Teresa Tuszyńska: Szybki koniec błyskotliwej kariery
Była jak dzika kotka, którą każdy chciał oswoić, ale nikt nie rozumiał.
Nazywano ją polską Brigitte Bardot. Jej koleżanka z pokazów Mody Polskiej, późniejsza projektantka Grażyna Hase, mówi, że Tuszyńska siała spustoszenie wśród mężczyzn. Niewielu było w stanie się oprzeć pełnej wdzięku, dziewczęcej, a jednocześnie prowokującej piękności. Gdy była w towarzystwie, a do lokalu wchodził atrakcyjny mężczyzna, który się jej przyglądał, przysiadała się do niego. Dłuższą chwilę patrzyła mu w oczy, a potem mówiła: "No to cześć" i odchodziła. Lubiła szokować. Gdy Kazimierz Kutz zaproponował jej rolę w swoim filmie, usłyszał bezceremonialne: "Musimy się natychmiast przespać". Nie skorzystał, choć przekonywała: "Jesteś idiota, chodź, chociaż raz, żeby nam się lepiej pracowało".
Niepokorna była od zawsze. Przez to wyrzucono ją z dwóch szkół prowadzonych przez zakonnice. Choć nie była jedynaczką (miała starszego brata i młodszą siostrę), rodzice ją rozpieszczali. Mama starała się spełniać wszystkie jej zachcianki, ojciec ją ubóstwiał: "Tereńka, czego ta cholera od ciebie chce?" - mawiał, gdy matka strofowała córkę. Dziewczyna była wesoła, figlarna. Lubiła się bawić. Wcześnie zaczęła bywać w klubach studenckich - w 1958 r. została wybrana Miss Stodoły. Tego wieczoru wypatrzył ją fotoreporter Andrzej Wiernicki. Zrobił zdjęcia, które wysłał, bez jej wiedzy i zgody, do redakcji "Kobiety i Życia" i "Przekroju" - to otworzyło pięknej i zdolnej amatorce drzwi do kariery.
Pani Tuszyńska nie była zachwycona tym, że córka trafiła na okładkę. Przyszła do domu Wiernickiego z awanturą. Krzyczała, że to skandal, a Teresa jest niepełnoletnia i powinna się uczyć. Niestety, wkrótce jej córkę wyrzucono z Liceum Techniki Teatralnej. Ale na brak zajęcia nie narzekała - wygrana w konkursie "Przekroju" zapewniła jej rolę w "Ostatnim strzale" Jana Rybkowskiego. Ostatecznie w nim nie zagrała, bo, wbrew umowie, nagle uciekła z planu. Ta nieobliczalność jeszcze wiele razy da o sobie znać i zaszkodzi jej w karierze.
Na razie jednak Teresa dostała drugą szansę: rolę w "Białym niedźwiedziu", gdzie zagrała u boku Gustawa Holoubka. Największy sukces odniosła w filmie "Do widzenia, do jutra", w którym partnerowała Zbigniewowi Cybulskiemu. Zagrała w nim, ale nie mówiła. Głosu wykreowanej przez nią postaci, córce francuskiego konsula, użyczyła żona Zygmunta Kałużyńskiego Eleonora Griswold.
Film spodobał się i w kraju, i za granicą, skąd zaczęły napływać propozycje dla utalentowanej Polki. Pracę i wsparcie oferował jej też Roman Polański, który specjalnie przyleciał po nią z Paryża. Ona nic sobie z tego nie robiła: "Mam w nosie cały ten wyjazd do Francji" - oświadczyła mężowi, Janowi Zamoyskiemu, który z reżyserem i francuską agentką czekał na nią na lotnisku. Mieli już kupione bilety do Francji, ale Teresa się nie pojawiła.
W życiu prywatnym też była nieprzewidywalna. Wiele lat związana z Adamem Pawlikowskim, by zrobić mu na złość, wyszła za mąż za jego przyjaciela, hrabiego Zamoyskiego. Małżeństwo rozpadło się przez coraz silniejsze skłonności Tuszyńskiej do alkoholu. Podobny los czekał jej kolejny związek z aktorem Włodzimierzem Kozłowskim. Przez picie omal nie trafiła na dwa lata do więzienia, bo uderzyła w twarz milicjanta na służbie. Wybronił ją jeden z najlepszych adwokatów, mecenas de Virion, któremu zadania nie ułatwiał fakt, że jego klientka przed rozprawą zdążyła się upić. Przyjaciele wlali w nią więc morze kefiru i kazali jej założyć ciemne okulary, nim weszła na salę rozpraw.
Nałóg niszczył jej życie i karierę. Zagrała jeszcze co prawda w kilku filmach, ale wielu reżyserów bało się ją angażować. Nawet Jadwiga Grabowska, dyrektor Mody Polskiej, która przez kilka lat faworyzowała Tuszyńską, w końcu postawiła na niej krzyżyk. Na początku lat 70. zniknęła z show-biznesu równie niespodziewanie, jak się w nim pojawiła. Z ostatnim mężem, robotnikiem Janem Perzyną, zaszyła się w obskurnym mieszkaniu, gdzie często interweniowały służby porządkowe. 19 marca 1997 r. Perzyna zadzwonił do brata aktorki: "Teresa nie żyje. Ale nie stać mnie, żeby ją pochować"...