Reklama

Tilda Swinton: Nowa muza Pedra Almodovara

"Sztuka jest dobra, ponieważ przypomina, że mamy przede wszystkim duszę" - mawia Tilda Swinton. Obecnie można oglądać ją na wielkim ekranie w "Ludzkim głosie" Pedra Almodovara, gdzie gra porzuconą kobietę, żegnającą się z ukochanym. Hiszpański reżyser zapowiada, że to nie koniec ich współpracy.

"Sztuka jest dobra, ponieważ przypomina, że mamy przede wszystkim duszę" - mawia Tilda Swinton. Obecnie można oglądać ją na wielkim ekranie w "Ludzkim głosie" Pedra Almodovara, gdzie gra porzuconą kobietę, żegnającą się z ukochanym. Hiszpański reżyser zapowiada, że to nie koniec ich współpracy.
Tilda Swinton /Rocco Spaziani/Archivio Rocco Spaziani/Mondadori Portfolio /Getty Images

Wyznaje, że gdy zakłada spodnie, ludzie mówią do niej "proszę pana", stąd często mówi się o niej w kontekście hermafrodytyzmu, a ponadto uważana jest za ikonę brytyjskich gejów. Zapracowała sobie na to zarówno urodą i androgyniczną posturą, jak i konsekwentnym wyborem skomplikowanych ról, często przekraczających ograniczenia jednej płci.

Niewiele jednak brakowało, a świat nigdy nie odkryłby talentu aktorskiego Tildy Swinton. Jako członkini szkockiej rodziny szlacheckiej, urodzona 5 listopada 1960 roku, dorastała w zamku w Berwickshire i była wychowywana w duchu konserwatywnych wartości. Jej rodzice, generał major sir John Swinton i Judith Balfour Killen, pragnęli, by zdobyła najlepsze wykształcenie i poślubiła mężczyznę o właściwym statusie społecznym.

Reklama

Tilda, która już jako kilkuletnia dziewczynka dostrzegała archaiczność brytyjskiego systemu klasowego, szybko zaczęła się buntować. Nie uchroniło jej to jednak przed elitarną szkołą z internatem, do której została wysłana jako dziesięciolatka. Pobyt tam jeszcze dobitniej uświadomił jej, jakiej przyszłości nie chce. Pięć lat później napisała list do 80-letniej siebie, który przeczytała po latach.

"Napisałam w nim: 'Mam nadzieję, że będziesz żyć długo i zawsze otoczona wspaniałymi psami i wspaniałymi przyjaciółmi'. Przeczytałam to i pomyślałam: Tak! Nie mam jeszcze 80 lat, ale idę w dobrym kierunku. Jestem dumna, że już wtedy wiedziałam, co podkreślić. A wyobraź sobie, że mogłam napisać: 'Mam nadzieję, że jesteś naprawdę bogata i masz obraz Picassa'. Rozczarowałabym samą siebie" -  stwierdziła w wywiadzie dla "Esquire".

Nastoletnia Tilda pragnęła zostać poetką, dlatego zdecydowała się studiować literaturę angielską na Uniwersytecie Cambridge. Po pierwszym semestrze zajęć odkryła nową pasję - aktorstwo. Wtedy jeszcze nie wiązała z nim przyszłości. Występowała na scenie wyłącznie dla zabawy. Po studiach rozpoczęła pracę w Royal Shakespeare Company. Jak później przyznała, zrobiła to ze względu na przyjaciół, z którymi chciała pracować. Teatr nigdy nie był do końca jej bajką. "Szukałam filmu" - skwitowała na łamach "The Guardian".

Znalazła go dzięki reżyserowi, malarzowi i poecie Derekowi Jarmanowi, którego poznała niedługo po opuszczeniu Royal Shakespeare Company i który zaproponował jej rolę Leny w jednym ze swoich najsłynniejszych dzieł - filmowej biografii włoskiego malarza barokowego "Caravaggio" (1986). A później m.in. pielęgniarki w "Wojennym requiem" (1989), Madonny w "Ogrodzie" (1990) i królowej Izabelli w "Edwardzie II". Ta ostatnia w 1991 r. zapewniła jej nagrodę dla najlepszej aktorki na festiwalu w Wenecji.

"Przez dziewięć lat pracowaliśmy z Derekiem w bardzo rodzinnej atmosferze, całkowicie zbudowanej na przyjaźni między nami i grupą współpracowników. Niestety, w 1994 r. wraz z jego śmiercią to się skończyło, ale wtedy miałam już wyrobiony nawyk pracy opartej na przyjaźni. Dobra wiadomość jest taka, że są też inne osoby, które chcą pracować w ten sposób" - powiedziała E. Ninie Rothe.

Jedną z nich okazała się Sally Potter, która w 1992 r. obsadziła Tildę w tytułowej roli w adaptacji książki Virginii Woolf "Orlando". "Po pięciu latach przygotowań do 'Orlanda' zimą w końcu znalazłyśmy się na lodowisku w Leningradzie, gdzie kręciłyśmy scenę bankietu. Po pierwszym ujęciu zaczęłyśmy się przytulać, na zmianę śmiejąc się i płacząc. Oto przybyłyśmy. Współpraca z kimś, kto ma ochotę posunąć się w sztuce tak daleko jak to możliwe, daje ogromną radość" - wspominała Sally Potter, cytowana przez Time Out Film.

W ocenie Lynn Hershman-Leeson, u której Swinton zagrała w "Teknolust" (2002) i "Niebezpiecznej kulturze" (2007), "zarówno na planie - jak i poza nim - subtelny humor, ironia i totalne roztargnienie Tildy sprawiają, że przebywanie z nią jest tak wspaniałe". Także Jim Jarmusch, który powierzył aktorce role m.in. Penny w "Broken Flowers" (2005), Eve w "Tylko kochankowie przeżyją" (2013) i Zeldy w "Truposze nie umierają" (2019), od razu poczuł z nią twórczą więź.

"Spotkaliśmy się po raz pierwszy 20 lat temu w Los Angeles na koncercie zespołu The Darkness. Miała na sobie błyszczące buty na platformie w stylu Davida Bowiego i górowała nade mną. Z jakiegoś magicznego powodu natychmiast poczuliśmy bliskość, a nasza przyjaźń i współpraca wydawały się nieuniknione" - opowiadał "Time Out Film".

Popularność w Hollywood zapewniły Tildzie kreacje w "Niebiańskiej plaży" Danny’ego Boyle’a (2000), w której wystąpiła u boku Leonarda DiCaprio, "Vanilla Sky" Camerona Crowe’a (2001), gdzie spotkała się na planie z Tomem Cruisem, Cameron Diaz i Penelope Cruz, dwóch częściach "Opowieści z Narnii" Andrew Adamsona (2005 i 2008), a także "Na samym dnie" Scotta McGehee i Davida Siegela, za którą w 2002 r. została nominowana do Złotego Globu.

Kolejną nominację do tej nagrody - a także Oscara dla najlepszej aktorki drugoplanowej i statuetkę BAFTA - zdobyła w 2008 r. za drugoplanową rolę prawniczki Karen Crowder w "Michaelu Claytonie" Tony'ego Gilroya.

"Nie pamiętam, co mówiłam, odbierając Oscara i nie przypominaj mi tego. Co zabawne, do tamtego momentu nigdy nie oglądałam ceremonii oscarowej w telewizji. Wiedziałam, że to wielka sprawa, ale nie miało to żadnego realnego wpływu na moje życie. Pamiętam, że byłam trochę rozczarowana, że uroczystość nie była wspanialsza i że nie odbywała się w większej sali" - mówiła dziennikarzowi "Rolling Stone", cytowana przez portal IndieWire.

Ostatnio Swinton można oglądać na wielkim ekranie w średniometrażowej, luźnej adaptacji monodramu Jeana Cocteau "Ludzki głos" w reżyserii Pedra Almodovara, czyli pierwszym anglojęzycznym filmie hiszpańskiego twórcy. Gra porzuconą kobietę, która w rozmowie telefonicznej żegna się z ukochanym.

Akcja osadzona jest w pięknym, wielobarwnym mieszkaniu, z którego kochanek bohaterki jeszcze nie zabrał swoich rzeczy. Przestrzeń mieści się w studiu filmowym, co potęguje wrażenie samotności i izolacji kobiety. W momentach smutku i rozpaczy towarzyszy jej wyłącznie pies byłego partnera. Światowa premiera obrazu odbyła się we wrześniu ub.r. na festiwalu w Wenecji. Wtedy też Swinton odebrała Złotego Lwa za całokształt twórczości.

"Marzyłem o pracy z nią. Znamy się od dawna. Spotykaliśmy się na wielu czerwonych dywanach i uroczystościach wręczenia nagród. Zawsze ją kochałem, ale uwielbiam ją także jako artystkę. Kiedy zaproponowałem jej udział w filmie, zareagowała bardzo entuzjastycznie. Sprawiła, że wszystko to, co dzieje się przed kamerą, stało się możliwe" - przyznał hiszpański reżyser w jednym z wywiadów.

Filmowi towarzyszy rozmowa ze Swinton i Almodovarem, w której artyści opowiadają o kulisach pracy nad "Ludzkim głosem", inspiracjach i miłości do zwierząt. Reżyser zapowiada jednocześnie, że to nie koniec ich współpracy. Co na to Tilda? "Kilka razy w życiu miałam zaszczyt wkroczyć w ramy, które bardzo dobrze znam - np. w przypadku Beli Tarra czy Wesa Andersona - i to jest podróż. Jeśli chodzi o Pedra, jego kolory, otoczenie, postaci, gesty są tak rozpoznawalne, tak szczególne, że jestem gotowa przekroczyć ten próg praktycznie w ciemno" - podkreśliła w "The Guardian".

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Tilda Swinton | Ludzki głos
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy