Reklama

Terrence Malick: I'm Not There

Laureat Złotej Palmy za film "The Tree of Life" - Terrence Malick - ma na reżyserskim koncie ledwie 5 tytułów, ale uznawany jest od lat za jednego z największych współczesnych filmowców. Niewielu było też reżyserów, których otaczała podobna aura tajemniczości.

Czy Malick istnieje?

Kiedy przewodniczący jury Robert de Niro ogłosił w niedzielny wieczór, że Złota Palma - główna nagroda tegorocznego festiwalu w Cannes - przyznana została filmowi "The Tree of Life" Terrence'a Malicka, publiczność zgromadzona w Palais des Festivals bez zdziwienia przyjęła fakt, że reżyser filmu nie pofatygował się do Francji po odbiór prestiżowego wyróżnienia.

Złotą Palmę odebrali producenci "The Tree of Life", ale nawet gdyby Malick znajdował się w niedzielny wieczór w Cannes, prawdopodobnie mało kto rozpoznałby w 68-letnim mężczyźnie słynnego reżysera. Niewielu wie bowiem, jak wygląda autor "The Tree of Life". Terrence Malick to bowiem Tomas Pynchon współczesnego kina - legenda tego twórcy wyprzedza jego biografię. Zasadne byłoby w tym miejscu pytanie: czy Terrence Malick naprawdę istnieje?

Reklama

"The Tree of Life" to piąty film w reżyserskiej karierze Malicka. Twórca ten zadebiutował w 1973 roku dramatem "Badlands" z głównymi rolami Martina Sheena i Sissy Spacek. Film, który zdobył Złotą Muszlę - główną nagrodę festiwalu w San Sebastian - opowiadał historię dwójki zakochanych nastolatków, którzy zabili sprzeciwiającego się związkowi pary ojca dziewczyny, a po zamordowaniu pozostałych członków rodziny ruszyli w podróż po Stanach Zjednoczonych.

Film, który stanowił inspirację głośnych "Urodzonych morderców" Oliviera Stone'a, oparty był o prawdziwą historię Charlesa Starkweathera i Caril-Ann Fugate. Tym jednak, co przekonało krytyków i publiczność do dzieła Malicka nie była społeczna, ani publicystyczna wymowa jego dzieła, tylko daleki od jednoznacznych jurysdykcyjnych osądów poetycki, pięknie sfotografowany portret Ameryki lat 50. Słowo "mityczny" miało jeszcze nie raz pojawiać się przy okazji omówień twórczości tego reżysera.

Inny niż Spielberg

W 1978 roku Malick reżyseruje kolejny film "Niebiańskie dni", za który zasłużenie otrzymuje w Cannes nagrodę za najlepszą reżyserię. Obraz nominowany jest też do czterech Oscarów, zdobywając jedną statuetkę Akademii (za najlepsze zdjęcia). Rozgrywające się na początku XX wieku "Niebiańskie dni" opowiadają historię zakochanej pary, która podejmuje się dorywczych prac na polu. Młodzi udają przed światem, że są rodzeństwem, kiedy więc jeden z bogatych farmerów w Chicago oświadcza się dziewczynie - młodzi, wiedząc, że mężczyzna jest ciężko chory i nie zostało mu już dużo życia - decydują się na cyniczny krok. Kłopoty zaczynają się, kiedy oczekiwana śmierć farmera wcale nie nadchodzi. Główną rolę w "Niebiańskich dniach" zagrał Richard Gere, dla którego był to początek wielkiej kariery. Zarówno jego rola w tym obrazie, jak i kreacja Martina Sheena w "Badlands" - uznawane są za kluczowe w karierach tych aktorów.

Zobacz zwiastun "Niebiańskich dni":


Obrazem, dzięki któremu szeroka publiczność poznała Terrence'a Malicka była jednak "Cienka czerwona linia" - film, który zrealizował w 1998 roku po 20-letniej artystycznej przerwie. Za ekranizację autobiograficznej książki Jamesa Jonesa, której akcja rozgrywa się w trakcie II wojny światowej w kontekście walk o wyspę Guadalcanal, Malick zdobył w Berlinie Złotego Niedźwiedzia. Film doceniono też w Ameryce, "Cienka czerwona linia" otrzymała bowiem aż 7 nominacji do Oscara. Przekleństwem Malicka był fakt, że w tym samym roku Steven Spielberg nakręcił "Szeregowca Ryana". Porównywanie obydwu filmów jest jednak zajęciem jałowym. Malick, odwrotnie niż Spielberg, nie zakręcił bowiem filmu wojennego (lub antywojennego). Postawione na początku obrazu pytanie: "Czym jest ludzka wojna w sercu natury?" wyznacza odpowiedni kontekst odbiorczy tego dzieła. "Cienka czerwona linia" jest medytacją na temat konfliktu ludzkich natur.

Zobacz zwiastun filmu "Cienka czerwona linia":


Po sukcesie "Cienkiej czerwonej linii" Malick potrzebował kolejnych kilku lat, by zaprezentować swój nowy film. Jednym z powodów długiego okresu produkcyjnego jego obrazów jest artystyczna bezkompromisowość reżysera. Perypetie towarzyszące powstaniu gotowej wersji "Podróży do Nowego Świata" (2005) to poglądowy materiał na spędzający sen z reżyserskich powiek temat konfliktu z producentami. Malick nie odpuszcza ani na centymetr, broniąc autorskiej wizji oraz walcząc o utrzymanie autorytetu reżysera jako ostatecznego twórcy dzieła filmowego. Premiera "Podróży do Nowego Świata" przesuwana była o kolejne miesiące do momentu, kiedy reżyser nie uznał, że wreszcie osiągnął zamierzony efekt.

Dzieło ważniejsze niż twórca

Jego najnowszy obraz - nagrodzone Złota Palmą "The Tree of Life" - nie jest tu wyjątkiem. Pierwsze informacje o premierze tego filmu na Croisette pojawiły się już w... 2009 roku. Rok później przed ogłoszeniem listy konkursowych filmów znowu "The Tree of Life" było najżywiej komentowanym tytułem. "Terrence Malick osobiście poinformował mnie, że film nie będzie gotowy" - powiedział jednak dziennikarzom dyrektor artystyczny festiwalu Thierry Fremaux.

W tym roku zdążył. Nagroda dla jego filmu - niezależnie od artystycznej wartości jego najnowszego dzieła - jest wyróżnieniem dla kina, które nie liczy się z czasem. Dla kina, które wykracza poza doraźność, publicystykę i aktualność; które zamiast osadzać się w bieżących kontekstach, odnajduje się w relacji z mityczną rzeczywistością. Najwięksi twórcy kina: Federico Fellini, Andriej Tarkowski, Ingmar Bergman - byli przecież twórcami mitów.

"Dlaczego go tu nie ma? Nie twierdzę, że to proste pytanie, ale on jest niezwykle cichym i nieśmiałym człowiekiem. Wiele osób widzi w jego zachowaniu rodzaj pozy, ale nie tak się rzeczy mają z Terry'm. On po prostu chciałby, aby to jego dzieło mówiło za niego" - skomentował nieobecność reżysera na gali w Cannes producent "The Tree of Life", Bill Pohlad.

Zobacz zwiastun filmu "The Tree of Life":

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Terrence Malick
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy