Reklama

"The End": Polscy celebryci w pandemicznym reality-show

„Jestem szmatą” - te słowa padają z ust Pauliny Gałązki, filmowej Pauli. Inni aktorzy też szokują swoimi wyznaniami! Dlaczego? 20 sierpnia na kinowe ekrany trafi „The End”, w którym piękni, sławni i bogaci nie chcą, ale muszą ujawnić swoje najbardziej wstydliwe tajemnice.

„Jestem szmatą” - te słowa padają z ust Pauliny Gałązki, filmowej Pauli. Inni aktorzy też szokują swoimi wyznaniami! Dlaczego? 20 sierpnia na kinowe ekrany trafi  „The End”, w którym piękni, sławni i bogaci nie chcą, ale muszą ujawnić swoje najbardziej wstydliwe tajemnice.
"The End" zadebiutuje na kinowych ekranach już 20 sierpnia /Monolith Films /materiały prasowe

 "The End" to nowy projekt Tomasza Mandesa, odpowiedzialnego za ekranizację powieści Blanki Lipińskiej "365 dni". Będzie to opowieść o siódemce znanych osobistości polskiej branży filmowej - aktorów, reżyserów, producentów - które zgadzają się dla pieniędzy, sławy oraz kreatywnego rozruchu wziąć udział w wirtualnym reality-show.

"The End": Pandemiczny reality-show

Założenie jest tyleż przewidywalne co tajemnicze: mają wcielać się w postaci rodem z kryminałów Agaty Christie, które muszą rozwikłać zagadkę morderstwa. Każdy z naszych bohaterów otrzymał uprzednio wszelkie potrzebne informacje o tym, co, jak i kogo ma grać, a w trakcie pierwszego odcinka "Pandemic Game" wszyscy dostają dodatkowo SMS-y z nowymi wytycznymi. Grają zatem z pasją swe role, nawet gdy prowadząca show enigmatyczna Maxima zaczyna przekraczać granicę pomiędzy ich fikcyjnymi kreacjami a życiem prywatnym. Cóż, pieniądze nie leżą na ulicy, a komentujący w sieci widzowie są gwarantem podtrzymania popularności. Wkrótce okazuje się, że "Pandemic Game" to bardzo niebezpieczna gra, której zasady wymyśla ktoś, kto ma szeroki dostęp do różnych tajemnic. Biorący udział w programie celebryci zostają zmuszeni do wyjawienia najskrytszych sekretów. Nikt nie wyjdzie z tego starcia bez szwanku.

Reklama

"Tak jak wyprodukowany przez nas 'Underdog' pokazywał, że polskie kino sportowe potrzebuje świeżej krwi, by spełnić swój potencjał, tak ten projekt miał przecierać nowe szlaki. Szukaliśmy prostej, lecz intensywnej formuły opowiadania, które pozwoliłoby nam stworzyć kino cross-gatunkowe, rozpostarte pomiędzy komedią i horrorem, sensacją i science fiction, z domieszką dramatu, kryminału, dreszczowca" -  wspomina Tomasz Mandes.

"Takie filmy w Polsce wciąż nie powstają, mimo że w Stanach i Europie Zachodniej twórcy coraz mocniej eksperymentują z gatunkiem, jego formą, możliwościami i granicami, a ich projekty osiągają komercyjne sukcesy. Wolimy u nas kręcić biografie znanych ludzi, wariacje sprawdzonych komedii romantycznych i historii gangsterskich czy opowieści tak bardzo zanurzone w naszej historii i socjologii, że są na ogół poza Polską nieczytelne" - mówi Mandes. "Bohaterowie 'The End' są bardzo polscy w tym, jak mówią i wyglądają, poszczególne dialogi są inspirowane polską rzeczywistością i polską branżą, ale sama opowieść nie jest obciążona polskością. Jest uniwersalna. Mogłaby wydarzyć się w innym kraju i dotyczyć innego środowiska".

"Siódemka postaci, trzy kobiety i czterech facetów, każda z nich ma coś na sumieniu, każda coś ukrywa,  każda reprezentuje jeden z siedmiu grzechów głównych. I każda zostaje zmuszona do wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny i słowa" - kontynuuje Mandes. "To połączenie klasycznej i uniwersalnej trzyaktowej struktury z motywem trzech nocy: od śmierci do zmartwychwstania, od końca świata do nowego początku. Pandemiczna gra trwa trzy noce, każdej kolejnej dochodzi do eskalacji słów, oskarżeń i wyznań. Maxima prowokuje bohaterów precyzyjnie wbijanymi szpilami. Na samym końcu zostaje miejsce na katharsis".

"The End" rozpoczyna scena pogrzebu znanego w środowisku reżysera i producenta Radosława Sednama, na którym nasze postaci wylewają morze sztucznych łez, wygłaszając pełne pięknych słów, dramatyczne przemówienia o tym, że zmarły był ich przyjacielem, mentorem i wspaniałym człowiekiem. Wszyscy ubrani w gustowne garnitury i przesadnie eleganckie czarne suknie, odgrywają smutek i wielką stratę. Wszyscy udają. Cięcie. W lockdownowej rzeczywistości rozpoczyna się "Pandemic Game", każda z postaci ponownie przywdziewa medialną maskę, z której jest znana. Jednak z czasem bohaterowie zostają zmuszeni do tego, by je ściągać i pokazać, kim są naprawdę, ukazując prawdziwe twarze i nieciekawe oblicza. We wszystkich postaciach twórcy zawarli zarówno własne pomysły jak i odniesienia do branżowych i celebryckich wydarzeń, o których w taki czy inny sposób było w kraju głośno.

"Niezwykle ważne było dla mnie, żeby aktorzy uczestniczyli w pracach nad postaciami, a nie tylko dołączyli do projektu i odegrali to, co zostało już zapisane" - informuje Mandes. "Dlatego wszystkie główne role były pisane pod konkretne osoby - i razem z nimi. Scenariusz był podstawą do pracy z aktorami nad tym, aby dostali postaci skrojone pod siebie. Szczerość zawsze przebija się na ekranie, dlatego chciałem, by grali w pewnym sensie lekko podkręcone wersje siebie. Pamiętam ich reakcje na gotowy scenariusz: Ale to przecież jestem ja!" - mówi ze śmiechem Mandes, dodając, że w pewnej chwili zaproponował nawet, aby aktorzy zagrali w "The End" pod własnymi imionami, jednak nie wszyscy byli skłonni się na to zdecydować. "Widziałem takie eksperymenty na Zachodzie i uważam, że fajnie by to pogłębiło wymowę wielu scen, ale faktycznie w naszej rzeczywistości mogłoby się okazać niebezpieczne. Widz nigdy się nie dowie, co jest w 'The End' prawdą, a co wymysłem". 

Pozostanie więc spore pole do analiz i spekulacji, gdyż siódemka głównych postaci to szalenie barwne osobowości. 

Karol Warszawski (Tomasz Karolak): Aktor, który stał się producentem

W Karola, aktora, który dzięki wytrwałości, uporowi i bezkompromisowości przeszedł na "ciemną stronę mocy" i został producentem, wcielił się Tomasz Karolak, uznany polski aktor komediowy ("Listy do M.", seriale "39 i pół", "Rodzinka.pl"), założyciel i dyrektor artystyczny teatru IMKA. "Jest liczącą się postacią w show-biznesie, ale prawda jest taka, że zbudował swą wielkość na słabości przyjaciela, wybitnego reżysera, którego pogrzebem rozpoczyna się film. Ten facet był dla Karola guru, punktem odniesienia. W trakcie reality show okazuje się, że odradzał mu stawiania kroków w roli reżysera, sugerując, że się do tego nie nadaje. To sprawiło, że Karol przestał być wobec niego lojalny" - wyjaśnia aktor. "Sam chcę od jakiegoś czasu przejść na drugą stronę i zająć się reżyserią. Wiem, z czym Karol się boryka. Rozumiem go. To jeden z powodów, dla których zainteresowałem się tym scenariuszem. Dobrze pokazuje mechanizmy tego pożal się Boże polskiego show biznesu, którego częścią jestem od lat. Byłem zaskoczony jego odwagą w nazywaniu rzeczy po imieniu, pokazywaniu, jak dokleja się łatki, jak kreuje się celebryckie wizerunki. Zawsze uważałem, że ktoś, kto nie jest sobą, staje się fałszem, staje się mało interesujący, nie ma nic do powiedzenia, ale popkultura ciągle udowadnia, że się mylę" - mówi Karolak. "The End znakomicie to punktuje i przypomina, że branża powinna opierać się na takich wartościach jak lojalność, przyjaźń i miłość".

"Jestem aktorem, który został reżyserem i producentem, wiem, co przechodzi filmowy Karol. Gdybym miał zagrać w 'The End', a muszę przyznać, że jeszcze w początkowej fazie projektu trochę mnie kusiło, wcieliłbym się właśnie w tę postać" - wspomina Tomasz Mandes. "Ale dla Tomka rola była idealna. To kawał świetnego aktora, który jest dyrektorem teatru i ma ambicje reżyserskie, które lada chwila spełni. Pomijając już fakt bliskości Karola do Karolaka, wiedziałem, że to idealny aktor do tej roli. The End ma elementy komediowe, ale to raczej tragikomedia, a Tomek pokazuje się na ekranie z najlepszej strony" - wyjaśnia reżyser. 

Alicja w krainie samotności (Aleksandra Popławska)

W rolę Alicji Kopytowskiej, aktorki, której kariera mimo wszelkich starań gaśnie, a z desperacji i aby mieć poczucie popularności prowadzi kanał kulinarny w mediach społecznościowych, wcieliła się Aleksandra Popławska ("Kobiety Mafii", seriale "Wataha", "Szadź", "Klangor"). "Moja postać to znerwicowana i histeryczna singielka, aktorka i celebrytka, której kariera przygasa. Mieszka z psem, którego traktuje jak dziecko. Nie ma przyjaciół, jedyną bliską jej osobą jest agentka, do której Alicja bez przerwy wydzwania. Wydaje się groteskowa i karykaturalna, ale myślę, że w każdej branży można spotkać taką kobietę, która poświęciła wszystko dla kariery, nie mając w życiu żadnych wartości poza pracą" - opowiada Popławska, podkreślając, iż Alicja bierze udział w programie głównie ze względu na pandemię. "Nie ma pracy i siedzi w domu, więc przyjmuje propozycję udziału w tajemniczej grze, choć do końca nie zna jej reguł. Z resztą postaci łączą ją pozory, pozorna serdeczność, pod którą kryje się zazdrość, pogarda czy wręcz nienawiść. Wraz z upływem czasu te emocje zaczynają brać górę i Alicja pokazuje swoją prawdziwą twarz" - mówi aktorka, która z entuzjazmem przyjęła propozycję zagrania w tym "filmo-grze" i postanowiła jako Alicja stanąć po drugiej stronie ekranowego lustra. "Moja pierwsza reakcja? Radość, że mimo pandemii będzie szansa na pracę. Potem zdziwienie i niedowierzanie, że będzie można zrealizować tak nietypowy projekt, na koniec lekka obawa, czy ktoś naprawdę, pod pozorem robienia filmu, nie wrabia nas w niebezpieczną grę?".

"Rola Alicji ma dla mnie bardzo ważny aspekt manifestu kobiet, dlatego tworząc tę postać, miałem nadzieję, że zechce ją zagrać właśnie Ola. Aktorka dojrzała, piękna i świadoma, a jednocześnie gotowa na odważną rolę. W branży filmowej kobiety w pewnym wieku mają trudniej - rzadko się o tym głośno mówi, ale przecież wszyscy wiemy, że tak jest, że tak działa ten świat" - mówi Tomasz Mandes. "Bardzo lubię nacechowany mądrym feminizmem monolog Alicji, która mówi do kamery to, co wiele osób boi się powiedzieć. To nie jest krzyk desperacji czy złości, lecz manifest o więcej szacunku i praw. Ola świetnie to odegrała, bo doskonale rozumiała tę postać" - wyznaje Mandes.

Maestro Andrzej (Jarosław Boberek)

W rolę Andrzeja Kutza, cenionego aktora dramatycznego, który dorobił się miana legendy i tworzy wokół siebie otoczkę uduchowionego mistrza, wcielił się Jarosław Boberek, aktor znany zarówno z dokonań filmowo-telewizyjnych ("Underdog", serial "Wataha"), jak i dubbingu kina animowanego ("Madagaskar"). "Wpływowa osoba ze świata kultury, ceniony aktor, który budzi szacunek i podziw. A potem okazuje się, że prowadzi od lat podwójne życie i jest kimś zupełnie innym, niż wszyscy myśleli, co, jak w pewnej chwili wychodzi na jaw, mogło bardzo mocno zaszkodzić zmarłemu reżyserowi" - opowiada Boberek. "Czemu bierze udział w programie? Sam nie wiem, dla sportu? Zabawy? Z próżności? Andrzej wie, że nie każdy może się tam znaleźć, więc on chce się tam znaleźć, gdy zaś tam już jest, wydaje mu się, że tam nie pasuje, ale jest za późno na odwrót. Kości zostały rzucone, można by rzec". Aktor przyznaje, że choć postać została pod niego napisana, wahał się nad przyjęciem roli: "Długo boksowałem się z tą decyzją, bo przy pierwszym zderzeniu ze scenariuszem nie byłem jego entuzjastą. Były pewne zastrzeżenia, wątpliwości, ale Tomek Mandes i Ewa Lewandowska wszystko wyjaśnili i wpisali moje uwagi w tekst i charakter postaci. Nie mogłem w takim wypadku odmówić".

"Postać grana przez Jarka w zasadzie sama się pisała, ponieważ korzystaliśmy garściami z jego osobowości. To niesamowicie inteligentny, ale i zachowawczy człowiek. Zna swoją wartość i niczego nie robi dla poklasku. Na próżno doszukiwać się u niego cech celebryty, bywalca show biznesowych salonów. Analizuje każdy aspekt scenariusza i bohaterów, zawsze ma uwagi, co przełożyło się na dłuższą niż w przypadku innych aktorów pracą nad postacią. Ale dzięki temu maestro Andrzej jest jeszcze ciekawszy" - wyznaje Mandes. "To typ perfekcjonisty, któremu trudno z czymkolwiek dogodzić, bo on nie akceptuje słabości innych, zawsze żąda więcej, lepiej, pełniej. Nie jest w stanie zrozumieć, że ktoś może nie być aż tak dobry, inteligentny, nie mieć aż takiej wiedzy. Ba, że większość świata taka jest, dlatego Andrzej egzystuje we własnym świecie, z gosposią, która podstawia mu pod nos jedzenie, pozwalając mu skupić się na sprawach duchowych".

Pola i jej nieznośna lekkość dziewczęcego bytu  (Paulina Gałązka)

W rolę Poli Adamskiej, młodej, popularnej aktorki, którą wszyscy podejrzewają o robienie kariery w łóżkach producentów, wcieliła się Paulina Gałązka, którą widzowie mogli zobaczyć w takich filmach jak "Juliusz", "Wszyscy moi przyjaciele nie żyją", "Na bank się uda"  i "Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle - Tajemnic polskich fortun". "Pola faktycznie radzi sobie w branży bardzo niemoralnie, jednakże wynika to z jej problemów psychicznych. Na potrzeby roli sklasyfikowałam ją jako osobę z histrionicznymi zaburzeniami osobowości. Jest w 'The End' dużo humoru, ale to tragikomedia, więc zbudowałam postać ze stereotypów na temat aktorek - słodziutki głosik, epatowanie fizycznością, poszukiwanie za wszelką cenę atencji" - wyjaśnia Gałązka. "Pozostali bohaterowie zgodzili się na udział w 'Pandemic Game' pewnie dla mamony, ale Pola zrobiła to, bo lubi być na świeczniku. Żyje w wyteatralizowanym, nadmiernie ekspresyjnym świecie i jest na tyle skoncentrowana na sobie, że nie ma pojęcia, co się dzieje na zewnątrz - myślę, że w jej głowie pozostali uczestnicy 'Pandemic Game' to statyści w show, który jest o niej. Znam takie osoby w branży, i kobiety, i mężczyzn, dlatego podobał mi się scenariusz, jego odwaga, wyrazistość i ciekawy wydźwięk".

Pola miała romans ze zmarłym niedawno reżyserem i producentem, bo ten pomógł jej rozkręcić karierę. Pytanie, czy go kochała? Czy ta dziewczyna jest w ogóle w stanie czuć do kogoś coś więcej? "Myślę, że ona sama nie wie, bo jest tak zagubiona w swojej lekkości, zwiewności i fajności, że ma problemy z odróżnianiem prawdy od iluzji" - twierdzi aktorka. Mandes podkreśla, że postać Poli została zbudowana w dużej mierze na bazie obserwacji i doświadczeń w branży. "Zaryzykowaliśmy i zagraliśmy kartą, co się myśli o młodych, ładnych aktorkach - że robią karierę przez łóżko i są emocjonalnie wyrachowane. Dołożyliśmy jednak drugie dno. Pola to niejednoznaczna postać zbudowana z jasności, wiecznego uśmiechu, lekkości bytu. Wpadła w kilka pułapek, jedne sama na siebie zastawiła, trochę na zasadzie samospełniającej się wróżby, w inne została wrzucona przez media oraz wszystkich, którzy żyją z powielania takich kalek. A ta dziewczyna cierpi, chociaż na zewnątrz może wydawać się zupełnie inaczej".

Dziecięcy Seba z gwiazdorską traumą (Piotr Witkowski)

Na przeciwległym biegunie mamy Sebę Steca, młodego chłopaka, który zaczynał w branży bardzo wcześnie, jako dziecięca gwiazda, lecz choć udało mu się z powodzeniem kontynuować karierę aktorską, wpadł w szpony nałogu. W postać tę wcielił się znany z "Procederu" Piotr Witkowski. "Był dziecięcą gwiazdą i wszedł na szczyt, teraz jest aktorem-raperem, który na tym szczycie się utrzymuje" - opisuje aktor. "Zarabiał, będąc chłopcem, i być może dlatego stracił kontrolę nad tym, co jest w jego życiu prawdą a co kłamstwem. Zgubił kontakt z uczuciami, z relacjami ludzkimi. Wszystko jest dla niego sztuczne, pozorowane. Wynika to prawdopodobnie z tego, że ze zmarłym reżyserem łączyła go głęboka przyjaźń, która była relacją ojcowsko-synowską i zarazem toksyczną więzią, bo sprowadziła chłopaka na drogę narkotyków" - dodaje Witkowski. "W 'Pandemic Game' bierze udział nie dlatego, że potrzebuje pracy, tylko z tego względu, że lubi siać ferment, robić zamieszanie. Wiedział, że będzie mógł wbić komuś szpilę i zrobić jakąś dramę, więc skorzystał okazji. Uwielbia kontrowersje, nie zatrzymuje się w tym, co mówi, lubi ostrą grę i język. Oto Seba w całej okazałości".

Witkowski zachwyca się formułą "The End". "Nie widziałem jeszcze czegoś takiego w polskim kinie. Popkulturowa forma, zrozumiała w każdym miejscu świata, uniwersalna, dotycząca ludzi i ich słabości, które przejawiają się w każdej branży i nie dotyczą tylko środowiska filmowego. To rzecz o ludziach, którzy zakładają maski i budują wokół siebie fasady szczęścia, bo wydaje im się, że świat tego od nich wymaga. I być może tak jest - zbudowaliśmy rzeczywistość, w której trzeba mieć różne twarze na różne okazje, a teraz musimy tak żyć. A przy okazji 'The End' mówi o tym wszystkim z niewymuszonym humorem, co zawsze mnie rozbraja, i jako aktora, i jako człowieka", dodaje aktor. "Seba to polski Macaulay Culkin, typ dziecięcego gwiazdora, który wchodzi z dorosłość z dużą traumą w głowie. Wszystkie postaci mają w filmie ciekawe monologi, ale ten Seby najbardziej mnie wzrusza, bo mówi o małym chłopcu, przed którym postawiono wybór, na który ten nie był gotowy" - tłumaczy Mandes. "To nie jest tylko specyfika branży filmowej, bo przecież jedni rodzice pchają dzieci na siłę do gry w tenisa, a inni na studia prawnicze, by spełnić swoje ambicje, ale prawdą jest, że w naszym środowisku są to wyjątkowo tragiczne historie. Piotrek zadebiutował małą rólką Niemca w 'Dywizjonie 303' i z uwagą śledzę jego karierę po 'Procederze', a gdy nadarzyła się okazja, uznałem, że to rola dla niego".

Obiecująca niemłoda Anna  (Agnieszka Wielgosz)

W rolę Anny Małek, niespełnionej aktorki, która po wielu próbach rozkręcenia różnych biznesów, znalazła dla siebie pozornie bezpieczną przystań w świecie mediów społecznościowych, wcieliła się z biglem Agnieszka Wielgosz, znana głównie z kreacji teatralnych oraz telewizji ("Camera Cafe", "Pierwsza miłość", "Licencja na wychowanie"). "Ona nie widzi świata poza social media, jej całe życie kręci się wokół nich, przez co w pewnym momencie okazuje się, że nie ma tak naprawdę nic" - opowiada Wielgosz. "Nie udało jej się zrobić kariery aktorskiej, więc próbuje rozmaitych działalności. Zakładała różne firmy, zachęcała znajomych i nieznajomych do partycypowania w jej biznesach, co kończyło się nawet na finansowych przekrętach. Zmarły reżyser i producent często obsadzał ją w swoich filmach i pożyczał pieniądze, ale ona nigdy nie była dla niego główną aktorką, co zrodziło wiele nieporozumień i konfliktów" - podkreśla aktorka. "Ogólnie rzecz biorąc, Anna ima się wszystkiego, żeby lepiej żyć, cokolwiek to znaczy w dzisiejszych czasach. Jest w gruncie rzeczy bohaterką pozytywną, tyle że zagubioną w otaczającej rzeczywistości - wydawało jej się, że social media staną się remedium na jej problemy, ale w końcu uzależniła się od nich".

Według Tomasza Mandesa rola Wielgosz jest "największym odkryciem tego filmu. Znamy się od lat i zawsze żałowałem, że Adze nie udało przebić się do kina, bo ma niesamowity talent. Dziś, głęboko po czterdziestce, w zasadzie debiutuje w dużej roli w kinie i jest niesamowita" - informuje reżyser. "Zawarliśmy w postaci Anny trochę tego niespełnienia, tej wiary, że jeszcze się uda, że nie wszystko stracone, całą resztę Aga odegrała wzorcowo. Jest magnetyczna i wygląda cudownie". Wielgosz ucieszyła się z poważnej roli kinowej, która nadeszła w czasach, gdy teatry tkwiły w lockdownie i ludziom z branży kończyły się oszczędności. Uważa, że "The End" to projekt wyjątkowy w jej karierze również dlatego, że pozwolił jej pokazać się z zupełnie innej strony. "Mam bardzo plastyczną twarz i w zależności od włosów i makijażu zmieniam się kompletnie. Tomek Mandes, charakteryzator Grzesiek Szczuka i kostiumograf Piotr Koncki wykorzystali to w stu procentach, bo Anna stwarza wokół siebie iluzję przepychu, blichtru, piękna, zmienia przed kamerą stroje, peruki, makijaż. Czułam się jakbym grała w kinie Almodóvara i mam nadzieję, że widzowie też poczują trochę tej magii".

Borys: Pies na paparazzi  (Przemysław Sadowski)

Borys Polak to uznany aktor, który nie potrafił poradzić sobie ze sławą i częściej mówi się dziś o nim w kontekście wybryków celebryckich, niż solidnych ról, chociaż on sam nie cierpi paparazzi i reprezentowanej przez nich kultury taniej sensacji. W trakcie pandemicznego show wychodzą na jaw rzeczy, o które nikt go nie podejrzewał, także w kontekście jego przyjacielskiej relacji ze zmarłym reżyserem. W tę pozornie nieskomplikowaną rolę wcielił się Przemysław Sadowski, znany widzom zarówno z produkcji filmowych ("Układ zamknięty", "Na bank się uda"), jak i seriali telewizyjnych ("Echo serca", "Czas honoru"). "To aktor i celebryta... a może celebryta i aktor? W jego wypadku trudno stwierdzić, czy najpierw jest aktorem, czy celebrytą, nawet jeśli on się od tego drugiego stanowczo odżegnuje. Bierze zresztą udział w tym programie po to, by podtrzymać zainteresowanie swoją osobą. No i dla pieniędzy, ale to chyba oczywiste" - twierdzi Sadowski, i podkreśla, że mimo pewnych zbieżności, Borys nie ma z nim dużo wspólnego. "Szukaliśmy postaci blisko naszych prywatnych życiorysów, ale on z moją prywatnością ma tyle wspólnego, że w jego żonę wciela się Agnieszka Warchulska, czyli moja żona" - śmieje się aktor.

Sadowski dodaje, że w "The End" zainteresowała go zarówno formuła pracy, jak i scenariusz, który dotyka wielu ważnych tematów. "Gdy pojawiła się szansa powiedzenia paru słów prawdy o naszym środowisku, a także o człowieku i jego różnych słabościach, wiedziałem, że nie mogę tego przepuścić. Nasi bohaterowie oficjalnie się kochają, poklepują po plecach, przyjaźnią, a tak naprawdę każdy ma do innych pretensje i jakieś żale. Niektórzy się nienawidzą i konkurują ze sobą". Mandes dodaje, że Borys został zbudowany "na agresji, na takim niepogodzeniu się z tym, co przynosi świat. To tygrys zamknięty w klatce, co przejawia się między innymi w jego atakach na paparazzich. Borys przeszedł drogę znaną wielu aktorom: zagrał jedną świetną rolę i nie jest w stanie powtórzyć tego sukcesu, co powoduje w nim ogromne napięcie. Zastanawia się, czy uda mu się jeszcze zagrać coś ważnego, a zrodzona w nim złość i strach, że być może już nigdy nie wróci na szczyt, wpływa na to, jak myśli i reaguje" - dodaje Mandes. "Wszystkie postaci 'The End' mają ten sam problem, a pandemiczny program jest cezurą, która pozwala im na zmianę. Ostatecznie ten film opowiada o nadziei. Koniec może być początkiem, jeśli tylko zechcemy".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The End (2021)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy