutanta podbił serca widzów i stał się jednym z najchętniej oglądanych filmów 1999 roku. 2 sierpnia 2024 roku minęło 25 lat od premiery "Szóstego zmysłu" M. Night Shyamalana.

"Szósty zmysł" opowiadał o relacji psychologa dziecięcego Malcolma Crowe'a (Bruce Willis) z wrażliwym chłopcem o imieniu Cole (Haley Joel Osment). Lekarz widzi w nim swojego dawnego pacjenta, któremu nie potrafił pomóc. Ten jakiś czas temu włamał się do jego domu i zaatakował Crowe'a oraz jego żonę (Olivia Williams). Teraz ich małżeństwo jest w rozsypce. Cole skrywa tymczasem mroczną tajemnicę — widzi dusze zmarłych osób. 

Reklama

"Szósty zmysł": "Największy film w historii Disneya"

Shyamalan początkowo planował, by "Szósty zmysł" był thrillerem w stylu "Milczenia owiec". Według jego pierwszego pomysłu głównym bohaterem byłby fotograf policyjny, a jego syna nawiedzałyby wizje ofiar kolejnych ofiar seryjnego zabójcy. Po dziesięciu wersjach fabuła przeobraziła się w znaną dziś historię psychologa dziecięcego i jego pacjenta, którą zwieńczy jeden z najbardziej zaskakujących zwrotów fabularnych w pamięci kinomanów.

Scenariuszem Shyamalana zachwycił się David Vogel, który pod koniec lat 90. XX wieku był szefem produkcji w Walt Disney Studios. Zapłacił za niego trzy miliony dolarów i zagwarantował, że debiutant będzie mógł zasiąść za kamerą. Zrobił to bez zgody swoich zwierzchników. Wściekłe szefostwo najpierw odebrało mu projekt. Później produkcję odsprzedano Spyglass Enterteinment. Disney zachował tylko prawa do dystrybucji, co dawało mu około 12,5% z przyszłych przychodów filmu. Vogel odebrał to jako potwarz. Gdy "Szósty zmysł" był jeszcze w produkcji, odszedł z wytwórni. Kilka dni później odebrał telefon z propozycją pojednania. "Zostawiłem was z jednym z największych filmów w historii Disneya" - odpowiedział i się rozłączył. Oczywiście po ogromnym sukcesie dreszczowca wytwórnia pluła sobie w brodę z powodu umowy ze Spyglass.

"Szósty zmysł": Bruce Willis wystąpił w nim... za karę?

Shyamalan pisał postać Malcolma z myślą o Brusie Willisie. Nie wiedział, że aktor jest winny Disneyowi występ w trzech filmach za sprawą ugodny, do której doszlo po zamknięciu produkcji "The Broadway Brawler". Miała to być komedia romantyczna, w której aktor wystąpiłby obok znanej z "Ostrego dyżuru" Maury Tierney. Jednak po dwudziestu dniach na planie Willis stwierdził, że nie jest zadowolony z pracy większości ekipy. Jako koproducent zwolnił reżysera, operatora i wielu innych. Disney starał się ratować produkcję, ale niewiele to pomogło. "The Broadway Brawler" został anulowany, chociaż wydano na niego około 14 milionów dolarów. W ramach zadość uczynienia Willis miał wystąpić w trzech wskazanych przez Disneya filmach za połowę swojego stałego wynagrodzenia (czyli 10 milionów dolarów zamiast 20). Poza "Szóstym zmysłem" zagrał na podobnych warunkach w "Armageddonie" i "Dzieciaku". 

Shyamalan chciał obsadzić w roli Cole'a ciemnowłosego chłopca. Tymczasem zaangażowano Haleya Joela Osmenta, dziesięciolatka o blond czuprynie, okrągłej buzi i szczerym uśmiechu. Podczas castingu chłopiec ujął reżysera swoją wrażliwością i umiejętnością ukazania emocji. Niemniej o tym, że dostał rolę, zadecydowały trzy czynniki. Po pierwsze Osment jako jedyny przyszedł na casting w krawacie. Po drugie na pytanie, czy zna swoje dialogi, odpowiedział, że przeczytał cały scenariusz trzy razy. Po trzecie — jak wspominał Shyamalan — był po prostu najlepszy. 

Z kolei Toni Collette miała rolę matki Cole'a w kieszeni, gdy "Shyamalan" obejrzał "Wesele Miuriel". Oczarowany aktorką reżyser zaprosił ją na przesłuchanie. Był jednak pewien problem. Collette ogoliła swoją głowę na potrzeby innej roli. Wypadła świetnie, ale Shyamalan bał się pokazać wideo z jej przesłuchania producentem. Zamiast tego oznajmił im, że zamierza zaangażować dziewczynę z "Wesela Miuriel". Nieoczekiwanie wsparł go Willis, który był wielkim fanem tego filmu. Collette wystąpiła w peruce, którą ktoś pożyczył z planu "Idola" Todda Haynesa. 

"Szósty zmysł": Niesamowity sukces debiutanta

"Szósty zmysł" okazał się ogromnym sukcesem finansowym i artystycznym. Widzowie polecali go sobie nawzajem, a z powodu zaskakującego zakończenia często wybierali się na drugi seans. Kosztujący zaledwie 35 milionów dolarów film zarobił na całym świecie ponad 672 miliony. 

Krytycy byli zachwyceni zarówno reżyserią i scenariuszem Shyamalana, jak i występami aktorskimi, szczególnie Collette i Osmenta. "Szósty zmysł" otrzymał sześć nominacji do Oscara — za produkcję roku, reżyserię, scenariusz oryginalny, aktorkę i aktora drugoplanowego oraz montaż. Nie wygrał w żadnej kategorii. Niemniej same nominacje były sukcesem. Shyamalan był jedną z najmłodszych osób z szansą na Oscara za reżyserię — miał wtedy zaledwie 29 lat. Z kolei Osment przegrał walkę o statuetkę z Michaelem Caine'em, którego wyróżniono za "Wbrew regułom". Brytyjski aktor poświęcił część swojej przemowy swoim współnominowanym. "Haley, prawdziwy cud. [...] Gdy zobaczyłem twój występ, pomyślałem, że nie mam szans [na nagrodę]" - mówił. 

"Szósty zmysł" uchodzi dziś za jeden z najważniejszych dreszczowców przełomu wieków. Dzięki niemu Shyamalan rozpoczął wielką karierę. Niestety, nigdy nie udało mu się powtórzyć sukcesu swojego debiutu. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Szósty zmysł
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama